Lena24 - dziękuję, dziękuję, DZIĘKUJĘ! pierwszy raz od kilku dni się szczerze uśmiechnęłam, bo poczułam, że ktoś naprawdę rozumie :)
tak, mam tatę, moi rodzice są szczęśliwym małżeństwem, natomiast mój tata jest człowiekiem bardzo "praktycznym", nie umie rozmawiać o uczuciach, nie okazuje czułości.. rodzice prowadzą razem firmę, odkąd mamie gorzej tata został ze wszystkim sam, musiał przejąć obowiązki mamy i sporo się nauczyć, do tego mnie nie ma w domu, więc sam gotuje, sprząta - wcześniej robił to naprawdę sporadycznie.. czasem mam żal do niego, że nie zapewnia mi takiej rodzicielskiej troski jakiej potrzebuję, po tym jak mama się usunęła na bok, natomiast nigdy mu tego nie powiedziałam, bo wiem, że też jest mu ciężko, może nawet czasem bardziej niż mi, tylko dobrze to ukrywa..
no i jest też mój młodszy brat - tutaj tata też ma sporo roboty, bo to mama zawsze zajmowała się lekcjami, odwożeniem do szkoły najpierw mnie, a potem brata.. czasem sobie myślę, że pewnie dużo łatwiej byłoby mi gdybym miała starsze rodzeństwo, albo przynajmniej w podobnym wieku, natomiast mój braciszek ma dopiero 10 lat.. i ciężko mi, gdy widzę jak bardzo zdezorientowany bywa tą całą sytuacją.. gdy zastanawia się czemu inne mamy jeżdzą z dzieciakami w różne miejsca, są aktywne, a jego mama tak dużo leży.. mi jest ciężko się z tym pogodzić, a co dopiero dzieciakowi, który o pewnych rzeczach nie ma jeszcze pojęcia. (żeby dodać tu jakiś promyczek to wspomnę, że w czasie świąt wybraliśmy się na rodzinny wyjazd w góry, i widziałam jak bardzo się cieszył, że mama też jedzie!)
więc w skrócie, rodzinę mam, fizycznie nie jestem sama, ale od zawsze miałam najlepszy kontakt z mamą, i psychiczne wsparcie zawsze należało do niej. co do reszty - kochamy się bardzo, ale dla tych dwóch mężczyzn muszę być swego rodzaju ostoją.. czuję, że przy nich nie mogę się łamać, że oni muszą czuć, że jestem silna.
do tego tata zawsze umywa ręce od wszelkich medycznych decyzji jakie trzeba podjąć czy doradzić mamie, trochę też z racji tego, że ja studiuję medycynę, więc myślę, że on widzi mnie jako bardziej kompetentną w tej kwestii i dlatego też myśli, że skoro ja mam jakieś medyczne pojęcie i się przy nim nie załamuję to przynosi mu to sporo otuchy
a co do mnie - od wznowy stopniowo mój stan psychiczny się pogarszał, kilka razy już nawet myślałam o wizycie u psychiatry, bo podejrzewa(ła)m u siebie depresję. tylko wtedy wychodził jakiś promyk nadziei, np. marker spadł o połowę i polepszało mi się trochę. po prostu moje samopoczucie w tym momencie jest tak silnie uzależnione od samopoczucia mamy, że doszłam do wniosku, że najlepszy psychiatra mi nie pomoże na bezsenności czy stany lękowe jeśli z mamą będzie źle. dlatego zrezygnowałam, wiem że moje zdrowie też jest ważne, ale jednak dochodzą też kwestie finansowe - u mnie tak jak u mamy wykryto mutację BRCA1/2 i wiem, że mama czuje się bardzo winna z tego powodu, zamartwia się czy w przyszłości czeka mnie to samo co ją, tak samo tata, dlatego nie chcę im dokładać, bo jako, że to oni mnie utrzymują to musiałabym im powiedzieć, że potrzebuję na wizytę, a mając te objawy i tą wiedzę, którą mam wydaje mi się, że jest spora szansa na to, że jednak gdzieś tam mam tą depresję, co często wiąże się z leczeniem farmaceutycznym - i tu znowu koszta, więc musiałabym im o tym powiedzieć. może to nieodpowiedzialne z mojej strony, ale wolę żyć w nieświadomości, ale obiecuję sobie, że jeśli tylko mama wyjdzie z tego największego dołka, to wtedy już zajmę się swoim zdrowiem i pójdę do specjalisty. a teraz po prostu potrzebuję sposobu, żeby sama siebie jakoś z tego dołka wyciągać w tych chwilach zwątpienia i niemocy :)
Sarnaś, rozumiem jak Ci ciężko bo ja również zmagam się z chorobą Mamy, jutro kontrola i batdzo silnie to przeżywam. Pamiętaj pomaganie jest trudne,wyczerpujące i zawsze choruje cały system, czyli cała rodzina. Ja osobiście radzę sobie falami, ale jestem tez w stalym wsparciu specjalisty że względu na moją codzienna pracę i własne życie. Jeśli nie stać Cie narazie na psychiatryeto chociaż zapisz się na nfz, może trafi się wcześniejszy termin. A najlepiej zgłoś się do psychologa, możesz na nfz do poradni, lub do ośrodka interwencji, albo do psychologa w szpitalu Mamy. Nie wiem skąd jesteś więc nie wiem co doradzić, ale jakby co mogę Cie pokierować do kilku miejsc i osób. Potrzebujesz jeszcze dużo energii i siły skoro piszesz ze leczenie zaczyna się od nowa. Ja kiedyś to myślałam ospotkaniu dla wspierających, bo też czuje ze najlepiej rozumiem się z osobą, która jest w podobnej sytuacji. Trzymaj się!
