Rak tarczycy
Mam 36 lat. Problemy z moją tarczycą zaczęły się w wieku ok. 12 lat kiedy to, miał miejsce wybuch w Czarnobylu.
Natomiast rok temu zdiagnozowano u mnie raka tarczycy. Wyszło całkiem przypadkowo. Po urodzeniu drugiego dziecka postanowiłam zrobić porządek z moją tarczycą tylko dlatego, ze moja szyja była gruba. Wyniki TSH miałam w normie, FT3 i FT4 także. Był też guz, ten złośliwy guz. Na moje szczęście miał 6 mm. Jestem po wycięciu całej tarczycy i po jodzie radioaktywnym. Nie mam komórek rakowych. Na życie patrze inaczej, dostrzegam to - czego nie widziałam wcześniej.
-
cześć. Mam 31 lat a właściwie 32 bo za chwilę mam urodziny :-) A na urodziny taki oto prezent od losu. Zdecydowałam się napisać na forum. Być może moimi informacjami komuś pomogę a sama również potrzebuję pomocy :-( Jestem po operacji "wyrzucenia" całej tarczycy. Dosłownie tydzień po operacji :-) Byłam operowana w Wieliszewie 7 października tego roku. |A wszystko oczywiście zaczęło się od usg w czasie ciąży w zeszłym roku w lutym. Wyszły guzki. Ale jak to w ciąży i zaraz po. Nie nie można było zrobić. Potem biopsja tego roku w lipcu. Diagnoza - podejrzenie raka pęcherzykowatego. W szpitalu leżałam 6 dni, ale tylko po to aby dostać wynik histpat. Wapno unormowało się po trzech dniach. Z wyniku hist-pat wynika, że w jednym płacie był rak brodawkowaty o odmianie pęcherzykowej - wielkość 14 mm. Guz nacieka torebkę tarczycy i nieznacznie ją przekracza zajmując płytko tkanki okołotarczycowe - cokolwiek to oznacza. W drugim płacie klasyk brodawkowaty 4 mm z naciekaniem torebki ale bez jej przekraczania. Okoliczny węzeł chłonny wycięty chyba na zasadzie sprawdzenia czysty. Wspomnę że moja tarczyca była mała tzw. zanikająca jak określiła ją Pani endokrynolog. Więc taki guzek 14mm to już dla mnie spora zmiana. Sama operacja bez problemów. Dochodzenie po niej do siebie również. Blizna niewielka, odrobinę ciągnie ale do wytrzymania. Wygląda nawet estetycznie gdyby nie opuchlizna. Gardło już prawie nie boli, choć trzy dni po operacji to jak stan w niezłej anginie. Opieka pielęgniarska super. Lekarz zabiegany ale w rezultacie nie można powiedzieć złego słowa. Jestem od wczoraj w domu i czuję się dobrze. Może oprócz mega dołłłłłłłaaaaaaaaaaa w którym się zakopałam po informacji od lekarza, że jest to jednak nowotwór złośliwy (bo chyba on sam do końca wierzył, że nie będzie aż takiej diagnozy po wycięciu). Dalej dostałam skierowanie do CO w Wawie na Ursynowie. Mam już konkretny termin konsultacji. Przyszły tydzień we wtorek 20.10 do Pani endokrynolog onkolog. Na wypisie mam napisane, że dalsze leczenie jodem więc zapewne o tym będzie rozmawiała ze mną lekarka Z CO w Wawie. Nie wiem ile czeka się na leczenie radiojodem w CO na Ursynowie. Może ktoś jest na czasie z tym tematem i podpowie mi, abym w końcu zaczęła się uspokajać a nie jeszcze bardziej nakręcać. Bardzo przeraziła mnie ta diagnoza. To jak cios w głowę. Tak bardzo chciałam wierzyć, że po wycięciu tarczycy wszystko będzie dobrze. Ale niestety. Mam w domu roczną córeczkę którą kocham nad życie. Długo się o nią z mężem staraliśmy. Nigdy nie zostawiłam jej nawet na jeden dzień. A teraz musiałam przeżyć cały tydzień bez niej :-( A już to leczenie jodem całkiem mnie przeraża. Będę musiała się z nią rozstać na dłużej bez możliwości spotkania. Wiem że powinnam w tej chwili myśleć o sobie ale nie potrafię. Ta diagnoza bardzo przeraziła moją rodzinę. Tylko mąż jeszcze trzeźwo się trzyma i podnosi mnie na duchu. Cała reszta wprawia mnie w zakłopotanie. Wszyscy nienaturalnie się do mnie odnoszą. Męczy mnie to. Chciałabym móc się wykrzyczeć, wypłakać, wyrzucić z siebie emocje i i iść do przodu. Niestety nie mogę tego zrobić bo jest u mnie mama która pomaga mi przy córce abym jeszcze przez chwilę nie dźwigała. Ona również nagle zaczęła mnie traktować jak jajko. Mam tego dość. Chodzę struta i prawie się do niej nie odzywam aby nie zacząć tego tematu. Bo ona od razu zaczyna przekonywać mnie jak to wszystko będzie dobrze. A ja jeszcze nie zdążyłam nauczyć się w to wierzyć :-( Wiem to głupie ale chyba musi minąć trochę czasu abym przestawiła swoje myślenie na inny tor. Wiem że muszę myśleć pozytywnie ale jeszcze nie umiem. Muszę swoje wypłakać i może wtedy do walki. Wiem, że to nie jest wyrok ale myślę, że każdy z Was w pierwszej chwili przeszedł taki okres "płaczków" jak ja.
