Ostatnie odpowiedzi na forum
Acha, a jak wszystkie uciekniecie na fejsa, to kto będzie pisał na tym forum????????????
Co roku 3 tysiące kobiet zapada na raka jajnika (wg. statystyk) Co one będą czytały???
I co z tą miłością bliźniego?:)
No i wkradł się wątek detektywistyczny:) I humorystyczny:)
Dziewczyny, zaczynacie fantazjować:):)
Czy osoba publiczna to znaczy wysoko postawiona? Nie jestem Vipem, gdybym była, to pewnie rak by się mnie nie imał albo miałabym sztab ludzi do pocieszania i nie interesowałoby mnie to forum.
Ale cieszę się, że w tym wieku jeszcze kogoś zaintrygowałam. I że humory wam dopisują. Sorry, że was rozczarowałam.
Żeby odwrócić uwagę od siebie wprowadzam wątek kryminalny: Gdzie jest mycha? Ile można leżeć w szpitalu? I w TV nic o niej nie było:)
W Kielcach wcale słońce nie świeci:(
Na fejsa to ja bym raczej nie chciała, jestem osobą publiczną, już przez naszą klasę miałam kłopoty:(
Chyba ,że rzeczywiście pod pseudonimem.
Elza, pytasz o perukę. Mąż pochwalił, siostra i koleżanka, która miała mnie okazję zobaczyć, też. Starszy syn się tylko zaśmiał, a młodszy powiedział:"Najpierw nie mogłem się przyzwyczaić,że nie masz włosów,a teraz, że masz"
Kalinko, mama chemię wybrała, tzn. ostatnią jej odpuścili. Na razie ma wolne, ma odpoczywać. Wybiera się na turnus rehabilitacyjny, nie wiem, czy to dobrze, ale ona tym żyje, a lekarz pozwolił. Często źle się czuje, wiem,że jest bardzo wymordowana, bardzo się postarzała w ciągu ostatniego roku,ale nie odpuszcza, jak tylko kryzys mija, już gdzieś leci. My ją upominamy, że ma się nie forsować, ale można jej pogadać:) Z drugiej strony, jak czuje się na siłach, to niech robi co uważa za słuszne, jest dorosła, samodzielna....
Nie wiem, czy u nas jest chemia dootrzewnowa, spytam mamę, ona ma pełno koleżanek onkologicznych, choć większość to Amazonki. Ale niektóre mają też jajnikowe sprawy.
Ja mam iść do tego ginekologa do ŚCO, ale nie chce mi się wstawać o 4, żeby się do jakiegoś dostać, bo takie są u nas kolejki :(:(:( Zawsze chodziłam prywatnie,godzinka wyznaczona i spoko.
Oooooooo, jakie tu dziś luzy:)
Dziś Dzień Chłopaka. Ja mam 3 , też muszę się nimi zająć.
Dziś pierwszy raz wystąpiłam w peruce. Dziwnie;)
Pozdrawiam i życzę miłych niedzielnych wrażeń.
Ja po chemii najgorzej czułam się 3-4 dzień, potem powoli wracałam do rzeczywistości. Tak jakoś tydzień wyjęty z życiorysu. Ale każda ma inaczej.
mrozna13 :(:(:(:(
Łączę się z Tobą w bólu. Niestety wiem, że mnie też to czeka, oby w dalekiej przyszłości, chyba, że ja pierwsza ( przed mamą ) zejdę, bo to nigdy nie wiadomo.
Co poradzić? Psycholog, dobry spowiednik......... chociaż ja pewnie nigdzie bym nie poszła tylko ryczała w kącie.
Bądź dzielna. Życzę ci siły i przesyłam duchowe wsparcie. L.B.
raczku, małe pijaństwo nie jest złe:)
Przykro,że nadzieje się nie spełniły, ale pomyśl, że może ta hipertermia by ci tylko zaszkodziła? Ktoś tam u góry myśli o Tobie i ma jakiś plan wobec ciebie. Czasem czegoś bardzo chcemy, a potem okazuje się, że dobrze się stało, że tego nie dostaliśmy.
A tymczasem trzymaj się:):) Może jeszcze wymyślą coś dla Ciebie/ dla nas wszystkich.
Dla mnie jesteś godną podziwu, tyle przeszłaś, a dajesz radę nie mając w nikim oparcia. Ode mnie masz medal :)
Dziewczyny, jutro Marsz Życia i Nadziei. Wybieracie się? To organizują Amazonki, chodzę od kilku lat, ale jutro odpuszczam.
No właśnie miałam podjąć temat - czy przeczuwałyście,że coś złego się stanie?
Mnie wydarzyły się dwie rzeczy, teraz nie umiem ich czasowo zlokalizować, ale była zima,( kilkanaście dni, kilka tygodni przed diagnozą ), a ja o tym, że coś mam na jajniku dowiedziałam się 20 lutego.
1. stłukłam lusterko kieszonkowe, które miałam od podstawówki, takie, wiecie, ze zdjęciem zespołu:)
2.rozerwał mi się woreczek z solą przy samej kasie w Lidlu, wszystko mi się wysypało:(
Niby nie jestem przesądna, ale w obydwu przypadkach pomyślałam, że to zły znak.
Nigdy nie brałam hormonów, były zabronione dla nosicielek BRCA 1.
W książce "Triumf życia" wyczytałam, że rak to skutek:
- ogromnego stresu, który miał miejsce od 6 do 18 miesięcy przed diagnozą
- niezałatwionych spraw sprzed lat
- ucieczka od innego problemu, który w obliczu raka staje się mniej ważny
Może to sugestia, ale u mnie by się to zgadzało. Tamten rok był koszmarny, tyle roboty, że czasem dopiero
wieczorem przypominałam sobie , że mama w szpitalu, a jej nie odwiedziłam. Wszystko biegiem, nerwówka, serce mi się tłukło, bałam się, że będę miała zawał....
Poza tym na wiosnę były zwolnienia z pracy, ponieważ zachorowałam, ominęły mnie. Może po to był ten rak??
Moja mama, jak brała chemię na oddziale dostawała osłonowe w zastrzyku czy kroplówce, ja na dziennej musiałam się sama faszerować lekami w domu, w noc poprzedzająca chemię. To chyba wszędzie wygląda tak samo.
Mama żyje już 1,5 roku od fatalnej diagnozy, ciągle ma coś w brzuchu, plama nie znika mimo chemii, a potem dolewki z gemzaru, ale na razie dali jej spokój i nawet wybiera się na turnus rehabilitacyjny za zgodą lekarza. Ja zdaję sobie sprawę, że to może być to, co doprowadzi ją do końca, ale póki co ona uważa ,że jest dobrze, że wyzdrowieje i chyba o to w tej chorobie chodzi. Ja miałam 1 stopień, a widzę się w trumnie, porządkuję zdjęcia, dokumenty.....
Kalina, jak chemia zadziała, to te guzki znikną albo przynajmniej zmaleją.
Na te mrowienia czy brak czucia w palcach czy nogach mój lekarz zalecił magnez. Ja jeszcze robiłam sobie kąpiele w masażerze stóp i dłoni. Nie wiem, czy od tego,ale nie miałam czucia po 3 chemii w 3 palcach prawej ręki ( coś okropnego, nie można nic wziąć do ręki , taki drobiazg, a tak utrudnia życie) i czucie wróciło. Moja mama dostaje leki od neurologa i nic to nie pomaga.