Ostatnie odpowiedzi na forum
Aniaw12 mam się zgłosić na 9 rano. To nie jest tak że choć w przybliżeniu jesteśmy zapisani na daną godzinę? Zakładam opóźnienia ale moze się mylę może to jest tak że dużo ludzi jest na 9 i według kolejki? Będę wdzięczna za jakiekolwiek info. Mam małą córcie w domu i cały mój czas kręci się wokół niej.
Nie biorę tabletek bo jak mi powiedziano w szpitalu do jodowania trzeba być "czystym" od hormonów. Tsh ma żyć swoim życiem. Co najmniej msc przed jodowaniem. Stąd taka sytuacja. Wynik histpat miałam przy wyjściu ze szpitala. Wiedziałam już że bez jodowania się nie obejdzie. Dlatego lekarz kazał odstawić i czekać na wizytę u pani dr. Może ten mój wynik kwalifikuje mnie do jodowania w ciągu msc? Nie wiem. Ale tak to wygląda.
anka50 rozumiem, że boisz się o dziecko. Wiem, że kochasz nad życie. Wiem też że moja mama czuje to samo ale ja po porostu nie mam siły pocieszać wszystkich wokół, gdy sama nie umiem się pocieszyć. Widzę że chciałaby usłyszeć ode mnie, że to nic, dam radę i nie ma się czym przejmować. Ale ten etap jeszcze nie teraz. Muszę to przetrawić, wykrzyczeć (choć po operacji nie mogę podnosić głosu :-)), wypłakać i może wtedy spojrzę trzeźwo na sytuację.
pozdrawiam Cię mocno
Kasia
aneta31 dokładnie rozumiem o czym piszesz. Faktycznie jesteśmy w niemal identycznej sytuacji. Jedyne na co mnie stać w tej chwili to pocieszyć cię że operacja to na prawdę nic strasznego. Teraz kiedy jestem już w domu wiem że najgorsze w tym wszystkim było zostawienie córki w domu na tydzień. Niby była z tatą i codziennie ją widziałam, bo mimo wszystko, że Szpital Onkologiczny nie jest dla dzieci zawsze na chwilę gdzieś do mnie wpadali. To trzymało mnie na duchu. Teraz jak pomyślę o tym jodowaniu i kwarantannie to aż mnie w gardle ściska :-( Sama operacja może nie jest łatwa ale ja na prawdę dobrze zniosłam ten etap. Jestem 7 dni po operacji i fizycznie czuję się nieźle. Gardło już prawie nie boli, szyja tylko troszkę ciągnie, rana na prawdę niewielka, samopoczucie fizycznie jeszcze bez zmian mimo braku euthyroxu który łykałam 3 lata przed operacją. Głos tylko troszkę nawala ale z tego co powiedział mi lekarz mówię całkiem nieźle a głoś może nawet trzy msc szwankować. Ale to akurat nie jest aż tak uciążliwe. W szpitalu byłam 6 dni ze względu na wapń i wynik histopat. Tu zaczęły się schody. Poznałam wynik i nie mogę sobie poradzić psychicznie. Dla mnie zawsze słowo rak oznaczało "koniec". Koniec normalnego życia. Teraz już tylko badania, wyniki, oczekiwanie, strach, radość bądź smutek. Tak to teraz ma wyglądać? Trzeba dużo siły żeby się na to przygotować. Zawsze myślałam, że jestem silna. Każdy mnie miał za taką osobę, ale teraz wiem, że tak nie jest. Jest mi mega ciężko. Czuję się tak jakbym miała zasądzony wyrok. Wiem, może to głupie i nie powinnam tak pisać, ale cóż ... Tak się właśnie w tej chwili czuję. Rodzina próbuje pocieszać, każdy ma swoje dobre słowo. Nagle wszyscy mnie kochają i życzą siły i spokoju... Wiem że kochają, ale czego nie mogą zwyczajnie dać mi chwili na zebranie się do kupy? Najgorzej jest z moją mamą. Jest teraz ze mną żeby pomagać mi przy córce bo chwilę po operacji nie wolno dźwigać.
