Lena24, przyjmij wyrazy współczucia.
Basik, ja wielokrotnie przyjmowałam antybiotyk między wlewami i nigdy nic się nie działo. Po prostu dostałaś uczulenia na chemię, a to zdarza się wcale nie tak rzadko, niezależnie od antybiotyku. Dostaniesz teraz odpowiednią dawkę leków antyuczuleniowych i chemia pójdzie normalnie.
Witajcie.
Lena przykro mi. Pamietam Twoje wczesniejsze posty i kiedys zastanawialam sie co u Was i dlaczego przestalas pisac. My corki naszych mam musimy to przejsc. Nie wiem jak u Ciebie, ale ja musze przyznac ze czas choroby mojej mamy to jednoczesnie najlepszy czas w naszej relacji. Kochamy sie bardzo i korzystamy z tych chwil. Z tego co napisalas teraz tez bylyscie bardzo blisko i to bardzo cenne.
Nana niezmiennie Cie podziwiam. Za Twoje podejscie do choroby. Troche przypominasz mi moja mame. Ona tez ma "zdrowe" podejscie do choroby i duzo wewnetrznego spokoju. Choc u nas to ja jestem glowa leczenia, mama nie interesuje sie rodzajami chemii, rokowaniami, woli zebym to ja chodzila do lekarzy itd. ale na taki uklad poszlysmy.
Nie pisalam dawno ale czytam Was ciagle. U nas zle. Dzis przyszedl wynik PET. Ostatnia chemia nic nie dala. Jest progresja i rozsiew. Niestety... we wtorek idziemy do lekarza. Chcialabym zeby mama dostala jeszcze cos z platyna ale ze wzgledu na progres choroby w, trakcie chemii to raczej nie przejdzie. Bede jednak dopytywac i walczyc. Ostatnio duzo smierci wokol nas. Odchodza kobiety, ktore zaczynaly walke z mama. Tez mialy IV stopien. Mama walczy prawie 2 lata. Tak bardzo chcialabym ja tu zatrzymac. Kiedys panicznie balam sie wznowy i ona nadeszla, pozniej tego ze kolejna chemia nie zadziala i tak tez sie stalo. Myslalam ze sie zalamie. A nadzieje mam nadal. Moja mama jest bardzo dzielna. Czasem mysle ze to ona jest dla mnie w tym wszystkim najwiekszym wsparciem.
Pozdrawiam Was serdecznie i zycze duzo zdrowia. I radosci z zycia. Z najmniejszych rzeczy.
Nana my nieustannie o tobie myślimy i jesteśmy z Tobą
Witajcie Dziewczyny ostanio jakoś dużo smutnych wiadomości dookoła. Tak sobie pomyślałam o córkami, które wspierają Mamy, może warto byłoby zorganizować spotkanie, poznać się i dać sobie odrobinę wsparcia. Wiem że jesteśmy z różnych stron Polski, ale zawsze można gdzieś dojechać. Ja akurat mieszkam w Poznaniu. Dajcie znać co myślicie o tym. Pozdrawiam Was Wszystkie Dziewczyny!
kotka- według mnie to dobry pomysł. Ja jestem z Łodzi:-) Dziewczyny (córki) meldujcie skąd jesteście.
