Ostatnie odpowiedzi na forum
Witam wieczorowa pora
Mialam w zeszlym tygodniu wizyte w szpitalu i przedstawiono nam wynik TK po zakonczonym leczeniu. Ogolnie jest wszystko ok, marker CA 125 zatrzymal sie na 8. Lekarz powiedzial ze chemia wszystko wyczyscila, jelita, pecherz bez zmian (pierwotnie mialam10 cm- wego guza na lewym jajniku, nacieczona siec, nacieki na otrzewnej). Zostala tylko mala zmiana- kreska - smuga ( lekarz byl hindusem i mial ciezki angielski akcent :) ), miedzy watroba a otrzewna. Sama watroba jest czysta bez zmian. Powiedzial zebysmy sie tym nie przejmowali bo mozliwe ze jest to pozostalosc, martwe komorki rakowe ktore nie zostaly jeszcze wydalone. Na poczatku marca bede miec kontrol i TK zeby sprawdzic czy ta zmiana wciaz tam jest czy tez moze zniknela.... Powiem szczerze troche sie zdolowalismy ze jednak chemia nie usunela wszystkiego. Mialyscie moze podobne doswiadczenie po leczeniu, i faktycznie istnieje szansa ze ta pozostalosc zniknie? Trzymam sie kurczowo tej opcji, choc wiem ze istnieje ryzyko ze moze sie z niej rozwinac przerzut.... Jestem szczesliwa ze mam ta bitwe za soba, choc wojna wciaz trwa. Nie zamierzam sie poddawac, za duzo mam do stracenia wiec zadna smuga na TK mnie nie powali! Zyje wierzac ze dane mi bedzie spedzic z bliskimi sporo czterech por roku....
Elbe, jak dlugo twoja mama choruje? Pewnie ciezko przezywasz jej zmagania... Kiedy czlowiek czuje sie bezsilny to taki stan z pewnoscia jest dolujacy... Zycze Wam duzo sily i wiary ze jeszcze bedzie lepiej. Musimy tak myslec, inaczej choroba nas rozlozy na lopatki. Oby Twoja mama poczula sie lepiej, zycze Jej tego z calego serca! Pozdrawiam
Krystyna57 - szkoda ze masz TK dopiero w styczniu, choc na polskie realia to i a tak niezle chyba? Pewnie przez swieta i nowy rok bedziesz myslec i rozgryzac ten marker... oby wszystko skonczylo sie pomyslnie i bez najgorszego scenariusza. Zycze Ci tego z calego serca! Jestes tu z nami tak dlugo i zawsze nas wspierasz dobrym slowem, dziekuje Ci za optymizm, rzadko sie spotyka ludzi tak doswiadczonych przez chorobe a pomimo to nie tracacych nadziei.... Zycze wszystkiego najlepszego!
Ja mialam wczoraj TK, we wtorek bede miec wizyte z lekarzem, dowiem sie czy zakonczylismy leczenie (6 wlewow), czy tez jeszcze cos na dokladke trzeba bedzie dowalic gadzinie. Mam nadzieje ze to koniec, jestem zmeczona juz tym wszystkim, wciaz ten lysy leb widze w lustrze, juz nie moge na siebie patrzec. Dwie operacje i 6 chemii w zupelnosci mi wystarcza.... Chcialabym wejsc w Nowy Rok z czysta kartka, zaczac zycie od nowa ...jakby to ujac. I trzymam sie tej wersji jak tonacy brzytwy, ze wszystko juz jest OK. Dobrej nocy syrenki.
dziewczyny, u mnie tez wykryto 10 cm-wego guza tydzien przed laparotomia. Dwa, trzy tygodnie przed operacja mialam bole po lewej stronie, a tak wczesniej, tylko lekkie objawy typu wzdecia, zaparcia... Bralam to karb trawienia, problemow jelitowych...a tu taka niespodzianka! generalnie pol roku po porodzie bylam pokrojona, wczesniej mialam robionych tyle usg, ale wiadomo, w ciazy powiekszona macica zaslaniala guza...
