Ostatnie odpowiedzi na forum
:) Zobaczymy czy będę miał taki humor w przyszły piątek jak mnie otworzą... Na wieczór polecam bajkę "Potwory i spółka". U nas to obowiązkowa dobranocka - CODZIENNIE! Ale im dłużej ją oglądam, tym więcej mam siły - psychicznej, bo fizyczna na tę chwilkę jest nieodbudowywalna:/ No, ma się te 17 kg na plusie (i pomyśleć, że w ciągu 5 dób po operacji straciłam 6 kg...).
A co do złotych myśli... Przez pierwsze lata człowiek nie może doczekać się aż dzieci zaczną mówić, później - kiedy w końcu zmilkną:)
Miłej nocki - ja jestem na 34 stronie forum:) i nie poddam się do 57! Później... zobaczymy.
23:56 - Robię kakao - ktoś chętny???
Użytkownik @Elbe napisał:
Na potworniakach się nie znam. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że coś takiego istnieje. Ale potwierdzam słowa Kasiorka, wynik 1ag1 jest najlepszym z możliwych. Gdybym ja miała taki, byłabym w pracy i wiązała włosy:)
Zalecenie wykonane ;) Włosy związane. Pomimo L4 (z powodu bardzo silnych bólów brzucha od kilku dni lekarz postanowił mnie uziemić, bo istnieje ryzyko, że nie zdążę dojechać na cc) nadal pracuję - na stanowisku pielęgniarki domowej przy zasmarkanym 4-latku.
Witam.
Mnie właśnie zastanawia to powtórne otwieranie:/ Wynik histo potworka dostałam 8 czerwca, 13 miałam tempem pojawić się w Redłowie na konsultację onko. Jako, że to był 25 tydzień ciąży - postanowiono, że darują mi ten termin czerwcowy, a otworzą mnie po 38 tygodniu - żeby wszystko sprawdzić (przy okazji wyjmując juniorkę/lub juniora). Niestety laparotomię miałam w małym szpitalu miejskim, śródoperacyjnie stwierdzono guz 8x9x5 - no i zdiagnozowano potwora dojrzałego (ach jakże pięknie opisali cóż w nim było, a czego nie było). Dopiero wynik histo (specjalistów wojewódzkich) wycinków (13-tu) dał obraz tego paskudztwa. Dziadyga dojrzały, ale z kom. niedojrzałymi. Więc niedojrzały... A taki był piękny - gładziuki, równiutki, bez brodawek, wyrostków, etc. nieładny był tylko ten malutki fragmencik lity (do 4cm). Gdyby mi go oddali mogłabym nad kominkiem postawić i napawać się tym pięknem. Oczywiście nabijam się, choć wcale nie jest mi do śmiechu.
A! Ca125 - przed operacją 35,44, bezpośrednio po operacji 27.
Witam ciepło. Co prawda dziadostwo, które mi się przypałętało nie jest typowym (medycznym) rakiem jajnika tylko nowotworem, ale jako że "rakiem" nazywa się potocznie wszystkie nowotwory - dołączam swój post do Waszej dyskusji.
Moja przygoda z paskudą zaczęła się pod koniec stycznia, kiedy to usłyszałam - jest pani w ciąży i ma pni na jajniku COŚ - około 50mm. Pomimo "futrowania" hormonami coś - określane na dalszym etapie "zwykłą torbielką" - nie pękło (I CHWAŁA NIEBIOSOM!) ani się nie wchłonęło. Na domiar złego - rosło jak szalone. W końcu wylądowałam na stole operacyjnym - z niemałym już brzuszkiem i ogromnym guzem. Bobas wyszedł z operacji bez szwanku (mam nadzieję), ja usłyszałam diagnozę - potworniaczek dojrzały. Ufff. Na 3 tygodnie odetchnęłam z ulgą. A właściwie na 2, bo wyniki nie przychodziły i czekałam, czekałam... No i stało się - przylazły w końcu i... nic już nie miało sensu. Okazało się, że jednak niedojrzały. Wiecie jakie było moje pierwsze pytanie? Ile lat mi zostało. Załamałam się. W końcu (gdy emocje mi trochę opadły) wyczytałam, że to zmiana 1a G1 i komórek nowotworowy w wycinkach było ok. 5 mm kwadratowych. Nie było źle. Niestety jak zaczęłam wnikać i pytać, to okazało się że nie jest różowo, bo potworniaki to wredne stwory - szybko naciekają, przerzutują i ogólnie są bardzo potworne. Włosy stanęły mi dęba. Wycięli drania dali mu "etykietkę - nie jest źle 1a G1", zostawili jajnik, a jak to draństwo już coś mi zrobiło? Określony został tylko stopień złośliwości guza na podstawie jego fragmentów, a może mam "wyższy"? A co jeśli były przerzuty i przez te 4 m-ce sprawa jeszcze bardziej się skomplikowała? I miliony innych pytań... Do tego doszły wahania hormonalne, stres przed cesarką w klinice ponad 150km od domu, niewiadoma jak to "technicznie" i strategicznie będzie wyglądało (będzie cesarka, wycinki, wyskrobinki, biopsyjki, etc. - ale czy leżąc na stole poznam diagnozę, czy znów zaszyj i każą czekać? Podejrzewam, że nie muszę żadnej z Was opisywać cóż dzieje się w mojej głowie. Może jesteście w stanie mi odrobinkę "naświetlić" procedurę. No i błagam - możecie mi uzmysłowić "tempo" działania nowotworów? Ja zwariuję...