Ostatnie odpowiedzi na forum
Witajcie kochani! We wtorek mialam pierwsza chemie, i przez dwa dni czulam sie bardzo dobrze. Dopadlo mnie w piatek pod wieczor, bol nog taki ze myslalam ze bede chodzic po scianach, no i ta cholerna goraczka, ponad 38 C. Wywieziono mnie do Christie Hospital na oddzial powiklan po chemii, i tak leze tu juz od soboty, dostalam antybiotyk i jest juz calkiem dobrze. Mecze sie tylko straszliwie z zaparciami, to jest jakas masakra. Ogolnie slaba jestem jak piorko na wietrze, grozila mi transfuzja ale ostatecznie krew sie polepszyla. Zastanawiam sie czy na to jak mnie powalilo po pierwszej chemii mial tez wplyw ze mialam okres w trakcie jej trwania, i w ogole moja kondycja nie byla az taka dobra, bo
Zmartwiony, wierze, ze musi byc wam teraz ciezko, ze twoja dziewczyna jest zalamana... Ja tez niedawno dowiedzialam sie o swojej chorobie, a mielismy tyle planow, niedawno urodzil sie nam malutki synek.... I co? Pomimo diagnozy, powaznej, bardzo powaznej, planujemy dalej, poznalam mnostwo wspanialych kobiet, tez walczacych z ta okrutna choroba, zmienily sie nam priorytety w zyciu, zwolnilismy, delektujemy sie kazdym dniem, po prostu doceniamy to czego zdrowi ludzie czesto przeoczaja w codziennej gonitwie... Musisz byc silny, trzymac ja za reke, przytulac, wierzyc ze wszystko sie ulozy, ze bedziecie szczesliwy bez wzgledu na to co sie wydarzy. Moze ta choroba jeszcze bardziej was do siebie zblizy...nic sie nie dzieje bez przyczyny, choc wiem ze glupie to wytlumaczenie dla takiej tragedii. Ale wierze ze milosc jest najcudowniejszym lekarstwem, ze milosc wszystko zwyciezy. Badz silny, ale nie boj sie lez, to dowod na to ze bardzo ja kochasz i ze ci na niej zalezy. Pisz nam jak przebiega leczenie, jak sie czuje twoja kobieta, moze zdecyduje sie kiedys sama do nas cos napisac.... Zycze wam duzo sily i milosci!
Raczku-jesli marker stoi w miejscu od tak dlugiego czasu to moze to nie jest taki zly symptom? prosze, nie stresuj sie nim, w koncu leczy sie pacjenta a nie jego markery, to tylko jeden z pomocnych wytycznikow w walce z rakiem, ale nie deydujacy! Moze za bardzo sie stresujesz praca...i to poswiadomie gdzies maci spokoj w twoim organizmie... Trzymaj sie cieplutko :)
Matias-tak to juz jest....niesprawiedliwie, ze jedna ma z gorki a inna pod gorke, a niby ten sam woz. Ta choroba, ogolnie rak czegokolwiek, jest tak podstepna, kazdy z nas inaczej na nia reaguje, na leczenie, na chemie. Bo kazdy z nas ma inne cialo, inna psychike, inne nastawienie do zycia, oczekwiania od niego, choc wiadomo, kazdy z nas chce zyc! Dlaczego jest tak, ze jedna osoba, jest juz 8 lat po operacji, zyje, ma sie swietnie i na dodatek ryzykowala odmowa podania chemioterapii? Karma, geny, fanatyczne podejscie do jedzenia (weganizm), totalne wylacznie mysli ze sie choruje na COS powaznego, czyli pozytywne myslenie? Przeciez kobiety, ktore walcza dzielnie po kilka lat, a ktore ta walke przegrywaja, tez myslaly pozytywnie, wierzyly ze wszystko bedzie dobrze... Nie znam odpowiedzi na to wszystko, ta choroba obdziera nas z logicznego myslenia, czesto kierujemy sie intuicja, swoje zycie oddajemy w rece lekarzy, ktorzy tez nie sa nieomylni, ale co nam pozostaje? Lykanie pestek z moreli, picie herbatek z pokrzywy i kleczenie przed oltarzem? Kazda z nas wybiera swoja droge, i dobrze, bo kazda z nas wie co dla niej samej jest najlepsze. Ja preferuje mieszanke tego wszystkiego,modlitwy, nadziei, milosci, zdrowego podejscia do zycia i jedzenia, zdystansowanego podejscia do wypowiedzi lekarzy (moze uslyszalam zbyt duzo gorzkich slow), i wiary we wlasne cialo, ze da rade dzwigac to brzemie choroby, a ja bede je wynagradzac za to ile tylko sie da!
