Na to wszystko nałożyły się problemy ze strunami po operacji, co dodatkowo mnie dołuje. Po zastrzykach jest lepiej ale jeszcze sporo brakuje do powrotu mojego głosu bez chrypy. W gardle mam twardą gulę, która mnie uwiera, cały czas ją czuję. Wiem, że to się jeszcze goi, bo minęło „dopiero” dwa miesiące a operacje miałam rozległą, cała tarczyca i węzły... to uczucie w gardle zniosę. To nie jest jakaś tragedia... byle tylko było dobrze w kwestii tego raka...
Rak brodawkowaty klasyczny. Ale dość duży bo ok 2 cm... zdążył już zaatakować węzły chłonne... :-( taka jestem zła!!!! Nikt w rodzinie nie miał problemów z tarczycą. Nigdy!! Tego dziada wyczułam przypadkiem. Jestem zła na siebie, że profilaktycznie nigdy wcześniej nie badałam tarczycy , bo nie dawala objawów! Wyniki krwi super, ob, morfologia, crp - wszystko ok, a tu RAK! Jestem zła, kiedy patrzę na moją córkę i pomyśle ze moze zostać beze mnie to nie daje rady... chce wierzyć ze będzie dobrze. Przeczytałam mnóstwo historii kobiet, które zmagały się z tym dziadem i maja się dobrze po 25 latach (nawet po przerzutach na płuca itp). Chce wierzyć i staram się być optymistyczna ale jednak się boje. Jak zapewne każda z nas...
Walcząca - z jakim rakiem się zmagasz? Masz jodowanie... Czy jest to brodawkowaty albo pęcherzykowy?
Doskonale rozumiem Twój stan. Większość z nas przechodzi przez to samo. Mam raka brodawkowatego. Po odebraniu wyniku biopsji przez dwa dni nie mogłam wstać z łóżka. Mam dwójkę małych dzieci i wyobrażałam sobie, jak będą żyć bez mamy. Trochę czasu trwało, zanim doszłam do siebie. Mam cudowną endokrynolog, która ciągle mi powtarza, że na tego raka przez 25 lat jej kariery jeszcze jej nikt nie umarł. I poznałam w szpitalu na jodowaniu wielu ludzi z rakiem brodawkowatym i pęcherzykowatym, w różnym stadium zaawansowania przy wykryciu choroby, którzy żyli z rakiem 4, 8 , 10 , kilkanaście lat i wszyscy zgodnie powtarzali, że z tym rakiem się żyje :) To samo powiedzą Ci cudowni ludzie z tego forum. Tak więc uszy do góry, nie taki diabeł straszny jak go malują :)
Walcząca - z jakim rakiem się zmagasz? Masz jodowanie... Czy jest to brodawkowaty albo pęcherzykowy?
Doskonale rozumiem Twój stan. Większość z nas przechodzi przez to samo. Mam raka brodawkowatego. Po odebraniu wyniku biopsji przez dwa dni nie mogłam wstać z łóżka. Mam dwójkę małych dzieci i wyobrażałam sobie, jak będą żyć bez mamy. Trochę czasu trwało, zanim doszłam do siebie. Mam cudowną endokrynolog, która ciągle mi powtarza, że na tego raka przez 25 lat jej kariery jeszcze jej nikt nie umarł. I poznałam w szpitalu na jodowaniu wielu ludzi z rakiem brodawkowatym i pęcherzykowatym, w różnym stadium zaawansowania przy wykryciu choroby, którzy żyli z rakiem 4, 8 , 10 , kilkanaście lat i wszyscy zgodnie powtarzali, że z tym rakiem się żyje :) To samo powiedzą Ci cudowni ludzie z tego forum. Tak więc uszy do góry, nie taki diabeł straszny jak go malują :)
Witaj tarczycowa. Jeśli jest podejrzenie raka, bym się nie wahała i wycięła jak najszybciej to dziadostwo, żeby móc spokojnie żyć i nie zastanawiać się, czy chodzę z tykającą bombą, czy nie. Świadomość, że coś w tej szyi może być nie dawałaby Ci spokoju. Nie szukałabym już porady u innego lekarza, już kilku lekarzy zaleciło Ci operację. Samej operacji się nie bój, nie jest tak źle, nie boli jak pewnie się spodziewasz i szybko się goi :) Dopiero po operacji okaże się, czy to faktycznie rak. Mam nadzieję, że będziesz tym szczęśliwcem i wynik okaże się negatywny. A nawet jeśli potwierdzi raka, nie załamuj się, rak brodawkowaty i pęcherzykowaty to jedne z najlepszych raków do leczenia, potwierdzi Ci to każdy na tym forum :)
w lutym przeszłam operację wycięcia tarczycy i węzłów chłonnych... nie był to mikrorak...
