rola rodziny , wsparcie , walka i wiara

12 lat temu
Dzisiaj w wiadomościach usłyszałam o tej stronie. Bardzo się cieszę,bo zastanawiałam się właśnie nad tym jak trafić do większej rzeszy ludzi z historią, która powinna nieść nadzieję. Jestem mamą 14 letniej Marty, u której dwa lata temu wykryto w głowie guza wielkości pomarańczy (gwiaździak). Przeszliśmy długą drogę, od operacji, radioterapii , śpiączki, wóżka inwalidzkiego, po nawet 3 miesięczny pobyt w hospicjum,kiedy nie dawano Marcie już nawet szans....no cóż, wiara nie jest tylko "oklepanym sloganem". Dzisiaj Marta , wróciła do "żywych" a ja postanowiłam , że opisze to wszystko...dzień po dniu, dla tych, którzy być może upadają w walce z rakiem, którzy być może tracą na chwilę nadzieję....wiem doskonale,że tylko prawdziwe historie , konkretnych ludzi, potrafią podnosić na duchu. Żadne statystyki, książki i teorie lekarskie....nic...tylko prawdziwe historie.....dlatego , gratuluje pomysłu tej strony i wierzę,że wielu ludzi, znajdzie tu wsparcie. Serdecznie pozdrawiam, Aniees
10 odpowiedzi:
  • 12 lat temu
    Za długo by pisać aniees o naszej historii,dałaś mi otuchę.
  • witaj Agniees. ja też jestem mamą, której córcia walczy z gwiaździakiem. z tą różnicą, że nasz 'gad' jest nieoperacyjny. (w trakcie chemii ) ale takie wpisy jak Twój naprawdę dodają otuchy. i przychodzą w idealnym momencie.. pozdrawiam serdecznie.
  • 12 lat temu
    Dałaś wielu ludziom nadzieje na lepsze jutro i wiarę ....
  • 12 lat temu
    Bardzo, bardzo sie ciesze i wierzę w to,że wszystkie walki podparte wiarą zostaną wygrane. Z całego serca życzę zdrowia :)) Historie mojej Marty mozecie poczytac na http:// martabarska.blogspot.com
  • 12 lat temu
    Aniees to fantastyczna historia. Umieśc ją na tej stronie w działce blogi to więcej osób to przeczyta. Pozdrawiam
  • 12 lat temu
    Miałam taką refleksje o tym jak nasze rodziny przeżywają naszą chorobę.Zauważyłam, że ja przez bardzo długi czas koncentrowałam sie głownie na sobie co w chorobie jest normalne. Po trzech latach dopiero szczerze porozmawiałam z mężem jak on to przeżywal i bylam w szoku jakie dla niego to było straszne. Żałuje że tak długo czekalam z tą rozmową ale może oboje musieliśmy dojrzeć,
  • 12 lat temu
    Dzis powiedzialam mezowi, ze nie wyobraza sobie ile wkladam wysilku, zeby bylo normalnie, zeby nie robic z siebie cierpietnicyy, zeby w domu nie bylo atmosfery smiertelnej choroby. On mi na to, ze wolalby zebym sie z nim dzielila cierpieniem. Ale nie wiem, co by bylo lepsze. Gdzie znalezc zloty srodek. Nie mozna rodziny szantazowac swoim zlym samopoczuciem.
    Ja wiem ze mojemu mezowi jest bardzo ciezko, ale jestem skupiona na sobie, bo nie mamm sily na niego. Za mna juz duza czesc terapii, przede mna jeszcze duzo, ledwo mam sile czasami na zrobienie sobie herbaty.
    Po fakcie moze ma sie taka refleksje, ze cos sie zaniedbalo, ze nie odbylo sie waznej rozmowy czy cos takiego. Ale w trakcie tego trudnego casu nie ma sie sily nawey zeby pomyslec. Nie obwiniaj sie Carla, dla meza to na pewno bylo straszne, ale dla ciebie? Na pewno straszniejsze, chociaz jak sie wraca do "zywych" to sie zapomina jak bylo zle i wtedy przychodzi refleksja, moglam to czy tamto
    Widocznie nie moglas....
  • 12 lat temu
    Masz racje Rybenko to wszystko prawda A ja chciałam zwrócic uwagę wszystkim którzy się w tej chwili leczą aby choć przez chwile zainteresowali się co czują nasi bliscy.. Oni przecież chorują razem z nami.. ja żałuje że uświadomiłam sobie to tak późno..
  • 12 lat temu
    Ja niby to wiem, od poczatku o tym pomyslalam, bo wyobrazilam sobie ze to moj maz jest chory i naprawde wola to ja byc chora, nie udziwgnelabym chyba roli osoby wspierajacej, tak trudne mi sie to wydalo. Ale nie mam sily jego wspierac. Staram sie jak moge nie obciazac, mamy przyjaciol, ktorzy sa wspaniali i mam nadzieje ze dla mojego meza to oni sa wsparciem.
    Ale dzieki twojemu wpisowi moge sobie to i owo rozwazyc.
    dzieki
  • 12 lat temu
    Dziewczyny moje kochane
    Jak sobie przypomnę to całe nasze tzn.mojej rodziny chorowanie to jest tzw.łańcuszek.
    Tylko ja takiego łańcuszka nie chciałam ,nie życzyłam sobie ,on się po prostu do mojej rodziny przyplątał nie proszony.
    U mnie zdrowy jest puki co pies co dostałam go by mnie podniósł na duchu.
    Puki co kolebiemy się ja i moje kochane wsparcie -MEN +pies zaczepno obronny.


Zaloguj się lub Zarejestruj, żeby odpowiedzieć lub dodać nowy temat