Rak pęcherza moczowego
Walczę z nim już 8 lat,po pięciu latach walki okazało się, że są nacieki i jedyne wyjście to usunięcie pęcherza i wszystkiego co jest w pobliżu. Decyzja musiała być podjęta błyskawicznie. Oczywiście zdecydowałam się na tak skomplikowaną operację. Od trzech lat mam pęcherz zrobiony z jelita, początki były trudne, ale już jest ok. Myślę, że przerzutów nie będzie, wierzę w to bardzo mocno.
Pozdrawiam wszystkich chorych i zdrowych, życzę wytrwałości i wiary w siebie:))
-
Witajcie
mam kilka pytań a szczególnie do Pana Heńka, ponieważ przechodził wszystko co czeka mojego męża.
A ja mam bardzo dużo wątpliwości czy to co teraz się z nim zaczyna dziać to proceduy lekarskie.
Mąż ma 45 stwierdzono nowotwór złośliwy pęcherza G3 po drugim TURT, w szpitalu w którym robiono te zabiegi odesłano nas do Prof. gdyż uznali że należy radykalnie usunąć pęcherz, a On jest bardzo dobrym specjalistą.
Po wizycie u Prof. i przekazani mu wyników oraz próbek z obu zabiegów dowiedzieliśmy się że 23 kwietnia on wykona trzeci zabieg, Proszę napisz czy i jak to się dalej toczy, mąż ma nowotwór pęcherza i prostaty.
-
Hmm, i nie macie jeszcze wyznaczonego terminu operacji? Trzeba szukać miejsca w innych szpitalach, gdzie mają krótsze terminy oczekiwania.. Nam udało się w ciągu 2 tygodni załatwić operację.
-
mąż miał 25 lutego robiony turt. czyli trzy tygodnie już minęły:-(
-
moni12 nam lekarz urolog tłumaczył, że jak podejmuję się próbę wyłuskania guza z pęcherza, lub pobiera wycinek tego guza, to operacja usunięcia pęcherza powinna być przeprowadzona maksymalnie do 3 tygodni. Chodzi o to, żeby krew z tego świństwa nie zdążyła dostać się do krwioobiegu..Jeżeli guz nie zostanie poruszony taki termin nie obliguje.
-
dorotakoz5 Wiesz najlepiej jak było, rozumiem Twoje rozgoryczenie, bo tyle wysiłku włożyłaś, żeby ratować to życie i nie udało się. Musisz z tym pogodzić się, choć wiem jak to trudno.
-
jak długo od podjęcia decyzji przez lekarza o radykalnej czekaliście na operacje?
-
alexandra - miała tomograf głowy - brak przerzutów, zmian mogących wskazywać na jakiekolwiek powody do obaw. Wiem, że decyzję należy uszanować ale jak mi ktoś przez 17lat mówi co inni mają zrobić, walczyć i co ona by zrobiła a potem takie coś?Z drugiej strony co ją miało w życiu zmęczyć?Pracowała na stróżówce, w domu się nie przemęczała, w ogródku prawie nie pracowała, należała do osób które wszystko wiedzą najlepiej itp,itd.I ona u lekarzy nic nie załatwiała - to robiłam wszystko ja.Tak więc jak jej załamanie to tak jak by specjalnie niweczenie moich wysiłków.Zresztą te dyskusje nie mają już sensu, zrobiła to co chciała- z grubsza bo jej plan nie do końca wypalił. ALE I TAK UWAŻAM ZE NASI NAJBLIŻSI SĄ WARCI TEGO ABY DLA NICH WALCZYĆ!!!
-
dorotakoz5 Z ciekawości pytam, czy mama miała robiony też tomograf komputerowy głowy? . Nie dziw się, że nie podjęła walki z chorobą, może uważała, że zrobiła już w życiu wszystko, co sobie wytyczyła i po prostu życie ją zmęczyło. Czytając tu posty ludzi którzy z taką determinacja walczą z tą paskudną chorobą, jestem dla nich pełna podziwu.Ja walczę o męża i za męża ponad 2 lata z tą chorobą , ze służbą zdrowia, z konowałami, których po drodze spotykamy.Tak sobie myślę, gdyby mnie to spotkało na pewno nie miałabym siły już zawalczyć o siebie. Dlatego rozumiem decyzje mamy, trzeba to uszanować.
-
Witam wszystkich:)) Już wróciłam i kłopoty z internetem się skończyły:)
Dorotakoz5 szkoda, że teściowa się poddała bo na pewno wszystko byłoby dobrze, ale tutaj trzeba walczyć, a nie poddać się i czekać na śmierć.Niestety Ty nie miałaś wpływu na to wszystko.
Pozdrawiam wszystkich:)
-
Witajcie, powiem tak: mama już w zeszłym roku okazało się że podjęła decyzję że chce umrzeć. Miała stan zapalny na zespoleniu brzegów cewki moczowej po jej częściowym usunięciu ale nie brała leków przeciwzapalnych, nie była na wizycie kontrolnej u psychiatry, a nawet nie wykupiła leków z pierwszej wizyty. Twierdziła że ją boli i do wszystkich miała o to pretensje, tylko sama nic nie robiła aby to zmienić.12 lutego miała pobierany wycinek na histo, po 12 dniach wyszedł wynik:wznowa bardzo niski stopień złośliwości.04 marca z powodu nieustających rzekomo silnych bóli, odmawianiu jedzenia i picia została przyjęta przez dr.Siekierę do szpitala - i to był dla niej "raj" na przeciwbólowych środkach nie musiała jeść, tylko leżeć i czekać na śmierć. 13 marca po 4 naświetlaniach zabrałam ją do domu i tu zaczęła się dla niej gehenna - musiała jeść, pić, przyjmować leki, witaminy.Wszystko robiłam ja z niewielką pomocą pielęgniarek i teścia.Doszło do tego że zmuszałam ją do jedzenia podając kaszki prawie wprost do przełyku.Z wyników tomografu wiedzieliśmy że ma zajętą tylko cewkę, lecz była zbyt słaba na operację. Niestety wbiła sobie do głowy że ona już chce umrzeć. W pewnym momencie zaczęła wymiotować wszystkim co zjadła i wypiła - wiem, że był to wynik jej psychiki.W piątek 22 marca lekarz z hospicjum zdecydował o 3 dniach na kroplówkach i podawaniu morfiny podskórnie. W niedzielę 24 po południu straciliśmy z nią kontakt a w poniedziałek rano już wiedzieliśmy, że postanowiła że umrze.Dwójka z trójki dzieci oraz prawie wszystkie wnuki (poza moją 8 letnią córką-nie chciałam by patrzyła jak babcia umiera) się pożegnały. Od 16 stałam przy teściowej i do niej mówiłam, uspokajałam a w duchu się modliłam.O 16.50 otworzyła oczy i powoli jej oddech była coraz słabszy.O 17.22 zmarła. Myślę, że nigdy nie myślała że ta najgorsza synowa zamknie jej oczy. Jedno jest pewne - to był jej wybór, bez uwzględniania naszych uczuć. Dlatego PAMIĘTAJCIE ZE WSZYSCY MACIE WOKÓŁ SIEBIE OSOBY DLA KTÓRYCH WARTO ŻYĆ!!!I KTÓRE NIE CHCĄ ABYŚCIE BYLI EGOISTAMI I ABYŚCIE ŻYLI I LECZYLI SIĘ DLA SIEBIE I DAL NICH!!!