jestem załamana, łzy napływają mi do oczu co chwila chociaż muszę być silna. Mam wspaniałego męża, cudowną córeczkę. Muszę dla nich żyć....
w maju czeka mnie jodowanie w Warszawie... boje się... nie jodowania. Przyszłości.
Ciagle coś mnie boli, nie wiem czy to stres czy coś innego... przed diagnozą byłam wypełni „zdrową”, uśmiechniętą, pełną życia i energii kobietą, a teraz ciagle strach i łzy... każdy objaw kojarzy mi się z czymś złym, że przerzuty, że coś złego...
Tak bardzo chce być zdrowa... tego życzę sobie i WAM wszystkim...
Bardzo Wam dziękuję za wsparcie. Ciągle mnie coś boli, najbardziej dokucza mi uczucie osłabionych mięśni i bóle kości, dlatego nieustannie towarzyszą mi czarne myśli. Jeszcze raz dziękuję. Odezwę się jak już będę coś więcej widziała.
Tarczycowa - życie bez tarczycy nie jest straszne. Wiadomo, że trzeba będzie uregulować hormony a później po prostu rano tabletka i nie pamiętasz o sprawie.
Ja osobiście czytając twoja historie bez mrugnięcia okiem zdecydowałabym się na operacje. Biopsja nie jest w 100% pewna. Nigdy. Tak jak mówią lekarze - na 100% wiadomo po wycięciu. A ja nie dałabym rady żyć w takiej niepewności.
Jeśli chodzi o Twoje objawy to mogą to też być skoki hormonów, niedobory witamin. Ja po ostatniej planowanej niedoczynności już wymyśliłam sobie z 5 nowych chorób (mostu teraz ja jestem przewrażliwiona ). Miałam skurcze mięśni, bóle głowy, bóle piersi, a przy ostatniej menstruacji bóle jelita. Lekarz mówił, że zanim poziom hormonów na stałe się ureguluje to mogą dziać się różne rzeczy zwłaszcza, że dochodzi zawsze stres, który to wszystko jeszcze podbija.
Na spokojnie. Wytną, sprawdzą i będziesz miała czysta głowę. Może okazać się, że to nic poważnego. A jeśli nawet to lepiej zareagować szybko i zdusic dziadostwo w zarodku.
Nie. Ja jestem pesymistą, i bałem się, że mój rodzaj raka wyjdzie z biopsji anaplastyczny, czyli najgorszy. Jak usłyszałem, że to brodawkowaty, to odetchnąłem z ulgą. Pamiętam jak wsiadłem do auta szczęśliwy, moja dziewczyna powiedziała "i co, wszystko ok z biopsji?" a ja na to "nie, mam raka, ale wyleczalnego". Wiele zależy od podejścia, ten rak to naprawdę nie jest tragedia. Nie ma tutaj chemii, nie ma życia w bólu miesiącami. Ja jestem obecnie pół roku po operacji i dwa miesiące po jodowaniu, moje życie w ogóle się nie zmieniło. Dalej pracuję, dalej studiuję i piszę pracę magisterską, dalej spotykam się ze znajomymi i żyję tak jak dawniej. Gdyby nie tabletka co rano, blizna na szyi i terminy kontroli, to całkiem bym zapomniał że mam/miałem raka. Głowa do góry!
Tak, całą. Już chyba nie tyle boję się operacji co swego obecnego stanu. Dopadł mnie tak obezwładniający stres, że nie mogę jeść ani spać. Dopada mnie biegunka na zmianę z wymiotami. Za niecałe 2 tygodnie operacja a ja jestem wrakiem człowieka. Czy też przechodziłeś diagnozę w ten sposób?