Ostatnie odpowiedzi na forum
Kotka, gdzie w Poznaniu się leczycie?
To tułanie i szukanie mnie przeraża. Nie wiem czy jak przyjdzie co do czego, to będzie mnie na to fizycznie i psychicznie stać, że już o finansach nie wspomnę...
Wiesz lilith, z tym operowaniem to też trzeba mieć trochę szczęścia. Wiele zależy od nastawienia lekarzy.
Na pewno ja i mama lilith to pozytywne przykłady, choć nie da się ukryć, ze mama lilith więcej wycierpiała. U mnie poszło dość gładko. Najpierw myśleli, że płyn w opłucnej będzie nawracać i mnie uśmierci, ale po kilku ściągnięciach i pierwszej chemii już nie wrócił. Potem się bali, co zobaczą jak mnie otworzą i mnie na to konto trochę żałowali. Tk mi 3 razy robili. Jednak chemie przed operacją ładnie wszystko tłukły i operacja była skuteczna, a rana goiła się jak na psie. Potem pozostałe chemie. Koniec leczenia, kontrole. Ale nawet wtedy moja prowadząca lekarka nie mogła uwierzyć, że tak dobrze poszło. Jak powiedziałam, że cieszy mnie każdy miesiąc życia, to jej się wyrwało, że mnie to każdy dzień powinien cieszyć. Chciałbym żeby każdej chorej się udało i dotąd nie wiem czemu udało się mnie. Mówicie o pozytywnym nastawieniu jako tym czynniku sprawczym a ja tu ani optymistka ani jakoś wielce waleczna. Obyśmy wszystkie były zdrowe a statystyki i rokowania trzeba mieć po prostu gdzieś.
Hej Margareto :) Było minęło, żyjemy dalej. Pozdrawiam :-)
A co do operacji. Miałam jedną radykalną. Zauważyłam, że więcej operacji miały dziewczyny, którym usuwano wszystko po trochu lub w przypadku kłopotów z jelitami. W innych przypadkach, zwłaszcza po radykalnej operacji lekarze ordynują ponownie chemię. Pytałam o to na kontroli i lekarka mi powiedziała, że gdyby pojawiła się jakaś pojedyncza zmiana na kikucie, to mnie mogą operować, ale w innych wypadkach jedynie kolejna chemioterapia. W każdym razie nie za bardzo mają ochotę nas ponownie kroić. Tylko nie wiem czy faktycznie nie ma potrzeby krojenia czy na nas zwyczajnie oszczędzają. :(
Kotka, z Avastinu się wypada, jeśli mimo jego stosowania rosą zmiany i marker. Avastin ma opóźnić ewentualną wznowę. Jeśli nie działa, odstawiają go.
Tess, miałam marker 6983, guza na jajniku, naciek na pęcherz, przerzuty do płuc, płyn w opłucnej, torbiele na wątrobie i zapalenie płuc, wiec tylko nade mną ręce załamywali. Figio 4. Diagnozowali mnie w lipcu 2014. Najpierw ściągali mi płyn z opłucnej i podawali antybiotyk. Potem uznali, że najpierw chemia na zmniejszenie zmian a potem operacja. Po trzech chemiach miałam radykalną operację i pozostałe trzy chemie. Leczenie odniosło pozytywny skutek, którego nikt się nie spodziewał, bo na samym początku pobytu w szpitalu nikt się ze mną nie cackał i tylko mi od razu powiedzieli, żeby już załatwiać miejsce w hospicjum. Od ostatniej chemii minęło 25 miesięcy i jak dotąd okay. Pani doktor cieszy się na mój widok, bo mówi, że takie przypadki jak mój przywracają jej wiarę w sens jej pracy. Lilith, że nic. Miłego dnia :-)
lilith, ja ją rozczarowałam. Ciebie powinno to chyba satysfakcjonować. Zresztą niczego innego poza czepianiem się mnie się nie spodziewałam. Każdy wychwycił z moich wypowiedzi co chciał i zrozumiał jak chciał. To tyle.
Tess, można się odnieść do opinii która nas nie obchodzi. Ludzie całkiem często rozmawiają na tematy, które ich nie obchodzą z ludźmi, którzy ich nie interesują. To nie paradoks tylko samo życie. A jeśli chodzi o chorobę, to nikt nie dawał mi więcej niż rok. Żyję dłużej i to bez wznowy. Umarło wiele wartościowszych i potrzebniejszych osób - często o tym myślę. Jednak nie będę nikogo przepraszać za swoje poglądy. Ja wiem, że tu na forum podoba się tylko słodzenie innym i głaskanie po głowie, ale niestety nie taka słodka jest prawda o naszej chorobie i nigdy nie chodziło mi o porównywanie cierpień chorych i bliskich, zauważyłam tylko, że jak przyjdzie co do czego, to ja umrę a nie moi bliscy, a to ma w tym wszystkim spore znaczenie.