boberek
Nie ukrywam, że bardzo podniosłaś mnie na duchu. Dziękuje a Tobie życzę dużo zdrówka i stu lat życia :)
Cieszę się Maju,że wsparłam cię.Nie bardzo umiem jeszcze korzystać z forum, bo zarzekałam się że na żadne głupie czaty nie będę wchodzić.Zresztą jak patrzę na opinie różnych wiadomości, to flaki mi się przewracają. Ale ta strona jest bardzo sensowna , bo napatrzyłam się w szpitalach, jak ludzie bardzo się boją i nie potrafią pozytywnie myśleć o swoich problemach. Jeżeli masz ochotę, to napisz co jest z tobą. Pozdrawiam.
To skopiowałam ze swojej strony:
Mam 37lat i jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci. 14 marca urodziłam synka-skrajnego wcześniaka, przy okazji CC znaleźli mi guzek 2 mm. jak się okazało to rak otrzewnej o niskim stopniu złośliwości. 16 kwietnia byłam już po radykalnej operacji, po wycinkach dowiedziałam się,że są bardzo drobne zmiany również na innych narządach rodnych. Załamałam się. Ja mam raka a mój synek walczy dzielnie o życie.Nie umiałam się nim cieszyć chociaż bardzo chciałam. Patrząc na niego płakałam, że zostanie sam...Kocham moje dzieci i chcę je wychować i wierzę, że to zrobię. Po chwilach strachu, pytań dlaczego, nadszedł czas na walkę. Lekarze mnie uspokajają, że to są bardzo mikroskopijne zmiany i wszystko jest do zatrzymania,ba nawet jeden powiedział, że dożyję setki :) Więc walczę, dla siebie i dla tych moich dwóch skarbów Sary i Samuela bo przecież nikt inny ich nie pokocha tak jak ja kocham. To moje całe życie. W środę czeka mnie pierwsza chemia, boję się ale też cieszę, że już zacznę z "gnojem" walkę. Przegra tą wojnę bo ja mam za sobą moje dzieci a to jest już wszystko. ..
W środę zaczynam chemioterapię, boję się ale nie mam wyboru...Mam stadium III a, niska złośliwość.
A czy lekarz nie proponował ci usunięcia wszystkich narządów w celu zmniejszenia ryzyka przerzutów? Ja wtedy wychodowałam sobie 12 cm torbiel. Miała być łagodna, wycięto jeden jajnik,a po histopatologii okazała się złośliwa. Ponieważ nie było nacieków na inne organy , lekarz zostawił do mojej decyzji pełną operację. Miałam już 2 dzieci, więc zdecydowałam się usunąć wszystko,nie czekać ,że będę drżeć, czy wszystko w porządku.No i wiek też się liczył. Łatwiej znosić usypianie i operację jak się jest jeszcze młodym. Nie bój się ,jak będziesz się czuła źle, to mów sobie "jutro będzie już lepiej" i tak codziennie, aż wreszcie przyjdzie ten lepszy dzień.Dziś wyłażę, do jutra.
boberek. to było tak, nic kompletnie nie wskazywało na raka,dopiero przy CC okazało się, że coś jest nie tak, zaraz potem miałam operację usunięcia narządów rodnych ale lekarze po operacji powiedzieli, że nic nie znaleźli i jest ok, niestety w histopatach wyszło inaczej...Wszyscy byli w szoku, ja i lekarze na czele. Nic nie było widać dopiero pod mikroskopem..ale już mam to za sobą, teraz chemia i 100 lat życia:)
Mam na imię Monika. Trzymam kciuki za Twoją jutrzejszą chemię.A ile ich będziesz mieć? Daj znać jak poszło . Mam nadzieję, że nie wymęczy Cię bardzo.
Moniko, jednak nie będę miała podawanej chemii dożylnie, w poniedziałek będę miała operacyjnie założony cewnik do otrzewnej a potem chemia prosto do brzucha, Strasznie się boję. Już mi łez brakuje, jak ja sobie dam radę z dziećmi? Jestem sama a te skutki uboczne mnie zabiją.
Głowa do góry Maju , nie znam się na tym,ale myślę,ze lekarze wybierają najlepszą z opcji dla Ciebie.Szkoda, że się wszystko odwleka, bo jak to się mówi najgorsza jest niepewność . Niech Ci lekarz zaleci jakieś środki ,które by Cię uspokoiły, żebyś mogła normalniej egzystować. A jeżeli wolno zapytać - jak to jesteś sama?
Skopiuję Ci to co napisałam na innym forum, bo dużo by było do pisania.Moje życie jest jednym słowem do dupy...Zresztą sama się przekonasz jak przeczytasz. Pozdrawiam.
U mnie jest inaczej. Nie mam rodziny, jestem wychowana przez Dom Dziecka, mam dwójkę wspaniałych dzieci, Sarę i Samuela.
Sara ma siedem lat a Samuel 8 tygodni. Ja na niczyją pomoc nie mogę liczyć. Owszem mam obok siebie faceta, ojca moich dzieci ale na niego nie mogę liczyć. Nie jest dla mnie oparciem a nawet śmiem stwierdzić, że on skutecznie mi utrudnia życie, życząc mi śmierci. Tak, to prawda. Wyzywa mnie od rakowców, śmieci i dzi...k z Domu Dziecka, nie ma dnia dnia żebym nie płakała...Jestem z człowiekiem który ma mnie za nic, zdradza mnie i poniża a ja jestem...bo boję się zostać z tym wszystkim sama.W sobotę miarka się przebrała, po wymianie zdań, podszedł do mnie i mnie zaczął bić, wezwałam Policję, przyjechali ale nie mogli go zabrać on tutaj mieszka..więc dalej z nim jestem, bo nie mam dokąd pójść, bo nie pracowałam bo nie mam nic...Dlatego boję się, że nie dam rady.Jak dowiedziałam się o wynikach, zadzwoniłam do niego bo bardzo się bałam, liczyłam że mi pomoże ale nie odebrał, napisałam mu sms jakie wyniki. Odpisał: wal się suko i ze swoim problemem zadzwoń do radia Zet. Czułam się strasznie, myślałam, że mnie zrozumie, ze chce pomóc, nie wiem co jeszcze ale pomyliłam się. Nawet w takiej sytuacji byłam sama, tak bardzo chciałabym odejść ale jak mam dać sobie radę sama...
Czasem nie wiem czy nie powinnam umrzeć... Mam naprawdę dość. Jak ja się zajmę dziećmi po tej chemii, on mi nie pomoże...Dziś znów wyszedł z domu i zabrał podręczną torbę pewnie znów kogoś poznał...Po co mi takie życie? Patrzę na inne rodziny i jest mi smutno, że ja pomimo dzieciństwa złego, życia z podłym człowiekiem muszę się zmagać z taką straszną chorobą...