Witam wszystkich,
życie z nowotworem również nie jest mi obce...na szczęście nie ja chorowałam, ale mój mąż i rozumiem jak ważna jest pomoc samemu choremu ale także i jego rodzinie, a zwłaszcza dzieciom, które tracą kogoś najważniejszego w życiu.. Kilkanaście lat temu wyjechaliśmy z mężem do USA, nie było łatwo, ale po krótkim czasie nauczyliśmy się żyć w tamtym społeczeństwie, oboje pracowaliśmy, urodziłam dwójkę wspaniałych dzieci, byliśmy szczęśliwi, mieliśmy wspaniały dom i rodzinę. Mój mąż dużo pracował i nigdy nie skarżył się na jakiekolwiek dolegliwości, aż pewnego dnia rutynowe badania wykazały zmiany w płucach. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że to nic poważnego, ale niestety, kolejne szczegółowe badania potwierdziły nasze najgorsze obawy...Z chorobą walczyliśmy wszyscy, nie tylko mój mąż..Cała rodzina wspierała go w walce, ale nie tylko ona. Wielu znajomych i pacjentów ze szpitala wspierało nas w trudach, poza nimi również organizacje i stowarzyszenia, co jest bardzo ważne, dlatego, że zatrudniają wielu fachowców i ludzi, którzy na prawdę potrafią pomóc, potrafią rozmawiać nie tylko z chorym, ale także z rodziną. Mieszkając w Stanach i porównując sytuację mojej rodziny z Polski widzę, że niestety człowiek chory pozostaje często samotny w swoim cierpieniu, słysząc słowo "rak" od razu się poddaje nie mając znikąd pomocy. Z rakiem można wygrać, a jeśli współczesna medycyna nie jest w stanie pomóc to najważniejsza jest moim zdaniem ŚWIADOMOŚĆ, że życie jest jedno i trzeba je wykorzystać jak najlepiej. Patrząc na moje dzieci widzę w nich mojego męża i podziwiam go za to, że w tak ciężkiej chorobie nie myślał tylko o sobie, ale także o naszych dzieciach. Od lat w Stanach prowadzi się działania mające na celu zabezpieczenie rodziny chorych. Prowadzone są programy obejmujące profilaktyką osoby zagrożone chorobą i prowadząc z nimi rozmowy z udziałem psychologa i lekarza, co uważam za niezwykle pomocne, dlatego że czasami nie potrafimy sobie sami pomóc i potrzebna jest pomocna dłoń kogoś z zewnątrz. Nawiązując do działania mojego męża: zabezpieczył dzieci najlepiej jak tylko mógł, żeby nie cierpiały tak jak on, zostawił swój materiał genetyczny w specjalnej przechowalni. Teraz nie wiem, co spowodowało raka mojego męża i czy dzieci mogą również zachorować, jeśli jednak tak się stanie, będziemy mieli dodatkowe wsparcie w postaci DNA mojego męża. Mam nadzieję, że w Polsce również będą takie możliwości jak w USA.....