Dzień dobry. W listopadzie zeszłego roku zdiagnozowano u mojej mamy (48l.) raka żołądka, gruczolaka G3. 6 grudnia przeprowadzono u niej całkowite wycięcie żołądka i okolicznych węzłów chłonnych. Mama po operacji jadła, rozpoczęła cykl chemioterapii 5 fluoracylem do tego miała być radioterapia jednak została z niej zdyskwalifikowana ze względu na celiakie. Po pewnym czasie podali jej Xelox i miała kontynuować chemię w tabletkach w domu - ból brzucha był tak mocny, że po dwóch dawkach zaprzestała. Ostatnia chemia była dla niej bardzo toksyczna, długo dochodziła do siebie. W szpitalu zamontowali jej cewnik PICC do żyły głównej, przez który co dzień podajemy jej żywienie pozajelitowe. Przestała jeść normalnie, ciągle wymiotowała. Zrobiliśmy badanie KT - wznowa w miejscu zespolenia z przerzutami. Pojawił się potworny ból brzucha, opanowujemy go lekami. Następnie brzuch zaczął rosną. 10.05 mama dostała kolejną chemię - Irynotekan. Od tego dnia nie wstaje z łóżka. Bardzo osłabła, dużo śpi, aby wstać do toalety potrzebuje naszej pomocy. Pojawiły się problemy z oddychaniem - płyn zalega w płucach, miała krwiomocz, który zwalczyliśmy antybiotykiem. Do tego walczymy z obrzękami całego ciała. Największym problemem jest brzuch - wielki, bolesny, twardy, wzdęty (prawdopodobnie robi się wodobrzusze), mama praktycznie nie odpuszcza gazów. Czy ktoś zmagał się z podobną sytuacją i znalazł jakiekolwiek rozwiązanie?
Była w szpitalu bo jelita ucichły. Przywrócili je do pracy, teraz je słychać. Przed wyjściem ze szpitala zaczął rosnąć brzuch. Lekarz do nas przychodzi przynajmniej raz w tygodniu, twierdzi, że to początek wodobrzusza. Brzuch jest naprawdę napęczniały, jak w ciąży... Może należałoby szukać pomocy gdzieś indziej...