Ja mialam dwie laparotomie, w odstepie 4 miesiecy. Ostatnia, dwa miesiace temu, to byl juz zabieg histerektomii. Teraz juz czuje sie ok, choc mam znow problem ze szwem, a raczej ze zgrubieniem pod nim... To juz trzeci raz, dwa razy przepisano mi antybiotyk ktory pomagal, ale tylko na jakis czas. Znow mnie boli i czuje w bol (podczas naprezania miesni przy np w czasie kichania czy smiania sie). W czwartek mam wizyte w szpitalu na TK, to wypytam moja lekarz co to za cholerstwo nie daje mi spokoju.
Iza76, jak ja cie dobrze rozumiem....Moja mama zmarla rok temu, a pol jak wykryto u mnie raka... To bylo za duzo jak na tak krotki czas. Tylko narodziny synka trzymaly mnie w kupie.
Tak a propos stresu plynacego ze straty bliskiej osoby, to na pewno nam "pomoglo" w wychodowaniu raka, takie sytuacje sprzyjaja chorobie...
Trzymaj sie dzielnie, psychika jest bardzo wazna wiec mysl pozytywnie.
Absolutnie sie zgadzam z AgaAga, kazda z nas tu na forum, zyje z wyrokiem liczonym w latach, bo statystyki sa takie jakie sa.... Ale pomimo to kazda walczy, na swoj sposob, zyje dalej, ma chwile zalamania, chwile radosci, ale jednak trzyma sie mysli ze zrobi wszystko zeby zyc jak najdluzej. Kiedy u mnie wykryto "rozsiany proces nowotworowy z punktem wyjscia z lewego jajnika", moje Ca 125 wynosilo 1370. Zanim podano chemie i zaczelam leczenie bylo juz ponad 8000. Moglabym sie zalamac, ale moj, wtedy 6 miesieczny synek skutecznie absorbowal mysli i stawial do pionu. Mysl byla tylko jedna- musze zyc!!!!! I zadne kure....stwo mnie nie powali. Mam trojke dzieci, 37 lat, walcze z menopauza, jestem juz po 6stej chemii i rak, patrzac na markery, poki co zostal wykurzony, kocham zycie i nie zamierzam sie poddawac, pomimo iz wiem ze choroba prawdopodobnie wroci...tylko nie wiem kiedy. Wcielam w zycie rozne altermnatywne metody zapobiegania nawrotowi, bo zrac cukier, biala make, i generalnie nie dbajac o diete zapraszam z otwartymi ramionami gada. Boje sie cholernie, ale wiem ze zycie czasami moze zaskoczyc. I ze cuda sie zdarzaja.
Annamaria - rozumiem twoje zalamanie. Musisz sie trzymac, bo poki co nie masz diagnozy czarno na bialym, i uwierz, zaden dobry onkolog nie powie pacjentce ile jej zostalo zycia. Oczywiscie, moze sie podeprzec statystykami, ale to sa tylko liczby, a cialo ludzkie jest tajemnica niezbadana do konca, a sila umyslu i psychiki jest potezna sila. Dlatego tak bardzo wazne jest to co mamy w glowie, nie mozemy sie poddawac, bo inaczej choroba nas pokona. Zycze ci duzo sil, masz dla kogo zyc :)
Nana, przypominam sobie moja bezsilnosc kiedy to czekalam na wyniki histomu po operacji w Polsce, bo bez nich nie chciano zaczac leczenia - chemiioterapi - w UK. Czas lecial, lakawi lekarze nie zgodzili sie na przeslanie gotowych juz wynikow histomu do Anglii, do szpitala gdzie jestem leczona. A czas lecial.... Ja z guzem w srodku, miotalam sie po domu z bezsilnosci, bo niewiele moglam, swiadoma ze czuje sie coraz gorzej, modlilam sie o chemie jak o cud, zbawienie i ratunek. Gdy lekarze zdecydowali zaczac leczenie czulam sie juz naprawde fatalnie. Od operacji do chemii minelo ponad dwa miesiace. Dla mnie to byla wieczonosc. Cale szczescie juz po pierwszym wlewie byla zdecydowana poprawa. Po czterech operacja wyciecia guza z histerektomia, i kolejne dwa wlewy.
