Kobiety się badają, ale problem z NFZ
Popłakałam się już kilka razy i to nie z powodu niezdiagnozowanego guza piersi, gdyż wierzę że jest to zmiana łagodna, ale z powodu bezsilności przed jaką stawiają nas lekarze i służba zdrowia.
Regularnie chodziłam do ginekologa, który również badał moje piersi (ale nigdy za pomocą USG) i wszystko było ok. Sama również starałam się badać i zaczęło mnie coś wyraźnie niepokoić, więc postanowiłam zwrócić uwagę lekarza na dane miejsce. Powiedział, że mam brać olej z wiesiołka i wrócić za 2mc i potem się zobaczy... może trzeba będzie odstawić tabletki anty i wtedy obserwować....
Jednak guz był naprawdę dobrze przeze mnie wyczuwalny i postanowiłam się udać do innego ginekologa. Na szczęście ten zrobił mi od razu USG i potwierdził istnienie guza i skierował mnie do onkologa. Strasznie ucieszona z rozwoju sytuacji czekałam na wizytę wierząc w teraz już szybki rozwój sytuacji.
Onkolog spytała się co ja tu robię i wysłał mnie na USG, tam znów pytali się mnie po co ja tu i że pewnie gin. nie chciało się zdjęcia opisywać i najlepiej abym do niego wróciła, onkolog zalecił biopsję, ale nie dał skierowania. Myślałam że karta którą dostałam wystarczy, gdyż tylko z tym zostałam szybko odprawiona za drzwi... i w sumie nie wiedziałam czy mam wrócić do tego gin., wróciłam jednak do onkolog po skierowanie i za jego pomocą zarejestrowałam się do poradni chirurgii onkologicznej.
Tam skierowanie na biopsję. Biopsja. Rejestracja na odbiór wyniku. Wynik: nie udało się pobrać materiału. Druga biopsja. Oczekiwanie. Wynik: nie można postawić diagnozy. Skierowanie do szpitala na usunięcie i wtedy diagnoza. Termin za 2-3 mc. Uff! Ulga, bo po ponad 8 mc bieganiny od jednych drzwi do drugich uda się osiągnąć cel!
Jednak trzeba mieć komplet badań i szpital skierował mnie do rodzinnego. Rodzinny, że szpital powinien dać. I tak się właśnie kobieta miota od jednych drzwi do drugich przez długie mc, wszędzie oczekując w długich kolejkach na długie terminy. Prowadzi się szereg akcji społecznych i super, bo dzięki temu wiem jakie to jest ważne! - tylko chyba potrzebna jest jakaś kampania, aby lekarze zechcieli nas badać i żeby jakoś został usprawniony ten proces. Po co przechodzić przez tyle drzwi, tyle rejestracji, tyle kolejek! Czekam też na wizytę u ginekologa, bo potrzebne mi jest też aktualne USG, bo poprzednie zdążyło się przecież zdezaktualizować. Może chociaż to dostanę.
W szpitalu powiedzieli, że mam przyjść w dniu zabiegu bez badań to powinni mi zrobić. Boję się nie zabiegu, (na niego z niecierpliwością czekam), ale tego że jak przyjdę w umówionym terminie bez badań to odeślą mnie z kwitkiem do domu...
Życzę wszystkim kobietom wytrwałości i cierpliwości lub pieniędzy na prywatną opiekę!
-
vloszka opisz to w liście do NFZ i Rzecznika praw pacjenta bo jak będziemy milczeć to zawsze to będzie tak wygładało co za paranoja!!
