Ostatnie odpowiedzi na forum
Jeśli chodzi o alternatywne metody leczenia, to dla mnie to metody raczej z gatunku tonący brzytwy się chwyta i jestem do nich nastawiona sceptycznie. Opis większości z tych alternatywnych metod zaczyna się od stwierdzienia, że koncerny farmaceutyczne nie przyznają się, że metody alternatywne są skuteczne, bo chcą zarobić na standardowym leczeniu. Tylko że te wszystkie alternatywne suplementy, wlewy itd też są bardzo drogie, zwłaszcza kiedy ktoś Ci mówi, ze musisz kupić witaminę, pestki czy suplement taki to a taki, bo inny Ci nie pomoże czyli spece od medycyny alternatywnej tak samo chcą zarobić. Wlewy z witaminy C to dla mnie jedynie metoda na niszczenie sobie nerek, bo już w podstawówce mnie uczyli, że organizm usuwa każdy jej nadmiar z organizmu i nie zatrzymuje jej, a usuwa ją przez nerki, które to bardzo obciąża. Soda z syropem klonowym też jest polecana a przecież soda szkodzi układowi pokarmowemu. Amigdalina zawiera cjanek a za pestki też trzeba sporo zapłacić. Itd, itd. Nigdzie nie znalazłam dowodów, że cokolwiek z tych alternatywnych metod leczy raka. Wiem, że wiele osób wierzy, że się w ten sposób wyleczy, ja nie. Nie wierzę też w żaden spisek koncernów farmaceutycznych, bo chorych na świecie jest tak wielu, że i tak zarobią. W tej chwili nie biorę w ogóle żadnych specyfików. W okresie przeziębieniowym aby czegoś nie złapać biorę witaminę C, rutinoscorbin, czosnek w tabletkach i piję tran. W diecie unikam cukru, mąki pszennej. Jem głównie ryby i zielone warzywa. Oczywiście nie trzymam się fanatycznie żadnej diety. Każdy ratuje się w chorobie jak może, ale warto zachować przy tym jeszcze zdrowy rozsądek, żeby sobie nie zaszkodzić. Przeczytałam ostatnio nawet, że ktoś twierdzi, że wyleczył się medytacją a kogoś innego wyleczyła telewizyjna wróżka. Świat nie jest idealny. Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie propagować to czy owo zeby na chorym zarobić. Oczywiście każdy musi sam zdecydować w co wierzy a w co nie i oby to były dobre decyzje. Pozdrawiam serdecznie :-)
Midi90, nowotwory na szczęście nie liczą się z realizmem i dają się pokonać na krócej, dłużej lub na amen. U mnie Figo4 i już dwa i pół roku bez wznowy, a nie jestem na pewno jedyna. Uszy do góry :-) Tk miałam miesiąc po zakończeniu leczenia czyli po ostatniej chemii. Poza tym inne badania: usg piersi, jamy brzusznej i dopochwowe, rtg, badania krwi, mammografię i badanie ginekologiczne. Trzymam kciuki za Twoją mamę <3
Warrlady, super :-) Nic, tylko zazdrościć. Oby jak najwięcej takich wiadomości :-) Nana, oby za dwa tygodnie było lepiej :)
Marysia 90, super, że wyniki dobre. Oby tak dalej. Kotka, nie ma sensu przeżywać i przejmować się jakąś jedną wypowiedzią lekarza, ani tym bardziej rozpamiętywać jej. Zapomnieć i żyć dalej. Co do stomii, to każda z nas podpisuje przed operacją zgodę na ewentualną stomię, ale to nie znaczy, że stomia będzie i to dopiero podczas operacji wiadomo czy stomia jest konieczna. Pierwsze słyszę, żeby ktoś to wiedział wcześniej. Ale może dziewczyny wiedzą lepiej.Co do samopoczucia, to ja chemię zniosłam dobrze, tylko jeden raz wymitowałam i to odrobinkę. Jak mnie mdliło, piłam colę i jadłam miętowe tictacki, bo tak mi dziewczyny z sali radziły. Pomagało. Jakoś nie chciałam brać leków na mdłości. Do tygodnia po wlewie miałam bóle rąk i nóg, które starałam się rozruszać i rozchodzić. Dużo spałam. Brałam tylko taxol plus karbo bez avastinu co trzy tygodnie czasem z poślizgiem. Jadłam gotowane potrawy, ciągnęło mnie do lodów i galaretek. Nie schudłam ani nie przytyłam. W ogóle jakoś bez większych sensacji to zniosłam, więc nie mogę nic doradzić. Zdrówka mamie życzę :-) Ktoś wspomniał, że martwi go obwód brzucha mamy. Warto go codziennie zmierzyć czy i o ile rośnie. Wtedy można się lepiej zorientować czy to tylko taka brzucha uroda czy coś się dzieje. Jak stoi w miejscu to okay, ale jak się szybko powiększa, to warto zasięgnąć porady lekarza. Pozdrawiam :-)
Inkaa, domyślam się, że chodzi o doktora Mądrego. Fakt, jest mało empatyczny i specyficzny. Kiedyś w trakcie badania podczas leczenia na oddziale powiedział do mnie: wyniki świetne. Jednak powiedział to takim tonem, że zapytałam: Pan doktor ironizuje czy naprawdę świetne? Trudno wyczuć co myśli i nie oszczędza pacjentek w wypowiedziach. Dlatego po skończeniu leczenia nie zapisałam się do niego na kontrolę, choć wszyscy mówili, że jest najlepszy. Wierzę, że jest świetnym lekarzem, ale jego sposobu bycia ja akurat nie potrafię przetrawić i trochę się go boję. Jednak jeśli ktoś umie znieść jego sposób bycia, to bez wątpienia jest z tych najlepszych specjalistów.
