Dwa centymetry to maleństwo, także niezależnie od histopatologi, operacja kończy leczenie. Pozdrawiam.
Witajcie kochani,dawno tu nie zaglądałam. U mnie wszystko Ok,badania super ,jestem Bogu wdzięczna że tak łagodnie mnie potraktował.Sławku wszystkiego dobrego i myśl pozytywnie ,ty też byłeś dla mnie wsparciem,dziękuje bo powiem wam że coraz mniej zadręczam się tą sytuacją jaką mam i zawsze idę po wyniki z nadzieją że będą ok i tak jest,trzymajcie się
U mnie właściwie sprawa się wyjaśniła, scyntygrafia wykluczyła zmiany przerzutowe. Byłem dzisiaj u onkologa klinicznego, który potwierdził swoje słowa, że prawdopodobnie nic mi nie jest. Te znaleziska w kościach w TK nie pasowały mu do przerzutów do kości od raka nerki, nerka daje przerzuty osteolityczne(rozpad kości), te moje zmiany w TK były niejednoznaczne, sklerotyczne(nadbudowa kości) takie zmiany daje prostata, pierś, ale skoro scyntygrafia nie wykazała gromadzenia znacznika to o przerzutach nie może być mowy. Przeżyłem przez ten miesiąc ciężkie chwile, siwych włosów przybyło. Oczywiście kontrolę będę miał nadal, za rok mam się zgłosić na wizytę.
Jak to dwie operację? Nerkę Ci oszczędzili? U mnie jak zapytałem lekarza operującego co wyciął, to powiedział, żeby nie nastawiać się na zmianę łagodną i miał rację. U Ciebie był bardzo mały guz, im mniejszy tym duża szansa na łagodność, a jak złośliwy to przeważnie mają niski stopień złośliwości. Wiadomo, że czas oczekiwania to coś okropnego i bardzo stresującego, przy takich "guzikach" po wycięciu dalszego leczenia nie ma, tylko obserwacja, no bo co leczyć - zawsze mówię, że my z przypadkowo znalezionymi guzami nie chorowaliśmy na raka, tylko go mieliśmy. Chociaż, też często mówię, że my "uszczypnięcie" przez raka, będąc wyleczonymi, wciąż zajmujemy się chorobą i nieustannie jest z nami - ale niestety musimy się badać. Tak trudno czasem zaufać swojemu ciału, które już raz poddało się takiej chorobie. Życzę powodzenia, mi na taki strach pomagała relaksacja Schulca i Jacobsona
no i oczywiście modlitwa. Pozdrawiam.
do ostatniej chwili nie wiedzieli jak mnie beda operować. Gdy wybudzilam sie i wieczorem doszłam do świadomości to myslalam ,ze mialam klasyczne ciecie. Na drugi dzień przy wizycie dawiedzialam się, że była proba operacji laparoskopi ale w trakcie doszło do krwawienia w środku i od pęka po nerke mnie ciachli 21 klamrow mam plus 3 dziury. Powiedział mi lekarz tylko tyle ,ze guz został caly wycięty z dużym marginesem i ,ze nerke mam.
Jak była próba nss laparoskopowej tzn. że guz był na obwodzie nerki. Laparoskopię urolodzy robią często przezotrzewnowo czyli od strony brzusznej, niestety nastąpiło krwawienie (to się zdarza) i musieli klasycznym cięciem dostać się do nerki właśnie od przodu. Ale to wszystko nie istotne, ważne że nerka przetrwała i operacja jest radykalną. A gdzie się operowalaś?
Drodzy wojownicy Próbowałam szukać na forum, ale nie mogłam znaleźć nic co pasowaloby do naszej trudnej sytuacji. U mojego taty zdiagnozowano raka nerki z naciekami okolicznych struktur i rozsiewem do kości (kręgosłup, żebra, miednica), tkanki tłuszczowej mięśniowej okołonerkowej i lokalnych węzłow chłonnych. Tata jest bardzo słaby, choroba ujawniła się bardzo późno. Podczas czekania na wynik histopatologiczng każdego dnia słabnął coraz bardziej, wymiotuje, w nocy okropnie się poci. Boli go, odczuwa bóle także w ramieniu i nogach. Cały czas leży i drzemie w ciągu dnia. Po czasie okazało się, że hispat nie wyszedł. Lekarze nic nie mówią, nie wiemy czy będzie kolejny zabieg pobierania materiału, czy jednak operacja mimo, że jest tak słaby i ma anemie. Drodzy, jakie są rokowania w takiej zaawansowej chorobie? Czy wymioty i poty wskazują na coś? Czy to już na prawdę bardzo źle? Jakie macie doświadczenia? Sama nie wiem czy mieć nadzieję.. nigdy nie pogodzę się z tą diagnozą, to mój ukochany 57 letni tata..