TK mamy w styczniu. Dokładnie kiedy jeszcze nie wiem.
Tato słaby. Najgorsze dwa- trzy dni po podaniu chemii. Przede wszystkim nie może spać i przez to jest w kiepskiej formie. Potem już jest lepiej. Jakby nie było, dziś miał 70 urodziny, a chemię bierze od marca.
Ja myślę,że gdyby nie choroby współistniejące- już byłby po operacji. Do tego zabiegu trzeba być w dobrej formie a mój tato ( pomijając choroby) jest z chemii na chemię coraz słabszy.
Po kolejnym TK mam znów dzwonić do Bydgoszczy. Zastanawiam się tylko po co. Gdyby profesor chciał tatę zakwalifikować- już by to zrobił. Tłumaczenie,że po co tatę "rozcinać" skoro tylko się coś "tli" w tkance tłuszczowej było dziwne. Potem zacz mówić o koronawirusie, taty wieku (że po co go męczyć) i o jego chorobach współistniejących. Jak sobie ma spokojnie przeanalizowalam naszą rozmowę , zaczęłam rozumieć o co mu chodziło. Tato po prostu nie rokuje zbyt dobrze. Nie mogę się z profesorem nie zgodzić. Wszędzie gdzie tylko czytam pisze czarno na białym,że pacjent musi być w dobrym stanie bo to ciężka operacja. Znów się rozpisalam :)
Trzymam kciuki za Twoją Mamę. Oby była dowodem na to,że można wygrać z tym gadem. Tego życzę Wam z całego serca.
Cześć Łukasz, twierdzi,że go nic nie boli. Ta czkawka i pieczenie w żołądku minęły.
Doradzcie mi proszę. Tato od kilku dni kaszle. Normalnie powiedzialabym : tato idź do lekarza. Ale czy pacjent onkologiczny również ma iść po prostu do rodzinnego? Czy każdą tego typu dolegliwość od razu traktuje się jako podejrzaną onkologicznie i musi się zgłosić do onkologa?