Heeeej! Rakowniczy i rakowniczki!
Tak to, czule, to określam, bo naprawdę, rak otworzył mi oczy na życie. Dziś to wręcz wydaje mi się, ze przed rakiem to ja żyłam w jakimś plastykowym świecie, tylko cześciowo realnym. Czy jest tu ktos równie stukniety?:) Chetnie bym takiego poznała.
-
Witam i ciesze sie ze sa ludzie ktorzy pomimo "wyroku"sa tak zakreceni.5 lat temu zaczelam sobie hodowac guzka i kiedy po prawie 10 miesiacach urosl do wielkosci kurzego jaja poszlam do chirurga.Jeszcze wtedy mialam zludzenia ze to nic powaznego tym bardziej ze nie dawal zadnych dolegliwosci.Niestety wynik byl okrutny-nowotwor zlosliwy i do tego oporny na kazda terapie.Nie bralam chemii nie mialam naswietlan.Mialam 34 lata, dziecko i nie spieszylo mi sie do zamazpojscia.Tylko mala chwilke trwala rozpacz a pozniej "urodzilam"sie na nowo.Przeciez za krotko zyje jeszcze mam duzo rzeczy do zrobienia jeszcze mam duzo milosci do oddania jeszcze chcialabym kochac i byc kochana a dziecko-przeciez ma tylko 8 lat i tylko mnie.Wyzwalam Boga i tego zlosliwca na pojedynek-ja sama a ich dwoch.Pzez 4 lata dali mi spokoj.Wyszlam za maz mam dom rodzine i planuje powiekszyc ja ale najpierw stocze walke ktora mi odroczono.NIE PODDAM SIE BEDE ZYC I BEDE KORZYSTAC Z TEGO ZYCIA!!!!! I zycze wszystkim wytrwalosci w walce.
-
Żeby nie było!!!! Nadal sobie żyję i nadal szaleję :)