Traktuje mnie tak nienaturalnie, że aż mi się rzygać chce. Kocham ją i wiem, że jej jest równie ciężko jak mnie, bo w końcu jestem jej dzieckiem, ale nie mam na to siły. Nie chce być teraz ofiarą losu, biedną chorą dziewczynką. Jeszcze gorzej się wtedy czuję.
Poczytałam troszkę to forum. Dobry początek do odgrzebywania się z dołka. Moja rodzina wprost przeciwnie - mam wrażenie że teraz będą robić wszystko żeby mnie pocieszać i trzymać w ryzach. A ja póki co mam ochotę wyć i krzyczeć.
Aneta31 trzymam kciuki za operacje. Dasz radę! Nie wiem czy będziesz widywać się z synkiem ale mnie te króciutkie wizyty dawały siłę aby przetrwać kolejny dzień w szpitalu.
Pisz jeśli masz jakieś pytania odnośnie operacji. Póki co tyle mogę pomóc :-)
Gorąco Cię pozdrawiam. Wszystkich pozostałych również.
Dziękuję za wsparcie. Muszę powalczyć sama ze sobą...
kawka a jakie terminy na jod i scynto miałaś w CO na Ursynowie?
Czytałam wyrywkowo to forum i też w pierwszej chwili natchnęło mnie nadzieją. I póki co to na razie jedyna pozytywna rzecz. Samopoczucie do bani, myśli do bani, w ogóle mam teraz etap do bani. Wiem że mam dla kogo żyć i musi być dobrze ale ciężko ogarnąć się w pierwszej chwili z tą myślą.
cześć. Mam 31 lat a właściwie 32 bo za chwilę mam urodziny :-) A na urodziny taki oto prezent od losu. Zdecydowałam się napisać na forum. Być może moimi informacjami komuś pomogę a sama również potrzebuję pomocy :-( Jestem po operacji "wyrzucenia" całej tarczycy. Dosłownie tydzień po operacji :-) Byłam operowana w Wieliszewie 7 października tego roku. |A wszystko oczywiście zaczęło się od usg w czasie ciąży w zeszłym roku w lutym. Wyszły guzki. Ale jak to w ciąży i zaraz po. Nie nie można było zrobić. Potem biopsja tego roku w lipcu. Diagnoza - podejrzenie raka pęcherzykowatego. W szpitalu leżałam 6 dni, ale tylko po to aby dostać wynik histpat. Wapno unormowało się po trzech dniach. Z wyniku hist-pat wynika, że w jednym płacie był rak brodawkowaty o odmianie pęcherzykowej - wielkość 14 mm. Guz nacieka torebkę tarczycy i nieznacznie ją przekracza zajmując płytko tkanki okołotarczycowe - cokolwiek to oznacza. W drugim płacie klasyk brodawkowaty 4 mm z naciekaniem torebki ale bez jej przekraczania. Okoliczny węzeł chłonny wycięty chyba na zasadzie sprawdzenia czysty. Wspomnę że moja tarczyca była mała tzw. zanikająca jak określiła ją Pani endokrynolog. Więc taki guzek 14mm to już dla mnie spora zmiana. Sama operacja bez problemów. Dochodzenie po niej do siebie również. Blizna niewielka, odrobinę ciągnie ale do wytrzymania. Wygląda nawet estetycznie gdyby nie opuchlizna. Gardło już prawie nie boli, choć trzy dni po operacji to jak stan w niezłej anginie. Opieka pielęgniarska super. Lekarz zabiegany ale w rezultacie nie można powiedzieć złego słowa. Jestem od wczoraj w domu i czuję się dobrze. Może oprócz mega dołłłłłłłaaaaaaaaaaa w którym się zakopałam po informacji od lekarza, że jest to jednak nowotwór złośliwy (bo chyba on sam do końca wierzył, że nie będzie aż takiej diagnozy po wycięciu). Dalej dostałam skierowanie do CO w Wawie na Ursynowie. Mam