Sabigos, kochana ludzie sa rozni i roznie reaguja na chemie. Chemia paliatywna ma na celu zatrzymac rozwoj tego gada ale nie da rady wyleczyc. Czasem udaje sie zatrzymac na bardzo dlugo,a czasem na kilka tygdni. Tego nikt ci nie powie bo tego nie wiadomo. Ludzie szukaja alternatyw ale wyglada,ze nie ma takich. tzn jakies mieszanki ziolowe, krioterapia, a znam kogos kto pil jakas mieszanke z nafty. Nie widze jednak zadnych cudow. Przykro mi ale to jest IV stopien zaawansowania. Wazne jest czy watroba jest operacyjna i musicie uwazac na mozliwosc perforacji jelita. Przez raka jest ono oslabione I moze peknac. Przy kazdym wiekszym bolu jechac natychmiast do szpitala. Zycze wytrwalosci.
No tak, tu zagrożeniem jest perforacja jelita. Szkoda, że jak już go otworzyli to nie zdecydowali się na wycięcie. Teraz operacja go oslabiła. Ważne zeby patrzeć z optymizmem ale i z swiadomościa, że sprawa jest bardzo poważna.
Z tego co rozumiem Dominiko to oni nie mogli tego zrobic bo cale jelito jest zaatakowane.
Myslalam, ze jest jakas szansa ..Ojczym operowany byl w Akademii Medycznej w Gdańsku. Watroba jest cala zaatakowana, guza z jelita nie dalo sie usunac, poniewaz jest za duzy. Za dwa tygodnie bedzemy miec wyniki pobranych wycinków. Wczesniej nie intersowalam sie tym tematem, dopiero teraz gdy spotkala mnie taka sytuacja..Dlatego zastanawiam sie czy rzeczywiscie lekarze bez podanie chemii, sa w stanie stwierdzic ile czlowiekowi zostalo zycia, nie wiedzac, jak organizm zaareaguje na podany lek. Ojczym wczoraj wyszedl ze szpitala, mowi, ze lepiej sie czuje, ma wiekszy apetyt, chodzi, usmiecha sie, twarz ma zupelnie inny kolor (wczesniej byla "szara). Przede wszytskim nie poddaje sie, widze, ze che walczyc. Z tego co mowi, wywnioskowalam, ze nie wie co jest napisane w wypisie ze szpitala. Powiedzial tylko tyle, ze usuneli mu guza ale nie wszytsko dalo sie usunac operacyjnie, dlatego bedzie musial przyjac chemie..Ja wole zeby nie wiedzial o tym, co lekarz powiedzial mojej mamie...Zastanawialam sie jeszcze, czy istnieje mozliwosc leczenia takiego przypadku za granica, ale ci lekarze z gdanska mowia, ze nie ma ratunku. Po otrzymaniu wynikow, chcialabym skontaktowac sie z innymi lekarzami np. z Warszawy czy Gliwic, slyszalam dobra opinie..
Jego podejście jest bardzo dobre. Ty też trzymaj się dzielnie. Wszystko może się wydarzyć. Normalnie podejmijcie leczenie. Nie poddawajcie się.
Pewnie,ze mozecie konsultowac sie ze specjalistami bo co dwie glowy to nie jedna. Miej jednak swiadomosc, ze jesli jest tak jak mowisz to nie ma zadnej szansy. Mowie tak bo lepiej byc przygotowanym i swiadomym od samego poczatku. Jemu nie mowcie, niech nie opada ze sil. Przeszlam przez to wszystko z moim mezem i ja wiedzialam prawie od samego poczatku ale prosilam zeby nie mowic mezawi. Mysle,ze dzieki temu mialam mozliwosc przygotowac sie troche psychicznie choc nagla perforacja i operacja zaraz po byla dla mnie szokiem. Nie wiedzialam,ze cos takiego moze sie stac i jak uslyszalam,ze maz prawdopodobnie nie przezyje operacji to nogi sie pode mna ugiely. Odchoroalam to i dobrze ze wtedy byl w szpitalu bo nie byla bym w stanie mu w niczym pomoc.
Nie pytajcie nikogo ile bedzie zyl bo nikt wam tego nie powie a jesli powie to bedzie idiota. Kazdy czlowiek jest inny. Nasza onkolog powiedziala by ze ona nie jest magikiem i nie wie. Wiem ,ze to wszystko nie brzmi dobrze ale nie powinno sie ludzic. No chyba,ze opinia lekarzy byla bledna i sytuacja jest inna. Powodzenia, dluga droga przed wami.
Obawiam sie najgorszego.. z jednej strony mam swiadomosc, ze jest zle ale z drugiej staram sie odpierac te mysli. Patrzac na niego, mysle tylko o tym, co moge zrobic, zeby zyl..Jeszcze do niedawna byl zdrowym czlowiekiem, nic nie bylo po nim widaca, zeby cos mu dolegalo..Dopiero jak schudl, zaczelismy sie zastanawiac..a teraz taka diagnoza. Czy moge miec chociaz nadzieje, ze chemia zatrzyma rozwoj guzow badz je pomniejszy? Z tego co napisala Dominka MZ, to istnieje taka mozliwosc..Licze na to, że chemia zadziala i jeszcze troche pozyje. Jeszcze mam pytanie: skad wiadomo, ze jest to IV stopien zaawansowania choroby?
Słuchaj, szansa na to że to się zatrzyma jest mała, jednak znam jeden taki przypadek, a mój tata jest ciągle w świetnej formie. U was jest o tyle niekorzystna sytuacja, że ojczym został bardzo osłabiony operacją. No ale trzeba go postawić na nogi. IV stopień wynika z wielkości guza, który u Was został określony na T4 i to jest najwyższy z możliwych, mój tata ma tak samo. N3 to przerzuty do kilku węzłów chłonnych, a M1 to przerzuty dalekie. To kwalifikuje do IV stopnia zaawansowania choroby. Wpisz sobie - rak jelita grubego w wikipedii i tam masz tabelkę, zrozumiesz o co chodzi. W przypadku jelita grubego statystyki są bezwzględne. Mój tata też ma fatalne rokowania, wszystko kwestią czasu i wytrzymałości organizmu i też nie wyobrażam sobie życia bez niego, choć jestem świadoma tego co się stanie. Nie akceptuje tego co wiem i nie umiem tego wytłumaczyć.
Sabigos - mój wujek również miał guza, który był zakwalifikowany jako 4 stopień. (guz płuca z przerzutem) po operacji dostawał chemię. Lekarze dawali mu rok życia a w lipcu miną 2 lata od operacji i ma się póki co dobrze ! więc jak widać są takie przypadki, że nie ma co patrzeć na statystyki.
Moja Mama również ma guza jelita grubego, jest na chemii doustnej.
Sabigos, DominikaMZ - proszę napiszcie, jakiej wielkości był guz na jelicie waszych bliskich? dużo zdrówka życzę!
8 cm, chyba były dwa. Jeden przerastał ścianę jelita na długości 6 cm, a drugi 4 cm.