Masz14 nikt nie powie ci ile czasu zostalo na prawde. Wiec nie myśl o tym tylko ciesz sie kazda chwila spedzona z tatą. Moja mama tez nie znala prawdy ze ratunku juz dla niej nie ma :(. Nadzieje trzeba miec do konca. Poszukaj moze jakiegos dobrego onkolog a skonsultuj przypadek taty. Walczyc trzeba do konca!! I tej sily zycze ci z calego serca <3
Karinko-zapomniałam zapytać: jak tato, dziś pewnie jesteście na PET? Napisz, bo się martwię.
Jasona, jaki schemat chemii ma Twoja mama? Jakie ma skutki uboczne? Może mogę coś poradzić?
Teraz w skrócie- Takamala- przykro słuchać, że tato tak źle znosi leczenie, ale pomyśl, że moja mama też przeżyła straszne chwile podczas chemii, ale ta trucizna zabiła gada, teraz go wytna i wsadza do słoja-tam jego miejsce.
Mama dochodzi do siebie po chemii, 10 IX operacja-(proszę o modlitwę). Musimy żyć!!
Tato ma się b.dobrze, funkcjonuje normalnie, nawet drineczka sobie wspólnie czasami wieczorkiem zapodamy ;). Nie może tylko dźwigać, ale to nic przecież w porównaniu do tego co przeszedł. Ten rok spisuję na straty, rok strachu, bólu i rozpaczy. Teraz czekamy na wiosnę, na prace w ogrodzie, ogniska z kiełbaską, na śmiechy i żarty. Tylko czasem, gdzieś na skraju świadomości czai się ten paraliżujący niepokój, że to nie koniec przecież walki, że nie możemy całkiem zakopać broni, tylko odstawić ją na chwilę w widoczne miejsce...ale nic to, przecież wciąż żyjemy!
Kochani! Dużo zdrowia Wam życzę, spokoju i nadziei.
"Gdy Pan potrząsa drzewem Twojego życia, tak że liście spadają, wtedy pragnie tylko tego, żebyś przez gołe gałęzie tym lepiej widział błękit nieba" /Frommel/
No szlag mnie trafi!! Przepraszam, ale spisałam się i zniknęło!
Kochani jak dobrze ze jesteście :) wróciłam ! Bede pisać ! Ale kak dobrze sie Was czyta ....ze sie tak wielu udało ! U nas no coz.... Mama chemię strasznie znosi ;(
I coś jeszcze to forum ,trafiam na nie nie śpiąc po nocach podczas pobytu męża w woj już szpitalu ,czytam do rana jednym tchem ,szukam info i otrzymuje tutaj po raz kolejny cudowne wsparcie .osób mi nie znanych ale cudownych w swoich sercach ,chłone to wszyskto korzystam z rad zadaę pytania ...a teraz oddaję Wam Kochani to co mam najcenniejszego skrawek naszych doswiadczeń ........naszego wsparcia <3Tylko walka ,współpraca z dobrymi lekarzami och duże tego ,daje szansę na powodzenie.Wiara w to ,że nam się uda to ogromnie wielka siła w zmaganiu z chorobą jaką jest rak.
Takamala jestem zakłopotana ,ponieważ inni mają gorzej ;(DZielnie walczą ,są wzorem optymizmu i dobroci dla swoich bliskich i nas ttutaj.
Ale jeśli prosisz opowiem z pewnym zakłopotaniem.
Hm......4 rok walki heroicznej męża ,nasze skromne wsparcie.Kolonoskopia i wyrok ...proszę pana jest guz ....i opis 5 cm guz w zwieraczach .....zablokowany odbyt .Dwa tyg ,miesiąc zero wyprózniania ......horror .Kolejno skierowanie do naszego szpitala w małym miasteczku i "krzyk" na natychmiastową operację ...nie zgadzamy się jakiś instynkt nam podpowiada coś jest nie tak ,za szybko,gdzie badania etc.Nie zgadzamy sie szukamy ratunku w sąsiednim miescie woj ,kolejna kolonoskopia badania histo i opinia pilnie operować ...mąż sie nie wypróżnia ...koszmar.Okazuje się ,że szpital nie przestrzega praw pacjenta i nie zgadza się na operację na naszych warunkach..jesteśmy w punkcie wyjścia.I pewnego wieczora telefon jeden z kilkudziesieciu od naszych przyjaciół ,kochanych wiernych,.....i trafiamy do Gliwic na radioterapię .Ale nie ma miejsca natychmiast więc mieszkamy na stancji i czekamy na położenie do instytutu......tydzień we końcu kładziemy męża na 12 dni ,i trafna wreszcie diagnoza ,2xdziennie radio ,przygotowanie do operacji ,a mamy taką nadziieję ,że radio usunie guz nic z tego dowiadujemy się po prostu ,zmniejszy go przygotuje do operacji.
Mieszkam z przyjaciółmi w hotelu ,jesteśmy z mężem wspieramy Go i kolejny wyrok stomia nie ma innej szansy.....................................
12 dzień koniec radio zabieramy męża do naszego woj by tutaj Go operować a nie w Instytucie ,bo to tylko 70 km km od miejsca zamieszkania,a nie jak do Gliwic kilkaset km.Przecież to oczywiste ,chcemy sie Nim opiekować ,ja i syn z synową.
Operacja w końcu po ok 3 miesiacach i stomia i nowy rozdział w naszy życiu.Taki rozdział sprawdzajacy min słowa przysiegi małżeńskiej ......i nigdy cię nie opuszczę.......... <3To już 4 rok jak walczymy w tym czsie po 1 operacji mąż przeszedł 2 kolejne ,łącznie z tą teraz w maju br z niedrożnością jelita i znów uciekł śmierci tak na złość i znów zwyciężyliśmy............ <3Gdybym miała opisać dzień po dniu to powinien być blog.
Rok przed nowotworem mąż miał rekonstrukcję biodra ,stawialiśmy Go na "nogi"rok po wyrok .....a dzisiaj od maja br dzieliłą go tylko doba od smierci.I znów cudowni lekarze i znów heroiczna walka o życie i zdrowie.
Mamy cudownych przyjaciół i fantastyczną nadzieję na ziemie wolną od przemocy i chorób.
Ot taka w wielkim uproszczeniu opisana historia zwykłego człowieka pragnącego żyć i historia Jego rodziny ,czyli zony i syna z synowa mieszkajacych 70 km od domu rodzinnego i córki mieszkającej tysiace kilometrów od Polski. <3
Szyszko, co u Ciebie, jak czują się Twoi rodzice? Moj tata ma takie samo zaawansowanie jak Twój...czuje się niestety nie najlepiej, schudł 3 kg, leczony schematem xeloda...
Jak Ty się trzymasz w tej trudnej sytuacji? Ja staram się, ale zdarza sie ze ywmiękam i ryczę po kątach...niewiem co to będzie...tata przyjął narazie 2 serie tabletek xeloda plus dwa wlewy z oksaliplatyny...ostatnią serię przeszedl źle, bóle brzucha, biegunki, brak apetytu osłabienie...widzę, że źle wygląda...boję się o niego, ma 59 lat, chciałabym, aby był z nami jeszcze długie lata..
Jak Twoja mama?czy już po operacji?
Sierotko czy mogłabyś ku pokrzepieniu opisać historie Twojego mężża, ile ma lat, jakie miał zaawansowanie choroby, jakie leczenie przeszedł?
Pozdrawiam WAas gorąco, trzymajcie się dziewczyny i piszczcie co u Was i Waszych bliskich, pa!