Powodzenia Nana :-) Kto ma dać radę jak nie Ty? Ty i Kucja budzicie mój największy podziw. Jak mam jakieś większe dolegliwości i chcę narzekać, to mówię sobie: wstydź się, inni bez marudzenia znoszą dużo więcej, a ty masz całkiem dobrą sytuację. Obie jesteście dla mnie wzorem, oparciem i źródłem wiedzy. Zresztą tu każda dziewczyna wnosi coś i daje innym na forum. Jednak w moich oczach Wy dwie szczególnie. Miłego dnia życzę Wszystkim :-)
Super Betti :-) Oby tak dalej :-)
Kotka, doskonale Cię rozumiem i wiem o co Ci chodzi. Sama widziałam jak lekarz pacjentce z sąsiedniego łóżka powiedział przy wszystkich i bez żadnych emocji, że wraca do domu, bo już jej leczyć nie będą i nic dla niej nie zrobią. Byłam tym zdruzgotana. Jednak jak się nad tym zastanawiałam, to doszłam do wniosku, że gdyby onkolog podchodził do tego wszystkiego z empatią, to pewnie w końcu dostałby na głowę od przejmowania się. Nie pochwalam tego jako pacjent, bo sama usłyszałam na początku leczenia, że jest tak i siak, więc mam już zaklepać miejsce w hospicjum. Z drugiej strony jestem w stanie to zrozumieć. Midi, super, że nie mamutacji :-) Czarownico, jak dotąd masz szczęście. Oby Ci dopisywało :-) Wiele babek nieszczególnie zdrowych nie dostaje renty skoro nie ma wznowy, choć organizm strzaskany. Nie ma wznowy, jesteś zdrowy. Nie wiem czemu tak jest, ale jest. Nana, zgadza się. Mi też powiedziano, że skoro będą zaatakowane węzły chłonne przy wznowie, to nie mam co liczyć na operację, jedynie chemia. Po tych pi raz drzwi trzech latach doszłam do dwóch wniosków. Chcą operować, zgadzam się, bo nie każdego chcą czyli operacja ma sens. Wniosek drugi: masz wznowę, a chcą leczyć, to masz szczęście, bo bywa, że już leczyć nie chcą niestety i to dopiero klopot. Miłego dnia Dziewczyny :-)
Co do doktora Mądrego, to jest świetnym specjalistą, ale nie kręci i nie słodzi. Co do drugiej operacji, to i on je wykonuje, ale zależy to od wielu czynników i każdy przypadek traktuje indywidualnie. To on zadecydował o moim sposobie leczenia czyli 3 chemie, operacja, dalsze chemie, bo jego zdaniem przy zaawansowanej chorobie taki schemat leczenia jest najskuteczniejszy. Jestem dowodem na to, że miał rację. Co by się jednak nie działo, podtrzymuję zdanie, że gdyby kiedykolwiek chciano mnie jeszcze operować, poddałabym się operacji.
Hej Dziewczyny :-) Dziękuję za kciuki :-) Z Waszym wsparciem jakoś lżej :-) U mnie w porządku. Nadal jestem szczęściarą bez wznowy. 29 miesięcy od ostatniej chemii. Badania obrazowe w porządku. Marker Ca125 spadł od ostatniej kontroli z 9,3 na 7,7 więc następna wizyta w poradni już nie za 3 miesiące a za pół roku. Oczywiście pani doktor powiedziała, że gdyby się cokolwiek działo, to od razu przyjść. Czasem trudno mi uwierzyć, że tak to się potoczyło. Przecież ledwo byłam w stanie utrzymać się na nogach, ten siedmiotysięczny marker i przeklęte FIGO 4. A jednak jest dobrze :-) Bardzo bym chciała, żeby u każdej z Was leczenie odniosło pozytywny skutek i żeby zdrowie dopisywało każdej jak najdłużej a najlepiej zawsze. Nie patrzcie na statystyki i rokowania, bo moje były marne a żyję. Pozdrawiam ciepło <3