Witajcie ponownie. Mam już wyniki taty po operacji i wielką prośbę o próbę porównania, zrozumienia ich. Gruczolak cewkowy z ysplazją dużego stopnia zastawki krętniczo-kątniczej. Rak gruczołowy (G-1) poprzecznicy. Wg Astlera-Collera C-2, pT3N1bMx, wg Jassa- grupa III B. Nikt nie chce nic powiedzieć...
Witam Was kochani...szyszko, mój tata ma w wyniku pT3N1b....proponuję abyś założyła wątek na forum onkologiczne dum spiro spero, tam są specjaliści i napewno rozszyfrują wynik Twojego Taty profesjonalnie....mój tato pojutrze zaczyna chemię...tak się boję...ach, trzeba być dobrej myśli...wiem tylko że w tym zaawansowaniu 5 letnie przeżycie osiąga 47,3 procent chorych...ale to tylko suche tabelki każdy jest inny:)
Wiecie, boję się każdego dnia, nic nie planuję na przyszlośc...tata jest pozytywnie nastawiony i oby tak dalej....boje sie jak zniesie chemię...
Zoe, cieszę sie z pozytywnych wiadomości i czekam na więcej szczegółów..
Najgorsze jest to że teraz mnie trzyma hipochondria i kancerofobia i bardzo się boję....że mam tego skorupiaka...wszystko mnie boli:((((
takamala, dziękuję za radę. Nie bój się, chemię można "oswoić", moja kochana mamusia dziś wychodzi ze szpitala po 4 wlewie. Oczywiście są skutki uboczne, dość uciążliwe, ale i tak nie jest najgorzej. Wszystko zależy od danego organizmu.
Te 47,3 procent to dużo. A statystyki...no cóż, statystycznie rzecz ujmując, ja i mój pies mamy po trzy nogi ;) Trzeba być dobrej myśli, a przynajmniej wśród tych naszych chorych roztaczać same pozytywne emocje, aby zmobilizować do walki o całkowite wyleczenie. Ja staram się nie dopuszczać innego scenariusza, choć nie powiem, zdarzają się chwile słabości, a wtedy wyję pod prysznicem jak zbite zwierzę... Wtedy oczyszczam się z lęku i bezradności, żeby następnego dnia powitać ukochanych rodziców uśmiechem i dobrym słowem. Trzymajcie się cieplutko i : "niech żywi nie tracą nadziei..."
takamala, dziękuję za radę. Nie bój się, chemię można "oswoić", moja kochana mamusia dziś wychodzi ze szpitala po 4 wlewie. Oczywiście są skutki uboczne, dość uciążliwe, ale i tak nie jest najgorzej. Wszystko zależy od danego organizmu.
Te 47,3 procent to dużo. A statystyki...no cóż, statystycznie rzecz ujmując, ja i mój pies mamy po trzy nogi ;) Trzeba być dobrej myśli, a przynajmniej wśród tych naszych chorych roztaczać same pozytywne emocje, aby zmobilizować do walki o całkowite wyleczenie. Ja staram się nie dopuszczać innego scenariusza, choć nie powiem, zdarzają się chwile słabości, a wtedy wyję pod prysznicem jak zbite zwierzę... Wtedy oczyszczam się z lęku i bezradności, żeby następnego dnia powitać ukochanych rodziców uśmiechem i dobrym słowem. Trzymajcie się cieplutko i : "niech żywi nie tracą nadziei..."
Zoe, bardzo dobra wiadomość , bardzo się cieszę :), jestem z Wami , mimo że mam mniej czasu żeby tu zaglądać, takamała wszystko będzie dobrze, trzymaj się, nie trać nadziei, tak jak napisała Ci szyszka, cieszy mnie nastawienie taty, a takie nastawienie jest bardzo ważne żeby przejść chemię, będzie dobrze nie zamartwiaj się, nie wmawiaj sobie żadnej choroby, musisz być silna, dasz radę, i tata też da radę, z takim nastawieniem to musi być dobrze !!! pozdrawiam Wszystkich serdecznie :)
Czesc kochani!!!
Ojjjj jak dorwalam kompa to nie wiem na co odpisywac,odpowiadac...
A wiec od poczatku...Dzien operacji tatka -moment straszny...nawet nie chce o tym pamietac! Biedny lezal na sali,czekal...caly w rurkach-jakies sondy do zoladka przez nos popodlaczane,cewniki,kroplowki...widok az serce rozdzieralo.Potem mega dlugie 4,5 godz...natepnie ogromny bol taty,cierpienie,morfina....Po 4 dniach wyszedl z oiomu pooperacyjnego na sale ogolna.Ale chcialam zaznaczyc ze juz na druga dobe po operacji laził po holu z balkonikiem:):)
Nooo a potem 3 doby na sali ogolniej i do domciu.Ale dostal zapalenia zyly po wenflonie-goraczka,bol reki,ogromne spuchniecie i zaczerwienienie...Lekarze fantastyczni! Sami zadzwonili na drugi dzien po wyjsciu ze szpitala,i pytali jak tata sie czuje..Noo i musielismy przyjechac znow do szpitala-z ta reką..wygladala strasznie! Zrobili usg-okazalo sie ze to cale szczescie tylko zapalenie,nie ma jakiegos zatoru itd.No i antybiotyk,smaowanie,oklady.Na dzis jest juz praawie dobrze.
