Cześć, jesteśmy już po konsultacji. Operacji nie będzie. Profesor mówił teraz coś zupełnie innego niż za pierwszym razem. Powiedział,że my się cieszyć,że jest taka odpowiedź na leczenie bo nie często się to zdarza. Pochwalil naszą onkolog,że dobrze tatę prowadzi. Powiedział,że nie operowałby taty,bo na te chwilę są tylko jakieś "resztki" w tkance tłuszczowej. Zapytałam czy mamy się starać o Pet,aby dokładniej pokazać przerzuty. Powiedział,że po co. Po to by stresować chorego jeszcze bardziej? Odniosłam wrażenie,że chce mi powiedzieć " tata ma już swoje lata, jest obciążony, po co go męczyć". W pewnym momencie wspomniał o operacji połączonej z chemioterapią dootrzewnowa po czym stwierdził,że tacie na razie nie chciałby jej robić i że zobaczymy co czas pokaże i kolejne badania w grudniu. Powiedział,że teraz tata powinien mieć przerwę od chemii by odpocząć. Ja odparłam,że tata ma kontynuację, tylko z dłuższymi o tydzień przerwami. Powiedział,że tak też jest ok. Sumując: w styczniu profesor powiedział,że zoperuje tatę jeśli zmniejszą się przerzuty a w październiku,że nie zoperuje,bo są za małe. I bądź tu człowieku mądry. Myślę,że mnie po prostu zbył i nie chce taty operować ze względu na wiek i ogólny stan zdrowia. Nie wiem czy jest w ogóle sens konsultacji w grudniu. Wtedy pewnie znów nie zdecyduje o operacji bo będzie progresja...
A co u Was? Napiszcie, bo ostatnio nas tu coraz mniej.
Cześć Łukasz,
Szkoda,że nie jest tak,że na dłuższy czas można odpocząć od badań, kontroli itd wciąż to wisi nad człowiekiem. Jak Mama sobie z tym radzi?
Byłam sama. Tata nawet nie wie. On ogólnie rzecz biorąc nie chce operacji,ale założyłam,że jeśli profesor będzie chciał operować to przedstawię mu całą sytuację a Tata podejmie decyzję. Nie chciałam go stresować i wyszło na to,że dobrze zrobiłam, bo efekt wizyty taki jaki jest.
Wydaje mi się,że na zmianę decyzji miał wpływ fakt,że taty stan ogólny się pogorszył (doszła metaplazja jelitowa oraz skrzeplina w aorcie) oraz koronawirus. Na koniec rozmowy profesor wspomniał,żeby go unikać jak ognia. Wiesz, ja już się w sumie poddałam. Próbuje pogodzić się z faktami, raz idzie mi lepiej, raz gorzej. Nie wiem ile tato da rady jeszcze na chemii. W ciągu tych kilku miesięcy bardzo się zmienił, choć pewnie wpływ ma na to utrata włosów. Ogólnie jest słabszy, coraz rzadziej wychodzi na spacery. Wątpię aby jeszcze kiedykolwiek było dobrze. Jak jest dzień,że ma dobry humor i więcej energii to i ja odżywam ale takie dni zdarzają się już coraz rzadziej.
Dobra, kończę te smuty. Liczę na to,że u Was będzie dobrze. Trzymajcie się.