Beatko, ja co prawda jestem z innego wątku, ale chciałam Ci powiedzieć, że czasem mimo bólu jaki jest przed leczeniem można pokonać chorobę - przynajmniej na jakiś czas. Pamiętam co przeżywałam, albo raczej powinnam powiedzieć umierałam, a właśnie mija dwa lata od zakończenia leczenia. Nie mam gwarancji, że rak nie wróci, ale przetrwałam. Okaleczona, ale żyję. Powiem Ci tylko, że mój wujek miał raka pęcherza, ma wyłonioną stomię i stracił jedną nerkę, ale to było lat temu 10. A mojej koleżanki mama żyje już 6 lat. A co planują lekarze?
Witaj Kaśka
Mojego męża po operacjach ( trzech) kilka razy męczyły zakażenia i to z gorączką do 40 stopni. Był to dla nas koszmar. Był bardzo słaby. Podawali mu gentamycynę dożylnie. Jeździliśmy do szpitala , podłączali i do domu. Było to w tamtym roku i jeszcze funkcjonowało to normalnie. Mąż nie mógł jeść i pić. Ostatnią gentamycynę miał podaną 10 października 2019 w dniu chrzcin naszej wnuczki. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć , że na pewno to minie. Zmuszaj męża do picia wody to jest podstawa. Wiem , że łatwo powiedzieć . Podawałam mężowi wodę strzykawką bo nie miał siły podnieść głowy.... Dobry jest sok z żurawiny. Przy zakażeniach lekarz kazał kupić MultiUri . Trzeba brać Wit D 3 i C . Musi wzmocnić odporność. Kiszę buraki i pijemy sok. Wydaje mi się , że naprawdę wzmocnił odporność . W tym roku nie miał nawet kataru . I mam nadzieję , że tak już zostanie. Pamiętaj Kasiu podstawa to woda . A o włączeniu antybiotyku na stałe to nie słyszałam. Tyle się mówi żeby nie nadużywać . Wiem , że czasami się nie da inaczej.... Daj znać co u was.
Pozdrawiam