Jutro idziemy zdjac klamry z brzucha(szwy juz zdjete tydz.temu)
Ale najwazniejsze.....na 14 -cie usunietych węzlow-wszystkie czyste!!!! Watroba,pluca i inne organy w porzadku! Matko....niesamowita ulga! Szczescie!:):)
Pan doktor dal skierowanie do onkologa i do poradni chemioterapii ale to tylko pro forma..Bo wiemy,ze dalszego leczenia juz nie bedzie!
Gad wyciety w calosci!!!!! :):)
Zoe- Fantastyczna wiadomość!! Tak się cieszę, że Twój tato już jest po wszystkim. Mój niestety miał 2 węzły zajęte (na 23 wycięte) i dziś rozpoczyna chemioterapię. Boję się o niego, ale jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że chemia zadziała i zabije to ustrojstwo do końca. Mamusi zostało "tylko" dwie chemie wziąć i operacja. Ale mam kumulację :(.
Pozdrawiam wszystkich!
Szyszko, mój Tato jest na tym samym etapie co Twój, wczoraj rozpoczął chemię....miał wlew dożylny(niestety nie potrafi powiedzieć jaki lek dostał) plus doustnie chemioterapię xeloda...następny wlew ma za trzy tygodnie, i ma brać xelodę...po wczorajszej chemii wymiotowal ale jest już dobrze...Zastanawiam sie dlaczego lekarze podczas oepracji wycieli tacie tylko 13 węzłów, podczas gdy widzę że Twojemu tacie aż 23...operacja była w CO, więc chyba lekarze wiedzieli co robią...w dwóch węzłach były przerzuty przekraczające torebke:((ale martwię sie ze mogą być przerzuty w tych niewyciętych:(
Tata generalnie jest pozytywnie nastawiony, choć czasami jakiś "czarnny hummor"tez mu się zdarzy...
Niestety mam problem ze sobą....wymyślam sobie że też mam raka:((kluje mnie w prawym boku i boli pod prawą łopatką i już myślę że to jakieś przerzuty na wątrobie:(a na usg boję się iść...1,5 roku temu mialam rezonans jamy brzusznej i było ok, ale i tak jakieś głupie myśli krążą w mojej głowie...mam trójkę dzieciaczków i jeśli zabrakłoby mnie niewiem jak wyglądałoby życie moich szkrabów...:(
ahh, wiecie to jest straszne taka hipochondria:(((odbiera siły i chęci do życia:((
Zoe, wspaniala wiadomośc, że nie bedzie dalszego leczenia, kamien z serca...możecie zapomnieć o tej chorobie:))
i cieszyć się życiem i żyć dalej tak jak przed diagnozą...u nas niestety wszystko się zmieni...chemia itd, ciągly lęk o przerzuty:( o ten guzek 3mm w płucu, lekarz zalecil kontrole za poł roku, ja uwazam ze to za dlugo, probuje tate namowic aby predzej to sprawdzil, ale tata nei ma takiego zamiaru...twierdzi ze skoro lekarz zalecil kontrole za pół roku to wiedział co robi....
My póki co uczymy się życ z chorobą taty, zyc w miare normalnie, o ile to możliwe...choć w sercu wielki lęk
Magda, jeśli zaglądasz na forum napisz co u Twojej Mamy, czekamy z niecierpliwością na wieści:)
Pozdrawiam Was serdecznie, piszcie co u Was
takamala- nie jestem lekarzem, ale myślę, że ilość wyciętych węzłów zależy od tego ile udało się znaleźć, chyba nie ma reguły. U męża mojej koleżanki z pracy wycięto 46 węzłów, miał zainfekowaną otrzewną, bo nastąpiła perforacja jelita i płukano na stole operacyjnym w formalinie wszystkie "flaczki". Jest 4 lata po leczeniu i żyje normalnie, więc i my musimy wierzyć, że nasi tatusiowie sobie poradzą. Mój tato idzie schematem folfox4, będzie miał założony port naczyniowy.
Pewnym jest fakt, że NIGDY już nie będzie tak jak przed chorobą, pozostanie strach, niepokój, niepewność, ale....przecież Ci, których kochamy ciągle żyją, mają szansę. Korzystajmy więc z tych chwil, bo nikt nie żyje wiecznie, wszyscy kiedyś opuścimy tę ziemię :) Ja staram się cały czas być pogodna i nastawiam moich rodziców, że to taka teraz jest choroba cywilizacyjna, kiedyś ludzie umierali na gruźlicę.
Szkoda mi ich tylko, bo młodzi są, ale cóż, przecież dzieciaczki też chorują, to jest dramat.
Pozdrawiam wszystkich kochających i walczących z tym podstępnym przeciwnikiem!
Kochani co u Was??
Andrzej? Szyszka? Takamala? Jasona????? jesli kogos pominelam to przepraszam..