takamala- jak dobrze Cie rozumiem...ja też umierałam z niepokoju patrząc na cierpienia taty. To niedobrze, że Twój tato tak cierpi. U Was na oddziale pytałaś, jak można Tacie pomóc? Może jakieś wzmacniające kroplówki, elektrolity chociaż, glukoza?? Ja tak tacie aplikowałam w domu, jeszcze przed operacją, bo mój szwagier jest pielęgniarzem. Wtedy dochodził do siebie na tyle, że próbował jeść. Tylko nie wiem, jak to działa w trakcie chemioterapii :( . Na pewno nie możecie tego tak zostawić, bo tato musi mieć siły, a bez jedzenia o to trudno.
Myślę, że u Twojego taty odezwała się jakaś depresja, bo trudno o pozytywne nastawienie, kiedy człowiek czuje sie tak źle. Nie możecie jednak dopuścić, żeby stracił cheć walki. Tak jak pisze sierotka, próbujcie wszelkich możliwych sposobów, a jeśli nie ma wyjścia, to nawet "opieprzyć" trzeba, potrząsnąć. I nie patrz, że to Tato Twój ukochany, ale bądź twarda, bo tak trzeba.
Przede wszystkim zapytajcie lekarza na oddziale, bo jest wiele leków, które pomagają ograniczyć skutki uboczne, nie daj się zbyć! U nas na onkologii pani dr powiedziała, że pacjent nie może cierpieć.
Myślami jestem z Tobą, wysyłam pozytywną energię i łączę się w modlitwie.
Zoe- przytulam, wiem, że czasem sił brak, ale przecież wszyscy kiedyś odejdziemy z tego świata, a dziś jesteśmy jeszcze razem, więc kochajmy i cieszmy się sobą :)