Hej kobietki. Wybaczcie tak długie milczenie. Cierpię na chroniczny brak czasu. Żeby nie wieści z pracy przesyłane na FB od dziewczyn, to chyba bym nawet tam nie wchodziła. U mnie kiepsko fizycznie i psychicznie. Maluchy mnie wykańczają. Młody non stop chory. Co 8 dni wizytujemy u laryngologa:/ Wygląda jak własny cień (synek, nie laryngolog). Doszło do tego, że powiedziałam basta i... zrobiłam młodemu ferie od przedszkola. Córuś odpukać nie złapała nic ostatnio, więc się cieszę, że rośnie - tu jednak musimy jeździć na ciągłe konsultacje bioderkami - jakiś projekt czy coś i tak, jak z młodym nawet 1 USG nie było, tak teraz chyba z 10 raz wizyta u specjalisty i kolejne USG w sobotę. Na szczęście - jak nadal będzie ok, to nie musimy już chodzić. Oby było ok... Ja dochodzę o siebie po pseudo zapaleniu płuc - jakiś vir mnie dopadł z gorączką pod 40C, potami, majakami i kaszlem jak u zaawansowanego gruźlika. Ostatnio wystraszona bólem brzucha i okropnym samopoczuciem poszłam na wizytę do gin. Niby jest ok. Zmieniłam też onkologa - byłam już na wizycie u nowego. Okazało się, że poprzedni pierda powypisywał takie bzdury u mnie w kartotece, że popłakałam się ze śmiechu. Nowy dał skierowania na milion badań, kazał odwiedzać gina co 3 mce, siebie co 6, obmacał jak rasową klaczkę i kazał sie nie martwić. No nic - po wiadomościach na FB i z forum przeryczałam całą noc. Ale chyba tego było mi trzeba - zwolniłam troszkę i staram się trzeźwiej dziś myśleć. No i wprowadziłam dzień olewacki - 3 dni leżenia plackiem spowodowały, że w domku mam "męski porządek", od wczoraj szaleję - sprzątam, układam, padam na twarz... Poczytałam wczoraj i... dziś poleguję sobie. Poprosiłam babcię o pomoc z boomblami, a ja odpoczywam. Zaaplikowawszy masę leków i środków uśmierzających ból staram się nie wstawać (żeby bardziej nie bolało i żeby w głowie nie jeździło) i nie denerwować. Księżniczka śpi obok i się uśmiecha, młody buduje jakieś autko z Legosów, a ja walczę z powiekami i nieodpartą pokus wypicia kawki:)
Jejku - niedługo do pracy:/
Wiecie co mi się marzy? Wygrać w totka, kupić ogromną chałupę nad morzem i zrobić tam miejsce dla Syrenek - takie spa, klinikę i co tam jeszcze. Może wtedy byłabym spokojniejsza... Boję się wchodzić na nasze forum...
No tak - dzieci wyczuły, że matka wpada w rzewny ton... Wrrrr. Młody walczył z kotą i ma rany szarpane. Czy ja w tym domu znajdę chwilkę dla siebie??? Biegnę plastrować i coraz mniej podoba mi się pomysł zezwolenie na urlop od przedszkola do końca tygodni:/
A. Co do borderline... Z posiadanych info - to nowotwór nabłonkowy graniczny, tzn. o ograniczonej złośliwości. Wiem, że chemikaliów nie podają. Laski trzymajcie się - wiosna za pasem!
A dla wszystkich głodnych:
Przychodzi baba do lekarza.
- No i co, czy pomogły pani te lekarstwa co przypisałem na hemoroidy?
- Tak pół na pół.
- Jak to?
- Te długie śliskie tabletki to jakoś połknęłam, ale ten krem,
co mi pan przepisał, to nawet z chlebem zjeść nie mogłam.