Witam, jestem i jeszcze żyję. Przepraszam Viomi, że długo nie odpisywałam, ale byłam w totalnej rozsypce. Tak kochana, robiłam wcześniej wszystkie badania obrazowe i TK, RTG USG. Na każdym wychodziło macica podzielona dwurożna. Z takim wynikiem udałam się rok temu do mojej ginek. Stwierdziła, ze to nic niepokojącego choć już pojawiły się plamienia. Wyczyściła mnie, wyskrobiny do badania, wynik histopat. wykazał tylko jakieś polipy i dysplazję szyjki macicy CIN1. Więc skończyło się tylko na konizacji szyjki macicy. Chociaż prosiłam, błagałam wręcz o usunięcie mi wszystkich dróg rodnych, z macicą , przydatkami.
Uznała, ze nie ma na to wskazań, bo wyniki po konizacji też przyszły dobre. Poszłam do ordynatora/ o zgrozo gin.onkolog/ zbadał mnie i orzekła, że wszystko okej, wyniki hitopat też. Jestem zdrowa. I z takim optymizmem fałszywym/ wyszłam do domu. Tydzień po konizacji miałam TK jamy brzusznej i klatki piersiowej, wszystko czyściutko i tylko trzon macicy powiększony do 90mm. Z tym wynikiem poszłam do mojego onkologa /teraz wiem, ze to zielonodziób do dupy i guzik się zna/, stwierdził,ze trzon taki powiększony bo spuchnięty po niedawnej konizacji.
TK było tydzień po zabiegu, trzon musiał być już powiększony wcześniej przed zabiegiem i co? pięciu ginekologów mnie badano w tym ordynator, tylko jednemu z nich coś w tej macicy się nie spodobało. Moja wina mogłam iść do innego lekarza do innego miasta, ale przecież skąd mogłam wiedzieć? W czerwcu rutynowe USG i opis macicy jako mieśniakowata. A potem to już wiesz jak było. Udałam się ztrym wynikiem do onkologa, gówniarz z głupią miną stwierdził. ze przecież nie jest ginekologiem, bronil swoich kolegów po fachu bo przecież u nich to normalne, ta ich fałszywa solidarność zawodowa. Jedyna moja pani dr. pierwszego kontaktu stwierdziła, ze cała praca radiologów poszła na marne i bylo to ewidentne zaniechanie. Operacja była w innym szpitalu, w innym mieście. Całe szczęście wynik nie jest dramatyczny pT2, g2, ale z izolowanym przerzutem do lewego jajnika g1. Od poniedziałku zaczynam radioterapę przez bite 5 tygodni w CO z dala od mojego miasta i lekarzy konowałów. Trafiłam teraz dobrze bo lek. gin. onkolog i radiolog powiedział, że najpierw radio a potem zbierze się konsylium i będzie decyzja o chemioterapi. Stwierdził, zeby się o jedną nerkę nie bać bo jest wydolna i zawsze będzie ją plukał. Tyle kochane dziewczynki Viomi i Irenko. Odezwę się jeszcze, w styczniu minie 4 lata od nefrektomii. Pozdrawiam.