Gabidarek
dziwi mnie to co piszesz, bo ja też byłam w podobnym stanie (tylko bez sondy) i tez byłam w państwowym szpitalu. Do mnie też nikt nie zaglądał, bo po co???? Zaglądają, jak sie coś dzieje i dzwonisz, normalnie tylko na obchodzie cię lekarze widzą, 2 razy dziennie. Po co mają latać 10 razy i więcej??? Już zrobili swoje, wycięli raka, włożyli sondę, bo widocznie jest potrzebna, teraz Darek sam musi się pozbierać. Mi kazali z rozciętym mostkiem od razu wstawać na 2 dzień, siostra moja mi pomagała, powoli z rurkami od grenów i kroplówek wstawałam, bo to pomagało dojść do siebie. Tak mi powiedzieli i tego sie trzymałam. Wymiotowałam i wstawałam, odpinałam sie od rurek na chwilę kilkanaście razy dziennie. Bo wiedziałam, ze to mi pomoże, mimo, ze tez sie dusiłam i cierpiałam. Nie ma innej metody na dojście do siebie, nie obwiniaj lekarzy, tylko pomóż mężowi, weź go pod prysznic i mów mu, że da radę....mi tak mówiła siostra i pomagało, zebrałam, ale w tym nie pomogli mi lekarze i pielęgniarki, tylko ja sama. Po 6 dniach mnie wypisali, bo z dnia na dzień było lepiej. Zmobilizuj męża do wstawania, tylko to pomoże mu dojść do siebie. Na spanie poproś pielegniarki o tabletkę, zawsze dają. Jak za słąba poproś o mocniejszą. Ja uważam, że powinniście wziąść sprawy w swoje ręce, a nie oczekiwać cudu od lekarzy, płacac czy nie, to nic nie da, oni zrobili swoje, uratowali mu życie, teraz musicie wy walczyć o dojście do formy. Zamiast narzekać znajdź siły i pomóż mężowi, niech wstanie chociaż na kilka minut parę razy dziennie, to naprawdę pomoże. Lekarze zrobili dla twojego męża najwięcej: uratowali mu życie....teraz tylko od niego zależy, jak szybko dojdzie do formy, bo duszenie i wymioty miną z czasem, póki co tak musi być. Ja w 3 miesiace od operacji wróciłam do sportu, ale jakbym tak biadoliła nad sobą to pewno do tej pory leżałabym chora w łóżku. Wiecej juz nie będę pisać w tym temacie, nie chcę do tego wszystkiego wracać. Przeczytaj to, co napisałam uważnie.