Hej dziewczyny,
trafiłam na forum przez przypadek w zasadzie- jak narazie szukam informacji o nowotworach, co i jak sie z tym wiąże. I nie powiem, mam niezłe schizy, czytanie nt. było chyba złym pomysłem, ale od początku:
Mam problemy z tarczycą, od niedawna, poszłąm do endo, który kazał zrobić " o tak o" usg, dla formalności. Poszłąm na usg, zupełnie bez stresu, bo przecież podejrzewali niedoczynność, a nie nic innego. No i lekarz wykrył dwa guzki, na środę mam biopsję, ale im więcej czytam, tym większe mam schizy. Guzki mają 3 i 5mm, lekarz mówił, że nie wyglądają groźnie, ale dla spokoju sumienia wysyła mnie na biopsję. Nie wiem, co mam o tym myśleć.
Wiem, że w porównaniu ze zdiagnozowanymi osobami, które do tego mają dzieci, moja sytuacja ma się nijak- ale i tak się martwię, bo raz- studiuję i nauka do sesji z myslą o ew. raku łatwa nie jest, a dwa miałam jechać we wrześniu do Niemiec na rok i teraz nie wiem, czy szlag to trafi czy nie...mamie też nie powiedziałam, bo będzie zaraz świrować ( w rodzinie nikt nie umiera inaczej, niż na raka (ale nie tarczycy), nie licząc jednego zawału.
Jak długo czeka się na wyniki biopsji robionej prywatnie? I czy ta biopsja boli?
Lekarz wprawdzie mówił o statystykach, że 80% guzków jest łągodnych i bez zmian nowotworowych, ale mam jakieś dziwne przeczucie, że będę w tych 20%, jak on to nazwał "pechowców".