Dzień dobry,
Dziękuję serdecznie za zaangażowanie w uczczenie pamięci mojej mamy.Mama dostałą od Was piękny wieniec. Dzisiaj odbył się pogrzeb. Uroczystość była piękna i wzruszająca. Było chyba całe grono pedagogiczne ze szkoły w której mama pracowała. Poczet sztandarowy i niezwykle wzruszające przemówienia. Pani dyrektor została poproszona przeze mnie o dodanie do swojego przemówienia paru słów o działalności mojej mamy w grupach wsparcia. Pięknie się to skomponowało z charakterystyką mamy jako nauczyciela z krwi i kości, osoby której mimo własnego cierpienia udało się wspierać innych i dzielić z innymi swoją wiedzą i doświadczeniem. Chyba wszyscy w tym momencie płakali.
Jeśli możecie być z nami modlitwą i myślami to msza za mamę odbędzie się w niedzielę o godzinie 10 :00
Po dziewięciu dniach w naszej tradycji dusza opuszcza ten nasz ziemski padół.
Jak minie trochę czasu planuję wrócić do wpisów mamy tu na forum, ale na razie jest to dla mnie zbyt bolesne.
Jestem z Wami całym sercem. Część z Was wie, że również przeszłam raka i żyję dzięki temu, że mama zachorowała, przebadałam się i byłam pod opieką poradni genetycznej. Dzięki temu stosunkowo wcześnie u mnie wykryto niechcianego pasażera. Trzymajcie się ciepło.
Pozdrawiam Aneta
Pani Anetko życie po odejściu osob nam drogich będziecie już inne ale musimy zadbać by nadal bylo szczęśliwe bo tego by dla nas chcieli. Piękne wspomnienia sprawią że nadal będą z nami tak jak twoja Mama. Życzę siły i zdrowia .
Anetko! Dziękujemy za wiadomość.. dużo to dla nas znaczy.. Twoja mam była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju.. pozostawiła po sobie bardzo wiele.. pewnie nie łatwo będzie Ci czytać, ale dzięki temu, ile mama pozostawiła, choćby tutaj, będziesz z nią blisko. Pozostawiła wielki kawałek serca dla nas i dla wszystkich kobiet, które będą przeżywać to samo. Twoja mama była, jest i zawsze będzie po prostu wielkim człowiekiem. Najszczersze kondolencje dla rodziny Nany, wielkiej wojowniczki 3.
Elbe, jeszcze raz dziękuję. 3
Kotka - trzymam kciuki najmocniej na świecie za kontrole!! Dacie radę, bo mamuśki to najdzielniejsze kobiety pod słońcem!
Ja dziś w końcu zobaczyłam się z mama! Założenie portu bezproblemowo - mama cieszy się, ze już nie będzie kłucia po kilka razy. Obrzęki nadal są, ale dziś zyskałam promyk nadziei, bo najprawdopodobniej są to jeszcze obrzęki 1 stopnia! Same dobre wiadomości! Do tego dawno nie slodzilam mamie tak bardzo jak dziś i udało mi się ani razu przy tym nie uronić łzy!! Co jest naprawde moim osobistym sukcesem, bo powiedzenie zwykłego „kocham Cię mamo” kończyło się łzami. Mam straszne wahania nastrojów, ale stwierdziłam a czemu nie pokazać by tu tego dobrego?? Chociaż raz! Tak wiec - małe kroczki, i wszysto będzie dobrze! Trzymam kciuki kobiety za każdą, pozwolilyscie mi się otworzyć, zaglądam tu codziennie :)
Anetko jeśli tak mogę napisać... Wielkie podziękowania za to, iż pomogłaś nam pożegnać się z mamą. Ja napiszę jeszcze że Nana nigdy nie odejdzie jest w sercach wielu ludzi u mnie też zajmuje szczególne miejsce. Myślę że Nana nawet teraz będzie tu nad nami czuwać....