Teraz wlasnie jestem w szpitalu, i siedze z kroplowka, to juz ostatnia chemia. Jeszcze badanie TK za dwa tygodnie, i pozostaje mi sie modlic o jak najdluzsze zycie bez nawrotu.... Jak bedzie tego nie wie nikt... Staram sie nie myslec o tym, nie wybiegam zbytnio w przyszlosc, nie planuje na najblizsze lata, bo sama nie wiem ile mi zostalo. Chwytam zycie tu i teraz, choc to nie jest takie proste, bo majac trojke dzieci chcialabym dozyc ich dzieci.... Will see. Co bedzie to bedzie.
Pozdrawiam wszystkie syrenki.
Gruba Berta - co u Ciebie??? Dawno nic nie pisalas, jak sie czujesz?
Wierze Ci Joanna 51 ze musi to byc ciezki okres dla Ciebie.... Bycie przy kims, kto jest nam bliski, i kto wie, jest swiadomy, ze odchodzi, ze jego walka z choroba jest juz tylko akceptacja zblizajacego sie konca...cholera, jakie to musi byc ciezkie i trudne do zniesienia. Wydaje mi sie ze taka sytuacja jest najtrudniejsza lekcja w zyciu. Moja mama odeszla szybko i bez swiadomosci ze jest bardzo chora, i ze tak naprawde juz nie ma dla niej ratunku. Do konca wierzylismy ze moze uda sie jej jeszcze wrocic do zdrowia. Jej smierc to byl cios w samo serce, ale kiedy po jej odejsciu dostalam wyniki badan, i kiedy okazalo sie ze rak zrobil juz takie spustoszenie w jej orgaznizmie, uzmyslowilam sobie ze dobrze ze nie wiedziala co jej dolega i ze odeszla tak nagle....Bo nie cierpiala, tylko ja, bo nie zdazylam sie z nia pozegnac....
Dlatego tez wykorzystaj też wszystkie te chwile gdy Twoja bratowa ma jeszcze siłę i ochotę na rozmowę , to dobry moment, aby powiedzieć jej to wszystko co jest istotne, a na co nie starczyło do tej pory czasu, aby pokazać jak bardzo ja kochasz i jak ważną jest dla ciebie osobą.
Zycze Ci kochana z calego serca sily i wiary, ze smierc jest czescia zycia, ze odejscie jest ulga dla ciala, ktore po prostu juz nie ma sily dzwigac ciezaru zycia...
latazz - w Manchesterze, poniewaz mieszkam od 7 lat w UK, akurat niedaleko Manchesteru. Operacje mialam po 4 chemiach bo guz byl wczesniej nie do ruszenia, poniewaz byl jakby "posklejany" z innymi narzadami. I dopiero jak chemia go zmniejszyla, byl operacyjny. A teraz dwie nast chemie na wybicie tego co moglo sie jeszcze ostac...
Chemia dootrzewna to juz powazna sprawa, z tego co wiem jest bardziej inwazyjna, dluzej sie po niej dochodzi do siebie, ale za to jest bardzo skuteczna. Wierze ze twoja siostra bedzie w dobrych rekach i leczenie sie powiedzie. Trzymam kciuki!
Hej dziewczyny!
