Jeśli się czujesz na siłach to śmigaj na chwilę i wygluzaj szas. Wiadomo tylko ze nie w skupiska ludzkie żeby się nie narażać :)
Nesia, to niestety frustrujące, ale po zakończeniu leczenia zostawiają nam samych sobie. My potrzebujemy wskazówek, poczucia bezpieczeństwa, ale go nie dostajemy. Kontrola co 3 miesiące i marker, w razie potrzeby tk, to wszystko. Po jakimś wpadamy w tę rutynę. Wszelkie onne dolegliwości zgłaszać mamy do lekarza poz. Tylko że u nas na prowincji są takie melepety, że szkoda gadać... Na komisjach tak użalaj się, u mnie jeśli chodzi o zus było spoko. Ale komisja orzekająca o niepełnosprawności uleczyła mnie całkowicie.
Nesia, ja też miałam bóle kostno-stawowe, może spróbuj np.diclac - dobrze działa przeciwzapalnie i przeciwbólowo. Też biorę tylko witaminy i mam kontrole. Z drugiej strony nie ma sensu co chwilę robić tk, które wiąże się z ogromnym napromieniowaniem. "szukanie wznowy" nie wydłuża czasu życia, a tylko obniża jego komfort. 3 miesiące są ok.
Na komisji będą Cię pytać też na ile czasu chcesz świadczenie - możesz wziąć na pół roku i w razie czego przedłużyć, ale może uda Ci się wrócić jednak już do pracy. Wydaje mi się, że w naszej chorobie trzeba próbować żyć jak wcześniej... Bo siedzenie w zamknięciu i czekanie na wznowę do niczego nie prowadzi...
Elza, z tym siedzeniem w domu masz rację. Ja już trzykrotnie udowodniłam sobie, że siedzenie w domu doprowadza mnie do totalnego obniżenia samopoczucia, wręcz stanu lękowo-depresyjnego. Teraz jest ten trzeci raz, po operacji jeszcze dwa tygodnie będę w domu, a później prawdopodobnie czeka mnie praca zdalna. Wcześniej mam kontrolę u ginekologa i rezonans piersi. Nerwy już mam na wykończeniu. Ale nie oszukujmy się, mi te 6 miesięcy po chemioterapii było bardzo potrzebne do powrotu do pełni sił.
Witam wszystkie dzielne i kochane kobiety !!
Czarownica, Ty chyba jesteś aniołem, nieprzerwanie,od lat tutaj służysz pomocą, wspierasz z sercem, dzielisz się wiedzą, podnosisz na duchu, pomimo przecież wielkiej traumy, jaką jest to doświadczenie.
Zajrzałam, bo chciałabym tutaj zapalić chociaż wirtualną świecę, symboliczne światełko za wszystkie nasze dzielne kobietki, których już z nami nie ma, a które nam tak wiele dały z siebie, dzieląc się tym wszystkim, co przeżyły.
Na zawsze w sercu.
Ej bez przesady :) Natomiast dołączam się do wspomnień o Lilce, Magg, Nanie i innych które były z nami i odeszły od nas na zawsze. Niech w ten szczególny czas będą z nami w sercach.
Cześć. Z tymi bólami niestety jest różnie. Przy operacji powstają straszne zrosty, które potrafią dać w kość. Wystarczy jakieś przesilenie, podnoszenie czegoś i czasem boli nawet kilka dni. Ja np jestem już wiele lat po operacji i nadal niestety czuje ból. Mam swoje "miejsca" które są mocno wrażliwe np z prawej strony na wysokości ex jajników gdzie nawet jak mnie lekarz miętosi po brzuchu to mnie boli. Mam teraz psa po operacji i go dźwigam i boli mnie podbrzusze. Oczywiście absolutnie nie można lekceważyć jakis symptomów. Warto zrobić marker może tu jeszcze czegoś się dowiecie. Mama miała wodobrzusze?