Sarnaś ja patrząc z perspektywy chorej a jednocześnie mamy, powiem tylko że lęk działa w dwie strony bo strach przed brakiem samodzielności i rozpacz własnego dziecka jest równie niewyobrażalnie bolesny. Ja zdawałam sobie ciągle pytanie co to będzie jak zostawię córeczkę, jak ona sobie da radę bez mamy... MIAŁA WTEDY 2 LATKA... TERAZ MA 8.Jedno wiem napewno im szczęśliwsze, samodzielne dziecko tym szczęśliwa matka... Wiem że to trudne ale trzeba znaleźć równowagę między pomocą i życiem własnym.... Nie miej wyrzutów sumienia że np jesteś nie zawsze obecna, że jesteś z dala od domu.Dawaj mamie i sobie tyle optymizmu ile się da. Im więcej wtłoczycie w siebie radości tym łatwiej będzie Wam razem znosić trudy choroby:) Życzę Ci pokonania tej bariery powtornego strachu i wzięcia oddechu i złapania wiatru w żagle bez którego bardzo tu ciężko...
Sarnaś - fakt faktem, depresja to utrzymujący się stan obniżenia nastroju, więc skoro nie trwa zbyt długo, to zapewne jesteś zdrowa. Ale wiesz jak z chorobami psychicznymi jest - łatwo przegapić stan między "zdrowym" a "chorym", bo to podstępne choróbska, często zabijające tak samo jak nowotwory - taka moja obserwacja.
To co pisze czarownica pokrywa się z moimi obserwacjami. Moja mama jak była zdrowa nigdy mnie nie chwaliła - taki miała styl wychowania. Wiecie - "Uczysz się dla siebie, ale spróbuj przynieść 3 albo 4 to zobaczysz", nie gratulowała po konkursach ani nic. Ja szybko przestałam mówić o ocenach, ba! nawet nie informowałam mamy o np. dacie obrony czy egzaminu na doktorat. Wiecie - nie chciałam jej nerwów ale też myśli, że ją zawiodę. Jako pedagog wiem, że strategia mamy dobra nie była i pewnie gdyby nie to, że ja po prostu pasję w uczeniu się mam od urodzenia, to w pewnym momencie życia straciłabym całą wiarę w siebie, No ale mniejsza - nie o metodach wychowawczych tutaj miałam pisać :)
Chodzi mi o to, że z biegiem choroby mama trochę mi odpuszczała i zaczynała być troskliwa. Pomijając dziwne zachowania jak mówienie 24 kobiecie, ze ma ubrać szalik czy rajstopy, albo dopytywanie co jadlam, czy jadlam (codziennie! nawet jak juz umierala), to wiele czasu spędzała na opowiadaniu wszystkim wokół jaka jestem zaradna - że się uczę, pracuję, dorabiam, sprzątam, gotuję, robię zakupy, płacę rachunki, załatwiam sprawy itp. Jak to mówiła to miałam wrażenie, że ona po prostu... przekonuje samą siebie, że tak jest (choć w rzeczywistości jestem kijową panią domu :)). Żeby być spokojniejszą. I niby ciągle mówiła, ze dam sobie radę. Ale jednak mnie "zabezpieczała". Mojego faceta z tysiąc razy podobno prosiła, żeby mi pomógł. Prosiła też swojego brata o to (ten się nie spisał akurat). W dniu śmierci powiedziała mi, aby trzymała się swojej promotorki, bo to dobra kobieta jest (mimo, że się nigdy nie poznały!) i faktycznie miała rację - towarzyszyła mi w całym trudnym okresie pomagając wyjść na prostą. Po śmierci mamy okazało się również, że rozmawiała z mamą mojej przyjaciółki z budynku obok prosząc ją, żeby mi pomogła, dała jeść jakby było ciężko itp. Siedzę teraz i ryczę jak to piszę, bo naprawdę przeraża mnie to, że umierając jej głównym celem było zapewnienie mi bezpieczeństwa. Wiecie - ja matką jeszcze nie jestem, pewnie jak zostanę kiedyś to zrozumiem. Ale tak jak mówię - silne dziecko, to silna matka, faktycznie mamy potrzebują być przekonane o naszej samodzielności...
Dlatego trzeba żyć również własnym życiem żeby dać mamom poczucie tego że gdy ich niedaj Boże zabraknie nie załamiecie się i dacie radę. Trudniej chorować z poczuciem winy że być może przyjdzie opuścić dziecko które nie jest kompletnie gotowe do samodzielności, które płacze ukradkiem.. . A wierz mi mamy to wiedza... Znają swoje dzieci na wylot. Dlatego Sarnaś nie musisz być ciągle z mamą by dać jej poczucie bezpieczeństwa i miłości...