Minely trzy tygodnie od operacji. Usuneli wszystko to, co bylo zaplanowane, takze jestem "pusta jak beben od pralki" hehe i dobrze mi z tym :) Mam swiadomosc ze pozbylam sie wszystkiego, co bylo "skazone" przez gada, teraz robie sobie wizualizacje ze jestem czysciutka jak łza :)
Ciezko bylo mi sie pozbierac po tej operacji, bylam jednak po czterech chemiach, wiec organizm byl troche oslabiony, udalo mi sie po tygodniu w miare ogarnac, a teraz, moge powiedziec ze wrocilam do formy, chodze juz na dluzsze spacerki z juniorem i czuje sie naprawde dobrze.
Wczoraj bylismy na kontroli w szpitalu, mielismy spotkanie omawiajace operacje. Jako ze szpital z Szaserow nie zgodzil sie na przeslanie wynikow histopatol. do Manchesteru, oni sami zrobili badanie z tego co mi teraz wycieli. Potwierdzili polski wynik, ale....zeby nie bylo zbyt pieknie, w wycietym wyrostku robaczkowy, znalezli poczatkowe stadium Neuro endocrine tumor, czyli powszechnie zwanego rakowiaka . Pocieszyli nas ze nie powinnismy sie martwic ta wiadomoscia, gdyz ten typ raka, szczegolnie majacy zrodlo w wyrostku, daje maly procent przerzutow (0,2% dla wyrostka robaczkowego). Nie leczy sie go chemia, tylko chirurgicznie, wiec w moim przypadku usuniecie wyrostka jest idealnym rozwiazaniem. Nie powiem ze sie nie ucieszylam slyszac to wszystko, ale jednak gdzies w srodku zlapalam dola, ze czlowiek to nie wie co jeszcze w nim siedzi.... ja to mam karme :(
Martwie sie tez tym ze wycieli mi wezlol chlonnych, bo jednak rak jajnika lubi tam nawracac. Ale coz, bede sie martwic jak juz mnie cos dopadnie. Poki co, przede mna jeszcze dwie chemie i finisz. Pozniej to wiadomo, kontrola co 3 miesiace. I modlitwa zeby wytrwac jak najdluzej bez nawrotow.
Zaczely mi rosnac brwi i rzesy, na glowie to na razie puch jak na golebiej pupce :) zastanawiam sie czy po tych dwoch chemiach co mnie czekaja znow mi wszystko wypadnie, czyt. rzesy i brwi? Normalnie to po czterech chemiach je stracilam... Macie moze jakies doswiadczenie?
Za 2 tygodnie mam badanie genu BRCA, jestem strasznie ciekawa wyniku....i troche przerazona. Ale lepsza wiedza, nawet zla niz zycie z cykajaca bomba w srodku.
Pozdrawiam goraco!
Hej kochane!
Mam wreszcie operacje, w poniedzialek. W niedziele od poludnia mam byc juz w szpitalu....i powiem szczerze, troche sie boje, i to chyba dlatego ze wiem co mnie czeka, bo 5 miesiecy temu mnie cieli na Szaserow. Bede miec teraz porownanie, miedzy polska a angielska opieka i szpitalnymi regulaminami... Podpisalam juz zgode na wyciecie wszystkiego, tzn. macicy, jajnikow ( a raczej jajnika bo zostal mi tylko jeden) i sieci wiekszej. Teraz z pewnoscia bedzie wiekszy bol i dluzsze dochodzenie do siebie bo wiecej mnie beda kroic. Modle sie zeby wszystko sie dalo wyciac, zeby guz byl do ruszenia, bo inaczej....bedzie zle, i to bardzo. I na dodatek menopauza... Bedzie ciezko, ale w koncu pozbede sie gada!
Lapie czasami doly, poplakuje po kątach, wszystko mnie przerasta, niedlugo bedzie rok jak zmarla moja mama....dobija mnie to ze nie moge sie jej wyplakac w rekaw, na pewno mialabym u niej wsparcie....Straszne jest to zycie, coraz czesciej mysle o tym jakby to bylo gdyby mnie nie bylo. Ukladam w myslach zycie moim dzieciom, choc to One motywuja mnie do walki. Musze wierzyc ze jeszcze bedzie dobrze....