Sadze ze zawsze warto isc do przodu, niech twoja znajoma sie nie poddaje, niech walczy do konca, bo przeciez zawsze jest jeszcze jakas furtka do otwarcia... A majac takich przyjaciol jak ty na pewno jej lzej walczyc z tym gadem :) Trzymajcie sie dzielnie!!!!
Berta-dobrze ze juz po! Teraz pewnie chemia i dotrucie resztek. Ja wlasnie jestem po pierwszym wlewie, czeka mnie pozniej druga operacja i raz jeszcze chemia....dluga droga, ale warto! Dobrze ze juz jestes taka ruchliwa po operacji, ale uwazaj, nie forsuj sie, odpoczywaj, nie dzwigaj bron boze niczego , szczegolnie jak juz bedziesz w domu (pisze bo wiem jak bylo u mnie, myslalam ze jestem supermama, i sie przeliczylam). Teraz mysl o sobie, badz egoistka, niech rodzina martwi sie o reszte, teraz masz prawo nic nie robic, i niech nikt nie probuje tego zmienic :) Wracaj szybciutko do zdrowia!
Witam wszystkich
Wlasnie siedze w szpitalu i czekam na pierwsza chemie... Za niedlugo wreszcie zaczne konkretne leczenie z rakiem, bo poki co to bylo tylko czekanie i psychiczne przygotowywanie sie do walki. Boje sie troszke, ale wiem ze innej drogi nie ma...
Cala niedziele i noc na poniedzialek spedzilam w szpitalu z tak silnym bolem jajnika, ze dopiero morfina podana w dupsko podzialala, a ja lezalam jak nacpana, ale szczesliwa ze wreszcie nie boli. Naprawde, myslalam ze to juz koniec, raczysko powala mnie na lopatki. Na drugi dzien dostalam okres, i okazalo sie ze to ten zaatakowany jajnik wciaz jajeczkuje, i skurcze macicy z tym ogromnym guzem tak wlasnie bolaly. Czlowiek nigdy nie wie co go dopadnie....
Mam nadzieje ze rozpoczeta chemia zmniejszy guza i niedlugo wytna mi wszystko to, co sie tylko da, oby zyc i nie ogladac sie na przeszlosc.
Pozdrawiam goraco i zycze wytrwalosci kazdej z nas!
Dziewczyny, czy ktoras z Was ma doswiadczenie z przyjmowaniem Biobranu 1000? Kupilismy 30 saszetek, chcialabym je zaczac zazywac juz przed chemia. Ale uslyszalam od kogos, kto ma spora wiedze na temat onkologii, ze nie powinnam ich brac wlasnie w trakcie chemioterapii, jesli juz to tylko po. Nie rozumiem dlaczego, w koncu to ma mi pomoc w "podladowaniu" ukladu immunologicznego, ktory wiadomo, zawsze szwankuje przy podawaniu trutki. Napiszcie co o tym sadzicie. Ja mam metlik w glowie...
