Cześć Dziewczyny,
Piszę po raz pierwszy, chociaż czytam od jakiegoś czasu. Do napisania skłoniła mnie moja historia z HPV. Chciałam się dowiedzieć czy jest więcej jakich kobiet jak ja. Zacznę od początku.
Od jakichś 3 lat chodziłam do ginekologa co 6 miesięcy, bo cytologia wychodziła okej, co prawda wychodziła metaplazja, ale wszyscy lekarze zarzekali się, że to zmiany totalnie normalne, bo poza tym nie ma ani bakterii, ani zmian sugerujących obecność HPV (nie jestem w stanie powiedzieć jaka to grupa cytologii, bo mieszkam w Hiszpanii i tutaj nie posługują się grupami). Ale ta metaplazja mi nie dawała spokoju, wkurzała mnie. Znalazłam więc ginekolog Polkę, z polecenia polskiej koleżanki. Poszłam i wytłumaczyłam wszystko - tej się lampka zaświeciła i zrobiła mi test na obecność wirusa.
Dostałam wyniki: cytologia okej, ale HPV16 (wysokoonkogenny) jest. Załamałam się. Lekarka mnie pocieszała, że "w sumie każdy to miał chyba" i że jak cytologia jest okej, to jest okej. Na wszelki wypadek dała mi skierowanie do szpitala na kolposkopię. W międzyczasie poszłam do innego lekarza, który powiedział to samo: "nie martw się, teraz tylko prezerwatywy z patrnetem i wirus zniknie".
Uspokojona poszłam na tę kolposkopię. Przyszły wyniki w moje imieniny - CIN III. Wróciłam do szpitala, tam mi powiedzieli, że poczekamy 3 miesiące, może ta zmiana się zacznie cofać, bo jestem młoda (27 lat wtedy, teraz 28). Poczekaliśmy 3 miesiące, kolejna kolposkopia - plamka coraz większa. Wyniki - CIN II i CIN III, bo pobrane różne próbki.
Decycja prosta - pod nóż. Konizacja szyjki macicy. Nie muszę chyba mówić w jakim stanie byłam - od marca do sierpnia przeszłam przez fazy "nie martw sie to pikuś" do "trzeba operować". Operowali mnie, pobrali próbki do badania. Zabieg dobrze, gojenie się inna historia, bardzo męczące...
Przyszły wyniki histopatologiczne w przeddzień moich urodzin - pojechałam do szpitala. Zaczyna się dobrze, mówią, że wycieli wszystko, ale jak zbadali to się okazało, że CIN III to nie był... był to już rak, stadium 1a1 - mikroskopijny, ale jednak. Potem poleciał już tomograf, rezonsas, dodatkowe cytologię z kanału szyjki macicy... Jak na razie wszystko ok. Kolejna kontrola na początku stycznia. Ale to nie koniec walki... Moja psychika zrobiła salto... Nie chcę myśleć co by było gdybym zaniedbała sprawę, nie zmieniła lekarza, albo gdybym poszła nie do tej Polki, tylko do kogoś innego... obudziłabym się z rakiem o wiele bardziej skomplikowanym.
Doszłam do wniosku, że takich jak ja musi być więcej, sama jak szukałam informacji, to ciężko się przegrzebać przez cały hałaś w internecie i znaleźć coś fajnego. W hiszpańskim internecie (np. instagram) sprawa jest bardziej nagłaśniana, sa profile, które opisują HPV z bardziej ludzkiej strony, pomagając osobom z diagnozą.
Ja sama zaczęłam pisać pamiętnik, ale stwierdziłam, że muszę zrobić z tym coś lepszego i podzielić się sposobami na wzmocnienie odporności, radzenia sobie z tym stresem, opisywanie procesu od początku do "końca". Chcę napisać jakigoś ebooka ogólnodostępnego, ale potrzebowałabym też informacji od Was. Stworzyłam szybką ankietę, chcę się tylko dowiedzieć czy ludzie wiedzą co to HPV, czy są zaszczepieni, jak często się badają (chcę porównać sytuację w Hiszpanii i w Polsce, może da się dodatkowo coś nagłośnić, znieść opinię, że HPV to choroba puszczalskich i znieść wstyd, który mamy w sobie osoby z tym wirusem).
Jeśli masz 5 minut, to odpowiedz na parę pytań:
https://docs.google.com/forms/d/e/1FAIpQLSffa0SMuin06Ye4BxsfxlHpDYCuPPGdMI48Wf3ilV0rBKwqsg/viewform?usp=sf_link
Jeśli macie ochotę, możecie podzielić się ze mną historiami, opiniami czymkolwiek poprzez wiadomość prywatną.
Dzięki i trzymajcie się!
Klara