-
Masz rację , ja też tak jak ty regularnie chodziłam na wszystkie badania do ginekologa.Gdy dostałam bóli podbrzusza i poszłam od razu prywatnie to stwierdził,ze mam wodę w zatoce Daglasa napewno pękła mi torbiel na jajniku i stąd płyn przepisał antybiotyk. Za tydzień miałam wizytę u lekarki z NFZ do której chodziłam na kontrole ona potwiedziła diagnozę i dodała zapalenie dróg moczowych. Tak chodziłam do ginekologa od czerwca do sierpnia, nie skierował mnie na żadne dodatkowe badania tylko antybiotyki i leki przeciw zapalne. Pod koniec sierpnia poszłam prywatnie do urologa, powiedział że mam przyjść jutro do niego w ramach NFZ z skierowaniem od rodzinnego. Skierowanie dostałam i lekarz oznajmił mi że mam zmianę w otrzewnej, muszę mieć tomograf, zapisał mnie już w szpitalu tylko mam potwierdzić.Po tomgrafii okazało się że mam rozległe zmiany w miednicy większej i wymagam szybkiej wizyty u ginekologa co zrobiłam nie bacznie a ona że to nie ginekologiczne tylko chirurgiczne i skierowanie do szpitala na chirurgie , zanim wszystko pozałatwiałam to operacje miałam na początku września ale polegała ona tylko na otwarciu i zaszyciu po pobraniu materiału do zbadania. Tak ginekolog doprowadziła mnie do raka jajnika IV stopnia.
Gdy jej to zarzuciłam powiedziała że jestem w jej karierze zawodowej drugą pacjentką u której nie rozpoznała tego nowotworu.Marne pocieszenie, a przecież mogła skierować mnie chociaż na marker który miałam jak zrobili mi w szpitalu prawie 4 tys. Potem na szczęście w nieszczęściu trafiłam do dobrego ginekologa onkologa i od września 2008 roku jestem pod jego opiekom, powiedział mi szczerze ja już pani nie wyleczę ale mogę przedłużyć życie, co było dla mnie bardzo ważne.Gdy zachorowałam mój synek miał 7 lat. On do szkoły do 1 klasy a ja zmagania z chorobą nowotworową.
-
Szokujące! aż brakuje mi słów. Dużo sił Tobie życzę i dobrze, że opiekuje się już Tobą właściwa osoba. Twoja sytuacja tym bardziej nadaje się na skargę do NFZ i Rzecznika Praw Pacjenta! tylko, że pewnie ciężko się zdobyć na to...
-
Witam ja też zaczynam od tak zwanej pocałowaniu klamki :( po mammografii poszłam do ginekologa z wynikiem gdzie wskazanie było USG plus biopsja i usłyszałam od pani ginekolog że ona jest od dołu nie góry ,pytam co mam dalej robi kazała mi iś do rejestracji gdzie jest przychodnia raka sutka i co usłyszałam przykro nam miejsc już nie mamy może w przyszłym miesiącu :( i co dalej okazało się że ten sam lekarz przyjmuje w tej samej przychodni prywatnie i oczywiście miejsce wolne jest .Pani z uśmiechem zaprasza mnie w środę na wizytę .To jakiś koszmar a pytam się gdzie te pieniądze które płace przez tyle lat co za banda :(
-
od dołu nie od góry (a kto jest?), nie rozumiem co Pani tu robi (bo mnie lekarz skierował?), powinna mieć Pani te badania ale nie dam skierowania (to jak mam je mieć zrobione?)... :/
tego typu komentarze dla pacjenta są takim zaskoczeniem, że nie wie co ma ze sobą zrobić.
Powoli się jednak przyzwyczajam i staram się jakoś odnaleźć w sytuacji i są to zapewne cenne doświadczenia.
-
Ginekolog - skierowanie - USG i wizyta u onkolog. Zdjęcie mam - okazało się że guz rośnie i znaleźli drugi, więc super, będzie dwa w jednym. /choć powinnam ze zdjęciem zawrócić do ginekologa (wizyta za 1,5 mc) ale już Pani dała mi zdjęcie "nielegalnie".../ W szpitalu zrobili mi bez problemu rano badania, potem zabieg w narkozie i szybko do domu. Czułam się bardzo dobrze. W międzyczasie ściągnięcie szwów w po miesiącu wyniki: ufff.. wszystko ok, jestem zdrowa.
Wszystkim kobietom, które nie miały takiego szczęścia życzę powodzenia, wytrwałości i dużo sił!
-
No to miałaś dużo szczęscia!