Ach no i MatiasfromSpain, co za glupoty wypisujesz! No pewnie ze nie przeskadzasz nam swoja obecnoscia! W kupie sila, im nas wiecej tym lepiej, swiadomosc wsparcia od kazdego, bez wzgledu na plec, w tej walce z gadem jest niezwykle budujaca :)
Niechcacy dodalam wpis ze swojego starego, nieuzywanego konta Beatrycze. A tak naprawde to ja Barcelona :)
Droga Berto, jakze cie rozumiem z wszystkimi odczuciami co do diagnozy, tak cholernie strasznej, tak niesprawiedliwej i tak beznadziejnie pozostawiajacej czlowieka bezsilnym.... Ja tez mam dzieci (15 i 11 lat, i siedmiomiesieczne). Tez zaczynam moja droge w walce z rakiem, mam raka janika III, markery tak wysokie ze wole sie nawet nie chwalic... chemia na dniach, guz wciaz w brzuchu, bo nie mozna go poki co usunac... No jednym slowem masakra!!!! Ale pomimo to wierze ze bedzie mi dane pozyc jeszcze troche, poobserwowac moje dzieci, jak rosna, posmakowac ten swiat wszystkimi zmyslami i doceniac kazdy dzien.... Jestem gotowa do walki, dlugiej i ciezkiej. Po prostu nie ma innej drogi, nie mozemy sie polozyc i wyc do poduszki bo zycie wywinelo nam taki wstretny numer! Wazne jest to ze mamy siebie, tu na forum, kobiety, ktore walcza i maja doswiadczenie. To niezwykle inspirujace i wzruszajace, ze tam, po drugiej stronie jest ktos kto nas rozumie i pocieszy kiedy trzeba. Pozdrawiam Was wojowniczki, Jestescie naprawde WIELKIE!
No to ja ja przerwe :)
Witam moje drogie. Ja juz po wizycie w Manchesterze i pierwszym spotkaniu z moim lekarzem prowadzacym. Spedzilismy tam ponad 5 godzin, zrobili mi badanie krwi, marker, b. moczu, ogolne badanie ciala, wlacznie z ginekologicznym, przeswietlenie klaty, bo poskarzylam sie na bole podczas oddychania. Jak na pierwszy raz calkiem sporo. Wyniki wyszly ok, marker wciaz rosnie.... Doktor Hasan okazal sie milym, uprzejmym panem, rozmawial z nami dlugo, pytal o wszelkie watpliwosci, wyczerpujaco odpowiadal na nasze pytania. Szpital wciaz czeka na szkielka do badania histopatologiczne z Szaserow. Pomimo to postanowili juz zaczac podawac chemie (taxol + carboplatinum), wierza ze wyniki histomu z Polski sa wiarygodne, a gdyby okazalo sie po ich sprawdzeniu ze jest rozbieznosc w wyniku to po prostu zmienia chemie. Czyli od przyszlej srody badz czwartku, dostane jeszcze list z dokladna data, zaczynam chemie i jestem z tego powodu baaaardzo szczesliwa. Ilez ja sie naczekalam! Lekarz powiedzial ze po 3 wlewie sprawdza jak zachowuje sie guz, jesli ladnie zareaguje, i bedzie sie zmniejszac to beda sie starali zrobic jak najszybciej operacje i powycinac co sie da z brzuszyska. Pozniej znow kilka kursow chemii i mozliwe ze wspomoga leczenie Avastinem, zeby dobic to co pozostanie. W przypadku gdy guz bedzie oporny na chemie, to Avastin podadza mi jeszcze przed operacja, zeby go jak najskuteczniej zmniejszyc. Teraz pozostalo mi tylko modlic sie o to zeby bydlak byl wrazliwy na chemie i zechcial jak najszybciej laskawie usunac sie z mojego ciala bo co za duzo to niezdrowo hehe
Przez caly moj pobyt w szpitalu byl ze mna oczywiscie maz i Leos maly byl dzielny, jak zwykle zaczepial usmiechem ludzi i nawet nie wiecie jak cudownie bylo na nich patrzec, jak ich twarze, czesto zniszczone przez chorobe, zmeczone, smutne, rozpromienialy sie na widok tego malego ludzika, jego bezzebnego usmiechu i czerwonych policzkow na okraglej buzce to taka forma dziecioterapii promyk nadziei w calym tym zmaganiu sie z chorobskiem.... Dzieki chorobie spotykam na swojej drodze niesamowitych ludzi, zyczliwych i pelnych milosci, ich bezinteresownosc jest godna podziwu i nasladowania. Swiat dzieki nim jest piekniejszy.
