Witam wszystkich bardzo serdecznie,
Jestem córką wspierająca mame w chorobie. Wszystko zaczęło się ok rok temu. Mama pomimo wykonywania wszelkich badań kontrolnych, została zdiagnozowania z rakiem jajnika IIIc o wysokim stopniu złośliwości. Trafiła do Poznania na Polna z wodobrzuszem. W płynie były obecne komórki rakowe więc zdecydowano o podaniu chemii (3 dawki). Później była nieskuteczna operacja - mamę otworzono i zamknięto że względu na rozsiany proces nowotworowy. Mama przyjmowała więc kolejne dawki chemii (4) a my szukaliśmy innego ośrodka, gdyż w Poznaniu stwierdzili że kolejnej operacji mama raczej nie będzie już miała. Mieliśmy konsultacje w Gdańsku i Bydgoszczy. Liczyliśmy na Gdańsk, ale w między czasie w Poznaniu stwierdzono iż jednak 'sprobuja' zrobić operację (bez żadnego TK jak to było przed pierwszą operacją). Liczyliśmy na Gdańsk, ale prof powiedział że nie będzie wchodził w kompetencje Poznania i odmówił wykonania operacji, zresztą terminy były dość odległe (ok 2 miesiące czekania). Trafiliśmy więc do Uniwersyteckiego Centrum Onkologii w Białymstoku. Operacja radykalna została przeprowadzona pod koniec stycznia pomyślnie, usunięto wszystkie zmiany i to co zostało zaplanowane przez prof się udało. 2 dni po operacji mama dostała krwotoku i musiała byc ponownie operowana, prof przyjechał w nocy na oddział żeby ją operować. Na szczęście krwotok nie był duży i kolejna operacja pomyslnie zakonczona. Mama po operacji doszla do siebie i przyjela kolejne 2 dawki chemii. W sumie 7 przed operacjami i 2 po operacji. W czasie podawania tych 7 chemii miała półpaśca i przeszła Covid. Także naprawdę się wymęczyła, ale dała radę. Teraz jest w trakcie podawania tylko Avastinu. Fizycznie mama czuje się dobrze i już w pełni funkcjonuje. Badanie TK 3 miesiące po operacji wykazało remisję choroby, ale martwię się gdyż co 3 tygodnie ma badany marker i za każdym razem jest o parę oczek wyższy. Najniższy poziom był po 9 chemii (2 po operacji) 43. Teraz po kolejnych 6 tygodniach wynosi 50. Wiem, że nie jest to dobry znak...ale czy to zawsze może oznaczać wznowę? Czy to może być dlatego że mama miała tylko 2 chemię po operacji? Może powinna mieć więcej? Czy jakby to była ewentualnie wznowa to już nie dostanie tej pierwszej chemii (taxol+carbo)? Lekarze narazie nie kaza się martwić. Ja mieszkam za granica, ale często przylatywalam do Polski żeby wspierać mamę. Teraz w wakacje wracamy już na stałe.
Pozdrawiam Was serdecznie
Dzięki wielkie za odpowiedź @pikpok, mama już leczy się od ok roku, a ja cały czas zadaje sobie pytanie co by było gdyby wcześniej trafiła do Białegostoku, jakby od razu jej zrobili operację i później 6 chemii...teraz po radykalnej operacji dostała tylko 2 gdyż wcześniej wybrała 7, no ale czasu nie cofnę. Tak jak piszesz, trzeba być dobrej myśli i wierzyc, ale jak się czyta historię innych osób to ciężko czasami myśleć pozytywnie. My już za tydzień wracamy na stałe. Już od jakiegoś czasu myśleliśmy o powrocie do Polski, no ale choroba mamy wszystko przyspieszyła. Wracamy z 7-letnia córka , no i jestem w 7 miesiącu ciąży. Nie ukrywam że ciężko jest przyjmować te wszystkie stresy...ale nie wolno tracić nadziei... Pozdrawiam Was wszystkie bardzo serdecznie!
Witam wszystkich serdecznie,
Mama jest po kolejnej dawce Avastinu i badaniach. Morfologia w porządku, ale marker idzie do góry. 3 tygodnie temu był 50, dzisiaj już 70. Mama ostatnia chemię przyjela w marcu (miała 2 chemię po operacji, gdyż 7 wzięła przed operacją - w między czasie była zmiana szpitala i operacja wykonana w innym ośrodku). Lekarz prowadząca kazała się narazie nie martwić i mówi, że marker to badanie pomocnicze. TK będzie mama miała robione w sierpniu/wrześniu. I wtedy zobaczą co dalej. Nie wiem co tym wszystkim myśleć... Myślicie że jest jeszcze szansa żeby mama dostała karboplatyne+taxol z racji tego że tylko 2 chemię były po operacji? Może potraktują to jako kontynuacja leczenia albo ewentualnie będą operować jak się da? No nic trzeba czekać... Pozdrawiam w te gorące lato! My już zjechaliśmy do Polski na stałe, więc psychicznie będzie troszkę lepiej niż tak radzić sobie z choroba mamy na odległość...
Dzień dobry. Moja babcia zmarła na najprawdopodobniej raka jajnika 28.06, dwa miesiące przed śmiercią pojawiło się wodobrzusze i ściągnęli łącznie ok 30l płynu do śmierci. Jej matka zmarła dokładnie na to samo.
Jej córki (moja mama i ciocia) i ja poszłyśmy na badania HE4, CA 125 i CA 19-9. Im wyszły wyniki bardzo dobre, wskaźnik Roma w 6-8%. Jedna 2 ciążę, druga 4.
Ja natomiast mam CA 19-9 przy granicy normy, CA 125 w normie i HE4 90 przy normie 60
Wskaźnik Roma to 26%. Co to może w ogóle oznaczać? Wiadomo lekarz już powiadomiony i będę jak najszybciej się badać ale ktoś może mial z tym doświadczenie. Nie mam objawów endometriozy, miałam USG dopochwowe parę miesięcy temu i nic nie wyszło (było podejrzenie PCOS, ale też wykluczone). Jedyne co mam zbyt wysoki poziom dht i stwierdzone przez to łysienie androgenowe
Ze złych rzeczy mam bardzo nieregularne miesiączki lub ich nie ma przez parę miesięcy, uderzenia gorąca i ogólnie cały czas mi gorąco, muszę myć się po parę razy dziennie. Często mam mroki przed oczami i jest mi bardzo słabo. Mam też bardzo wysoki cholesterol mimo dobrej diety (jem bardzo mało mięsa i gotuje pełnowartościowe posiłki). Wcześniej nie było mi tak goraco mimo że ważyłam więcej (89kg/167cm) obecnie ważę 75 i mam wrażenie że pogorszyło się moje samopoczucie, plus nie mogę już schudnąć więcej mimo prób. Dodam że mam 19 lat. Proszę o pomoc