Ostatnie odpowiedzi na forum
Nini, nastrój płaczliwy zdarza się każdemu ale mija. Jeśli idzie o odporność brałam witaminę C, rutinoscorbin i czosnek w tabletkach. W czasie chemioterapii ani razu nie zachorowałam, więc może pomogło :-)
Co do często powtarzanego, żeby słuchać swego organizmu, bo wie najlepiej czego mi potrzeba, to mi się zawsze ciśnie taka uwaga. Na przyklad alkoholika organizm domaga się wódki, która nie jest dla niego dobra, więc czy nasze chore przecież organizmy zawsze domagają się tego, co dla nas dobre? Tak czasem myślę i nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie. Co do bananów, to doradzano mi je w razie biegunki. Tak naprawdę to jednemu nic nie zaszkodzi a drugiemu byle co.
Kotka, jeśli idzie o zalecenia, to podczas chemioterapii wszyscy wokół odradzali mi jedzenie surowych warzyw i owoców, tylko gotowane. Jadłam lekkostrawne i gotowane potrawy. Ja jakoś tak głównie dużo ryb, brokułów, szpinaku. Wszyscy zgodnie zalecają picie jak największej ilości wody, żeby wypłukać tę truciznę z organizmu. Z tym u mnie było słabo, bo w ogóle nie chciało mi się pić, a już tym bardziej wody. Chemioterapię zniosłam dobrze bez większych sensacji, tylko spałam dużo. Ale tu nie ma żadnych reguł. Jedne dziewczyny stosują dietę, inne jedzą co chcą. Pewnie dużo zależy od samopoczucia chorej i jej poglądów na życie. W wypisie ze szpitala zalecano dietę lekkostrawną i zakazano grejpfrutów.
Lena, Kucja dziękuję bardzo za rady. Dobrze, ze mamy to forum. Midi, ja i w szpitalu podczas wlewu i po powrocie do domu z chemii dużo spałam. Ale to chyba dobrze, że człowiek sobie pośpi niż gdyby miało go mdlić albo boleć. Jeść też nie wszystko chciałam, bo wiele potraw miało zniekształcony smak, czasem wydawały się niejadalne. Co do zadyszki, to i teraz mi się czasem przytrafia niestety. Nini, neulastę dostałam tylko raz. Fakt czułam się po niej źle jakieś trzy dni i faktycznie gorzej to zniosłam niż chemię ale tragedii nie było. Przeciwbólowych w trakcie leczenia unikałam, ale to dlatego, że ból był do zniesienia i nie chciałam dodatkowo obciążać lekami wątroby i żołądka. Ja tak jak Nana w szpitalu przeważnie śpię, ale mnie to cieszy, bo człowiek lżej ten pobyt znosi. Żal mi było dziewczyn, które miały problem ze snem- bardziej im się dłużyło i za dużo czasu na myślenie człowiek wtedy ma, a wiadomo, że myśli przychodzą różne. Pozdrawiam Was serdecznie :-)
Dziękuję Dziewczyny :-) Dotąd nic nie brałam, albo było to na tyle dawno, że mi z głowy wyleciało. Zaraz pomykam do apteki i wysłać pit. Wy już pewnie porozliczane. Ja jakoś zawsze na ostatnią chwilę.
Dzień dobry :-) Czy któraś z Was może polecić coś skutecznego ma poprawę kondycji wątroby? Będę wdzięczna za każdą podpowiedź. Milego dnia :-)
Justyna, ja też byłam przerażona jak czytałam statystyki i rokowania. Od razu zdiagnozowano mnie na FIGO 4 i marker 6983 też nie pocieszał. Jednak operacja i chemia- taxol plus carbo zadziałały. Już dwa lata i cztery miesiące bez wznowy. Wierzę, że Tobie też się uda :-)
Co do guza o granicznej złośliwości, to koleżance 2 miesiące temu też wycieli sieć i jajnik. Jednak na najbliższą kontrolę w maju ma przyjść z decyzją czy chce się poddać radykalnej operacji czy tylko chodzić na kontrole. Sama o nic nie prosiła. Poszła tylko na zdjęcie szwów i po wyniki a lekarz zachęcał ją do operacji. Tak więc co ośrodek, to opinia. Trzymam kciuki Nana <3
Ja mam figo 4. Operacja, chemia. Jak dotąd bez wznowy. Od operacji 2,5 roku, od ostatniej chemii 28 miesięcy. Uszy do góry Dziewczyny. Na polineuropatię pomógł mi skutecznie trileptal zapisany przez neurologa. Zresztą w tych sprawach najlepiej zwracać się do neurologa. Mi skierowanie dał onkolog na wizycie kontrolnej. Pozdrawiam :-)
Lena24, pytasz czemu jesteśmy takie silne? To nie kwestia siły, raczej podejścia do choroby. Moje życie przed chorobą nie było różowe i z psychiką różnie bywało. Jednak gdy zachorowałam postanowiłam, że co by się nie działo, będę żyć jak przed chorobą, zwyczajnie, normalnie, ze wszystkimi dotychczasowymi zajęciami i obowiązkami. Nie chciałam żeby choroba mną rządziła. Nie mam co prawda w tej chwili dość sił na pracę zarobkową i zajmuję się tylko domem, bliskimi i dwoma psiakami, ale cieszę się, że jestem samodzielna i nie jestem ciężarem. Nawet kiedy byłam słaba, to kursowałam po domu z taboretem, przysiadałam co chwila żeby robić co przedtem. Schodząc po schodach też musiałam przysiadać, ale i tak chodziłam na spacery z psami i po zakupy.
Nikt mnie nie zmuszał, po prostu chciałam. Jednak nie każdy daje radę. Jeśli Twoja mama nie czuje się na siłach nawet podejść do telefonu, to chyba potrzebna jest pomoc psychologa lub psychiatry, bo sama może nie pokonać trudności z mobilizacją i powrotem do zwyczajnego życia, które mimo choroby możemy mieć.