już konkretny termin konsultacji. Przyszły tydzień we wtorek 20.10 do Pani endokrynolog onkolog. Na wypisie mam napisane, że dalsze leczenie jodem więc zapewne o tym będzie rozmawiała ze mną lekarka Z CO w Wawie. Nie wiem ile czeka się na leczenie radiojodem w CO na Ursynowie. Może ktoś jest na czasie z tym tematem i podpowie mi, abym w końcu zaczęła się uspokajać a nie jeszcze bardziej nakręcać. Bardzo przeraziła mnie ta diagnoza. To jak cios w głowę. Tak bardzo chciałam wierzyć, że po wycięciu tarczycy wszystko będzie dobrze. Ale niestety. Mam w domu roczną córeczkę którą kocham nad życie. Długo się o nią z mężem staraliśmy. Nigdy nie zostawiłam jej nawet na jeden dzień. A teraz musiałam przeżyć cały tydzień bez niej :-( A już to leczenie jodem całkiem mnie przeraża. Będę musiała się z nią rozstać na dłużej bez możliwości spotkania. Wiem że powinnam w tej chwili myśleć o sobie ale nie potrafię. Ta diagnoza bardzo przeraziła moją rodzinę. Tylko mąż jeszcze trzeźwo się trzyma i podnosi mnie na duchu. Cała reszta wprawia mnie w zakłopotanie. Wszyscy nienaturalnie się do mnie odnoszą. Męczy mnie to. Chciałabym móc się wykrzyczeć, wypłakać, wyrzucić z siebie emocje i i iść do przodu. Niestety nie mogę tego zrobić bo jest u mnie mama która pomaga mi przy córce abym jeszcze przez chwilę nie dźwigała. Ona również nagle zaczęła mnie traktować jak jajko. Mam tego dość. Chodzę struta i prawie się do niej nie odzywam aby nie zacząć tego tematu. Bo ona od razu zaczyna przekonywać mnie jak to wszystko będzie dobrze. A ja jeszcze nie zdążyłam nauczyć się w to wierzyć :-( Wiem to głupie ale chyba musi minąć trochę czasu abym przestawiła swoje myślenie na inny tor. Wiem że muszę myśleć pozytywnie ale jeszcze nie umiem. Muszę swoje wypłakać i może wtedy do walki. Wiem, że to nie jest wyrok ale myślę, że każdy z Was w pierwszej chwili przeszedł taki okres "płaczków" jak ja.
Jeśli jest tu ktoś kto tak jak ja będzie się dalej leczył na ursynowie proszę o info. Jak "to dalej jest" bez tarczycy i z tym jodowaniem. Wiem o tabletkach bo brałam je 3 lata z powodu niedoczynności i na tym moja wiedza się kończy :-(
Pozdrawiam
Kasia
cześć. Mam 31 lat a właściwie 32 bo za chwilę mam urodziny :-) A na urodziny taki oto prezent od losu. Zdecydowałam się napisać na forum. Być może moimi informacjami komuś pomogę a sama również potrzebuję pomocy :-( Jestem po operacji "wyrzucenia" całej tarczycy. Dosłownie tydzień po operacji :-) Byłam operowana w Wieliszewie 7 października tego roku. |A wszystko oczywiście zaczęło się od usg w czasie ciąży w zeszłym roku w lutym. Wyszły guzki. Ale jak to w ciąży i zaraz po. Nie nie można było zrobić. Potem biopsja tego roku w lipcu. Diagnoza - podejrzenie raka pęcherzykowatego. W szpitalu leżałam 6 dni, ale tylko po to aby dostać wynik histpat. Wapno unormowało się po trzech dniach. Z wyniku hist-pat wynika, że w jednym płacie był rak brodawkowaty o odmianie pęcherzykowej - wielkość 14 mm. Guz nacieka torebkę tarczycy i nieznacznie ją przekracza zajmując płytko tkanki okołotarczycowe - cokolwiek to oznacza. W drugim płacie