od 2016-09-18
ilość postów: 63
Na 50 urodziny w maju br. otrzymałam super prezent w postaci markera 7,4 i bardzo dobry przebieg wizyty ginekologicznej. Świetnie się czułam: praca, rower, normalne życie. Następne badanie wyznaczono za 6 m-cy, czyli w listopadzie. Uznałam, że to zbyt długo, dlatego w sierpniu zrobiłam marker prywatnie i wynosił 25,8. Niby jeszcze w normie. Wzięłam pod uwagę to, że mam zapalenie błony śluzowej żołądka, przepuklinę rozworu przełykowego i w związku z tym marker może być podwyższony. Do tego mówi się o wpływie stresu na choroby, a ja w takiej sytuacji się znalazłam (konflikt z przełożoną min. nierozumiejącą choroby nowotworowej np. pracowanie o godzinę krócej uważa za przywilej, a nie za prawo pracownika). Umówiłam się z ginekologiem na powtórzenie markera po miesiącu i zrobienie TK. I tak marker wynosi już 196 i obraz TK wklejam. Dostałam pilne skierowanie do chemika, idę już w środę (Gin uprzedził mnie już o tym, że rozpoczynamy walkę od nowa). Wkleję również poprzednie badania, do tej pory nie było żadnej wzmianki o trzustce, choć musieli to widzieć skoro napisane jest o stacjonarnym obrazie zmian. W ogóle moje opisy TK są bardzo oszczędne. Napisane jest, że nie ma ewidentnych cech zmiany miejscowej, ale węzły i śledziona powiększone, płyn w zatoce. Mam mętlik w głowie, ale tak jak napisała Czarownica czego nauczyła ją choroba, odporności psychicznej. Nie panikuje, śpię dobrze. W poniedziałek wracam do niefajnej pracy po fajnym 3 tyg. urlopie. Pewnie nie na długo, choć chciałabym pracować, bo to jest dla mnie element normalności, ale raczej niemożliwe ze względu na niesprzyjające okoliczności środowiska pracy. Jeśli możecie się wypowiedzieć to bardzo proszę. Chciałabym iść do chemika dobrze przygotowana, wiedzieć o co pytać.
I ja nie wytrzymałam do po 50 urodzinach. Pojechałam wczoraj oznaczyć marker, warowałam godzinę pod drzwiami i doczekałam się: 7,24. W piątek do gina, ale już ze spokojną głową. 21 miesięcy po chemii, 3 c, g3, marker około 2000, olbrzymie wodobrzusze i płyn w opłucnej. W przyszłym tygodniu będę obchodzić bez strachu 50. Co będzie dalej czas pokaże, dzisiaj jestem spokojna i szczęśliwa.
Bardzo rzadko się odzywam, choć zaglądam na forum codziennie. Na początku choroby czytałam, szukalam dowodów, że można z tym żyć i znalazlam je tu na forum i czerpałam nadzieję z wielu z Was. I Tatmaq ma rację, że każda dobra nowina dodaje sił innym kobietom, zwłaszcza tym na początku drogi. Jestem 21 miesięcy od zakończenia chemii, od 9 miesięcy pracuje zawodowo (7 godz. dziennie, wykorzystuje orzeczenie o niepełnosprawności). A w zeszłym tygodniu majówkowym przejechałam około 100 km na rowerze, każdego dnia po trochu. Ile radości mi sprawiło słońce, wiatr i że znowu mogę. Po drodze coś tam dolega: przewlekłe zapalenie błony śluzowej żoładka i jakaś przepuklina rozworu przełykowego wyszła w badaniu gastroskopowym i kostki puchną, ale to wszystko to nic. Nana tyle znosi to i my damy radę. Przede mną badania kontrolne i też ustawiam się na koniec maja, 22 tego miesiąca obchodzę 50 urodziny i chyba wolę je zrobić po nich. Za każdą z nas trzymam kciuki.
Ja miałam wodobrzusze. Jestem 17 m-cy od zakończenia chemii (taxol + carbo) i dzsiejszy marker 11.
Codziennie jestem na forum, choć rzadko zabieram głos. Sama miałam wodobrzusze i rozumiem jak wtedy ma się wszystkiego dosyć. Miałam również płyn w opłucnej. Startowałam z markerem około 2000, po operacji zniknęło wodobrzusze i marker spadł do 35. Figo 3C, G3. Minęło 13 miesięcy od zakończenia taxolu i karboplatyny i 5 m-cy po ostatnim avastinie, ostatni marker 5. Po 17 miesiącach wróciłam do pracy i pomimo że jest to to samo stanowisko to trochę się czuję jak dziecko we mgle. To szmat czasu, inne spojrzenie, ja jestem inna. Ale cieszę się, że miałam szansę na powrót i że praca pozwoli mi na zajęcie głowy innymi sprawami. Elbe jestem z Kielc.
Dawno nie pisałam, choć codziennie tu zaglądam i sercem jestem z Wami wszystkimi. Chciałam podzielić się z Wami moimi sprawami. Dzisiaj byłam u lekarza Medycyny Pracy, udzielił mi zgody na powrót do pracy na podstawie zaświadczenia od chemika, który napisał "całkowita remisja", marker 4,92. Nie było mnie w pracy 1,5 roku, strasznie długo. Od jutra zaczynam urlop ponieważ mam zaległego ponad miesiąc. Przestaję być rekonwalescentką, a zaczynam być urlopowiczką. Nigdy nie miałam tyle urlopu! Ale w końcu są wakacje. Samopoczucie niezłe, ale tak jak dziewczyny piszecie ja również latem jestem słabsza, mam więcej uderzeń. W nocy śpię z przerwą na książkę, potem ciężko wstać, a i w dzień przysnę.