Kochane, mam do Was prośbę o radę. Mama skonczyła chemię w lipcu i miała wtedy tomografię. Wyszło ze jest remisja, ale trochę wody w opłucnej. Od tamtej pory robimy raz w miesiącu badanie krwi (morfo, kreatyninę i CA125) Krew systematycznie poprawia się choc jeszcze hemoglobina nie jest w normie, ale wolniutko idzie do góry, nerki ok i marker 10-12 więc super). Mama ma zaawansowany nowotwór, był bardzo rozsiany jak miała operację. Miała już dwa cykle chemii (karbo i taxol) i cały avastin przy pierwszym cyklu. Ale do rzeczy. Mama dobrze się czuje, przytyła od lipca 3 kg, nic jej nie boli jest ok. Byłam 2 tygodnie temu sama u jej lekarza aby zapytać co jeszcze możemy robić żeby niczego nie przegapić- zapytałam o PET albo o TK. Lekarz powiedział, że nie ma sensu robić badania bo nowotówr był rozsiany (IIIC-IV) więc w PEcie zawsze może coś świecić, TK w sumie też po co jak marker w normie no i dopiero Mama zakonczyła chemię w lipcu, dobrze się czuje...Więc niech żyje szczęśliwie i z uśmiechem, nie ma po co jej naswietlać jak nic się nie dzieje, marker ok i samopoczucie ok. Po spotkaniu wyszłam i pomyśłałam- w sumie racja, po co osłabiać nerki kontrastem i naświetlać organizm, który dopiero co zbiera się 4 miesiące po chemii? I tak Mama nie będzie brała teraz chemii. Poprosiłam jednak o spotkanie z lekarzem, na które stawiłyśmy się dzisiaj z Mama. Lekarz zbadał Mamę, obejrzał morfologię i powiedział, ze wszystko jest ok. Na koniec wydrukował skierowanie na TK i powiedział, żebyśmy jeszcze w tym roku zrobilły. Skąd ta zmiana o 180 stopni??? Dwa tygodnie wcześniej tłumaczył mi żeby nie robić, żeby cieszyć się zyciem i jak nic się nie dzieje to nie wywoływać wilka, a dzisiaj daje skierowanie...Fakt, zajrzał do systemu i może musiał zlecić żeby mu się zgadzało z programem lekowym, że ileś po chemii zrobił kontrolę.... Cholera już sama nie wiem co ja mam myśleć i co mamy robić. Mama zostawia wszystko do mojej decyzji...bo nie ogarnia tych wszystkich spraw. Co myślicie Kochane? Czy jest sens robić badanie przy rozsianym robalu jak marker dobry i dobre samopoczucie? Co nam to da? Przecież i tak chemiii teraz nie weźmie, a innych opcji nie ma. Powiedzcie jak to widzicie. A może zrobić USG i ewentualnie prześwietlenie płuc skoro praktycznie wszędzie było czysto oprócz tej wody w opłucnej, której Mama mówi, że nie czuje bo nie ma problemów z oddychaniem. Bardzo na Was liczę. Pozdrawiam z całej siły Was Wszystkie.
Ania_walczę_o_mamę
Myślę, że na waszym miejscu zrobiłabym badanie. Przecież po leczeniu powinny być kontrole, tak samo po pierwszym rzucie chemii jak i po wznowie. Właśnie przy rozsianym raku kontrole powinny być częste.
Nie wiem czemu taka zmiana u lekarza, bo go nie znam, ale wydaje mi się, że w Waszej pierwszej rozmowie na temat badań chciał Cię uspokoić i też pewnie pokazać, że są jakieś standardy i wyznaczniki i nie będzie wypisywał badań "na zawołanie". A później tak jak piszesz zorientował się, że w sumie kilka miesięcy minęło, więc już można zrobić kontrolę. Nie wiem co to za lekarz, ale znając ich i wiedząc ile mają pacjentek i historii, to może nawet nie pamiętał Waszej poprzedniej rozmowy :) Tak, czy inaczej tomografia co kilka miesięcy nie jest chyba bardzo szkodliwa, więc ja bym zrobiła. Wiadomo, że to nerwy, no ale...
Co do spotkania, to ja byłabym chętna, jednak heh... jestem z Rzeszowa :D Ale gdyby udało się coś zorganizować np w jakimś miejscu w połowie drogi, albo w jakimś ładnym mieście w którym nie byłam, to czemu nie :P
Ja byłam dziś z mamą u lekarza. Na razie nie powiedział jaka chemia i kiedy, kazał zrobić markery i wczwartek idę na rozmowę... aż mi słabo jak pomyślę, co teraz...
Hey!
Ja się chętnie spotkam, jeśli się łapię do "córek", choć już córką nie jestem... Jestem z Katowic.
Aniu - moją mamę TK trochę "dobiło" - lekarze zlecali je wkoło mimo pogorszenia się kreatyniny. Mama miała w ciągu 1,5 roku 8 razy TK, w tym 3 razy już przy krytycznych wartościach kreatyniny. Ostatnie zlecono kontrolnie tuż przed podjęciem decyzji o zaprzestaniu leczenia - po dziś dzień nie wiem po co mamę tym dobijali - 3h siedzenia w lodowatej poczekalni, kontrast, naświetlanie... Mama zwymiotowała wtedy wodę z kontrastem pierwszy i ostatni raz i później siadły nerki.
Ale! Jeśli mama ma dobrą kreatyninę a lekarz zlecił - to róbcie! Lepiej dmuchać na zimne. A jak masz wątpliwości to skonsultuj się z innym lekarzem. Chociaż co do TK to wiem, że decyzja o wykonaniu należy do osoby która danego dnia bada.