Trzymajcie sie kochane, niech moc bedzie z Wami
Kalina, nie moge wyslac z mojego kompa wiadomosci do Ciebie (mam maca wiec moze dlatego). Co do Szaserow.... Operacja skonczyla sie niepowodzeniem, tzn. nie wycieto mi guza, bo ponoc byl nie do ruszenia, za bardzo przywarl do innych narzadow. Nie wiem czy to brak kwalifikacji lekarzy czy ich przezornosc. Z tego co slyszalam to oddzial onkologiczny jest tam dobry za sprawa Doktora Szczylika. A ginekologia, no coz, ile ludzi tyle opini. Profesor Baranowski jest dobrym specjalista, jesli mama bedzie operowana przez niego to jest w dobrych rekach. Generalnie moj pobyt w szpitalu wspominam dobrze, opieka zyczliwa i pielegniarki do serca przyloz. Zycze zdrowka i sily do walki!
witam wieczorowa pora
dawno nic nie pisalam, duzo sie dzialo, ale przynajmniej nie mialam czasu myslec o gadzie :)
Powoli wszystko rusza do przodu, w srode mam pierwsza wizyte w klinice onkologicznej w Manchesterze, mam juz przydzielonego lekarza prowadzacego (ponoc jest b dobrym specjalista). Tam juz bede leczona, nie w tutejszym szpitalu, tu juz nic nie wymysla...
Dzisiaj maz dzwoniac do szpitala na Szaserow w Wawie poruszyl niebo i ziemie zeby sie dowiedziec co z moimi wynikami histomu. To juz 5 tygodni po operacji. No i okazalo sie ze wyniki sa dawno, juz 6 maja, ale oczywiscie balagan i komunikacja miedzy jednym wydzialem a drugim jest tragiczna (histopatologia i ginekologia), co skutecznie utrudnia zycie pacjentom. Zycie o ktore walcza!
Oswajam moja chorobe, staram sie zyc normalnie, nie myslec ze COS mi dolega. W miedzyczasie zdrowo sie odzywiam, pije soki z wyciskarki, lykam pestki moreli, zapodaje konskie dawki wit C (rozpuszczam w proszku), chlorella, turmerik, tybetanskie grzybki w robionym wlasnorecznie kefirku..... Sama swiadomosc ze nie pakuje w cialo smieci dobrze mi robi, choc zawsze staralam sie zdrowo odzywiac, teraz jednak wiem ze pewne przyzwyczajenia (te zle mam na mysli) szybko staja sie nasza druga natura... Maly skutecznie absorbuje moja glowe swoim szybkim wzrostem, z tygodnia na tydzien staje sie coraz bardziej kumaty :) i to cieszy moje oczy i serce! Starsze dzieci pomagaja jak moga, zyjemy normalnie, choc staram sie duzo z nimi rozmawiac o.....wszystkim. Po prostu byc.
Przede mna ciezkie leczenie, chemia na pewno zmieni wiele, ale coz, nie ma innej drogi, wierze ze najpierw musi gorzej zeby pozniej bylo lepiej.... Nadzieja umiera ostatnia!
Trzymajcie sie dziewczynki dzielnie, zycze Wam duzo smiechu i radosci pomimo chorobska, sila tkwi w glowie , ona wzmacnia cialo, ktore dopieszczajmy i doceniajmy, bo ma nam sluzyc caaaaaale nasze dluuuuugie zycie :)