Cześć! Pisałem wiosną tu na forum, że tomografia pokazała u mnie guza na nerce wielkości 1,4-1,5 cm. Przy opisie widniała informacja, że to prawdopodobnie rak i guz jest w fazie wzrostu. Dla pewności wykonałem rezonans magnetyczny, który potwierdził to, co wykazała tomografia. Niecałe 4 tygodnie temu miałem zabieg laparoskopowy, guz został wycięty w całości z marginesem 2,5 mm. Z tym, że przez te 7-8 miesięcy urósł do średnicy 2 cm, więc całkiem szybko się rozwijał, a gdzieś czytałem, że guz nerki rośnie średnio 4 mm/rok. Guz ma kwalifikację pT1a i złośliwość G2. Ze szpitala wyszedłem dość szybko, zabieg był w czwartek, a w poniedziałek po południu byłem już w domu. Nie miałem większych problemów z ustaleniem terminu operacji, w szpitalach lekarze proponowali terminy od 2 tygodni do 1,5 miesiąca czekania na zabieg usunięcia guza z oszczędzeniem nerki. Ale w moim przypadku, jako że guz był mocno wrośnięty w nerkę i nie wystawał z niej, lekarz wykonujący zabieg miałby ogromny problem ze zlokalizowaniem guza. Na taką lokalizację pozwala tzw. USG wewnątrzoperacyjne (ale do niego wg mojej wiedzy z maja 2022 jest bardzo ograniczony dostęp, szpitale publiczne w mojej okolicy go nie mają, a prywatny wypożycza nie wiem skąd na czas operacji). Bez uwidocznionego guza na nerce i bez odpowiedniego aparatu USG lekarz wykonujący zabieg musiałby po prostu uciąć mi kawałek nerki z guzem. Standardowe USG wykonywane w ciągu ostatniego roku przez 4 różnych lekarzy nie pokazywało i mnie w nerce guza.
Lekarz urolog, któremu zaufałem i wykonywał u mnie zabieg usunięcia guza postawił na nowatorską metodę i na podstawie tomografii wykonał wydruk 3D nerki z guzem z plastiku. W przekrojach widać było, gdzie guz jest zlokalizowany w nerce i lekarz wiedział gdzie operować. Niestety, jako że metoda z wydrukiem 3D jest nowatorska i pierwszy raz praktykowana na mnie, była też metodą bardziej czasochłonną. Do tego nałożył się okres wakacyjny, ja przed zabiegiem planowanym na wrzesień złapałem COVID, po którym należy dać organizmowi czas na regenerację i ostatecznie zabieg odbył się w listopadzie. Teraz pozostają mi kontrole, ale jestem przez cały czas optymistycznie nastawiony i liczę, że z rakiem będę miał spokój do końca życia :) Może w innym wątku napiszę o moich doświadczeniach i o nowych metodach operacji oszczędzających nerkę - jest możliwość usuwania guzów robotem da Vinci, ale w szpitalach publicznych w tym momencie rzadko wykonuje się takie operacje, lekarze-operatorzy zdobywają dopiero doświadczenie, tylko w jednym z prywatnych szpitali lekarz miał większe doświadczenie w tego typu zabiegach. Operacja robotyczna jest delikatniejsza, bardziej precyzyjna (co może mieć znaczenie, gdy guz jest bliżej naczyń/żył), ale może (ale nie musi) pozostawiać więcej otworów/blizn na brzuchu (chyba do 6) w porównaniu z operacją laparoskopową, za to otwory bywają mniejsze, choć jeden to musi pozostać tak duży, aby się dało przez niego wyciągnąć guza. Wielkie dzięki dla osób piszących tutaj, informacje pomogły mi przed operacją i pomagają też zrozumieć do dalej, jak się kontrolować. Cieszą też mnie informacje, że u wielu osób po zabiegu kontrole nie wykazują już nowotworów :)