klasyk brodawkowaty 4 mm z naciekaniem torebki ale bez jej przekraczania. Okoliczny węzeł chłonny wycięty chyba na zasadzie sprawdzenia czysty. Wspomnę że moja tarczyca była mała tzw. zanikająca jak określiła ją Pani endokrynolog. Więc taki guzek 14mm to już dla mnie spora zmiana. Sama operacja bez problemów. Dochodzenie po niej do siebie również. Blizna niewielka, odrobinę ciągnie ale do wytrzymania. Wygląda nawet estetycznie gdyby nie opuchlizna. Gardło już prawie nie boli, choć trzy dni po operacji to jak stan w niezłej anginie. Opieka pielęgniarska super. Lekarz zabiegany ale w rezultacie nie można powiedzieć złego słowa. Jestem od wczoraj w domu i czuję się dobrze. Może oprócz mega dołłłłłłłaaaaaaaaaaa w którym się zakopałam po informacji od lekarza, że jest to jednak nowotwór złośliwy (bo chyba on sam do końca wierzył, że nie będzie aż takiej diagnozy po wycięciu). Dalej dostałam skierowanie do CO w Wawie na Ursynowie. Mam już konkretny termin konsultacji. Przyszły tydzień we wtorek 20.10 do Pani endokrynolog onkolog. Na wypisie mam napisane, że dalsze leczenie jodem więc zapewne o tym będzie rozmawiała ze mną lekarka Z CO w Wawie. Nie wiem ile czeka się na leczenie radiojodem w CO na Ursynowie. Może ktoś jest na czasie z tym tematem i podpowie mi, abym w końcu zaczęła się uspokajać a nie jeszcze bardziej nakręcać. Bardzo przeraziła mnie ta diagnoza. To jak cios w głowę. Tak bardzo chciałam wierzyć, że po wycięciu tarczycy wszystko będzie dobrze. Ale niestety. Mam w domu roczną córeczkę którą kocham nad życie. Długo się o nią z mężem staraliśmy. Nigdy nie zostawiłam jej nawet na jeden dzień. A teraz musiałam przeżyć cały tydzień bez niej :-( A już to leczenie jodem całkiem mnie przeraża. Będę musiała się z nią rozstać na dłużej bez możliwości spotkania. Wiem że powinnam w tej chwili myśleć o sobie ale nie potrafię. Ta diagnoza bardzo przeraziła moją rodzinę. Tylko mąż jeszcze trzeźwo się trzyma i podnosi mnie na duchu. Cała reszta wprawia mnie w zakłopotanie. Wszyscy nienaturalnie się do mnie odnoszą. Męczy mnie to. Chciałabym móc się wykrzyczeć, wypłakać, wyrzucić z siebie emocje i i iść do przodu. Niestety nie mogę tego zrobić bo jest u mnie mama która pomaga mi przy córce abym jeszcze przez chwilę nie dźwigała. Ona również nagle zaczęła mnie traktować jak jajko. Mam tego dość. Chodzę struta i prawie się do niej nie odzywam aby nie zacząć tego tematu. Bo ona od razu zaczyna przekonywać mnie jak to wszystko będzie dobrze. A ja jeszcze nie zdążyłam nauczyć się w to wierzyć :-( Wiem to głupie ale chyba musi minąć trochę czasu abym przestawiła swoje myślenie na inny tor. Wiem że muszę myśleć pozytywnie ale jeszcze nie umiem. Muszę swoje wypłakać i może wtedy do walki. Wiem, że to nie jest wyrok ale myślę, że każdy z Was w pierwszej chwili przeszedł taki okres "płaczków" jak ja.
Jeśli jest tu ktoś kto tak jak ja będzie się dalej leczył na ursynowie proszę o info. Jak "to dalej jest" bez tarczycy i z tym jodowaniem. Wiem o tabletkach bo brałam je 3 lata z powodu niedoczynności i na tym moja wiedza się kończy :-(
Pozdrawiam
Kasia