Jeśli jest tu ktoś kto tak jak ja będzie się dalej leczył na ursynowie proszę o info. Jak "to dalej jest" bez tarczycy i z tym jodowaniem. Wiem o tabletkach bo brałam je 3 lata z powodu niedoczynności i na tym moja wiedza się kończy :-(
Pozdrawiam
Kasia
-
cześć. Mam 31 lat a właściwie 32 bo za chwilę mam urodziny :-) A na urodziny taki oto prezent od losu. Zdecydowałam się napisać na forum. Być może moimi informacjami komuś pomogę a sama również potrzebuję pomocy :-( Jestem po operacji "wyrzucenia" całej tarczycy. Dosłownie tydzień po operacji :-) Byłam operowana w Wieliszewie 7 października tego roku. |A wszystko oczywiście zaczęło się od usg w czasie ciąży w zeszłym roku w lutym. Wyszły guzki. Ale jak to w ciąży i zaraz po. Nie nie można było zrobić. Potem biopsja tego roku w lipcu. Diagnoza - podejrzenie raka pęcherzykowatego. W szpitalu leżałam 6 dni, ale tylko po to aby dostać wynik histpat. Wapno unormowało się po trzech dniach. Z wyniku hist-pat wynika, że w jednym płacie był rak brodawkowaty o odmianie pęcherzykowej - wielkość 14 mm. Guz nacieka torebkę tarczycy i nieznacznie ją przekracza zajmując płytko tkanki okołotarczycowe - cokolwiek to oznacza. W drugim płacie klasyk brodawkowaty 4 mm z naciekaniem torebki ale bez jej przekraczania. Okoliczny węzeł chłonny wycięty chyba na zasadzie sprawdzenia czysty. Wspomnę że moja tarczyca była mała tzw. zanikająca jak określiła ją Pani endokrynolog. Więc taki guzek 14mm to już dla mnie spora zmiana. Sama operacja bez problemów. Dochodzenie po niej do siebie również. Blizna niewielka, odrobinę ciągnie ale do wytrzymania. Wygląda nawet estetycznie gdyby nie opuchlizna. Gardło już prawie nie boli, choć trzy dni po operacji to jak stan w niezłej anginie. Opieka pielęgniarska super. Lekarz zabiegany ale w rezultacie nie można powiedzieć złego słowa. Jestem od wczoraj w domu i czuję się dobrze. Może oprócz mega dołłłłłłłaaaaaaaaaaa w którym się zakopałam po informacji od lekarza, że jest to jednak nowotwór złośliwy (bo chyba on sam do końca wierzył, że nie będzie aż takiej diagnozy po wycięciu). Dalej dostałam skierowanie do CO w Wawie na Ursynowie. Mam już konkretny termin konsultacji. Przyszły tydzień we wtorek 20.10 do Pani endokrynolog onkolog. Na wypisie mam napisane, że dalsze leczenie jodem więc zapewne o tym będzie rozmawiała ze mną lekarka Z CO w Wawie. Nie wiem ile czeka się na leczenie radiojodem w CO na Ursynowie. Może ktoś jest na czasie z tym tematem i podpowie mi, abym w końcu zaczęła się uspokajać a nie jeszcze bardziej nakręcać. Bardzo przeraziła mnie ta diagnoza. To jak cios w głowę. Tak bardzo chciałam wierzyć, że po wycięciu tarczycy wszystko będzie dobrze. Ale niestety. Mam w domu roczną córeczkę którą kocham nad życie. Długo się o nią z mężem staraliśmy. Nigdy nie zostawiłam jej nawet na jeden dzień. A teraz musiałam przeżyć cały tydzień bez niej :-( A już to leczenie jodem całkiem mnie przeraża. Będę musiała się z nią rozstać na dłużej bez możliwości spotkania. Wiem że powinnam w tej chwili myśleć o sobie ale nie potrafię. Ta diagnoza bardzo przeraziła moją rodzinę. Tylko mąż jeszcze trzeźwo się trzyma i podnosi mnie na duchu. Cała reszta wprawia mnie w zakłopotanie. Wszyscy nienaturalnie się do mnie odnoszą. Męczy mnie to. Chciałabym móc się wykrzyczeć, wypłakać, wyrzucić z siebie emocje i i iść do przodu. Niestety nie mogę tego zrobić bo jest u mnie mama która pomaga mi przy córce abym jeszcze przez chwilę nie dźwigała. Ona również nagle zaczęła mnie traktować jak jajko. Mam tego dość. Chodzę struta i prawie się do niej nie odzywam aby nie zacząć tego tematu. Bo ona od razu zaczyna przekonywać mnie jak to wszystko będzie dobrze. A ja jeszcze nie zdążyłam nauczyć się w to wierzyć :-( Wiem to głupie ale chyba musi minąć trochę czasu abym przestawiła swoje myślenie na inny tor. Wiem że muszę myśleć pozytywnie ale jeszcze nie umiem. Muszę swoje wypłakać i może wtedy do walki. Wiem, że to nie jest wyrok ale myślę, że każdy z Was w pierwszej chwili przeszedł taki okres "płaczków" jak ja.
Jeśli jest tu ktoś kto tak jak ja będzie się dalej leczył na ursynowie proszę o info. Jak "to dalej jest" bez tarczycy i z tym jodowaniem. Wiem o tabletkach bo brałam je 3 lata z powodu niedoczynności i na tym moja wiedza się kończy :-(
Pozdrawiam
Kasia
-
Za mną pierwszy dzień badań i już jestem promieniotwórcza. Trochę się boje dalszych badań, bo w USG wyszedł mi duży węzeł chłonny. Byłam przeziębiona, ale lekarka mi powiedziała, że ten węzeł jest zbyt duży jak na po przeziębieniowy.
-
Dzięki, właśnie zamówiłam :-)
-
http://allegro.pl/-etui-wodoodporne-pokrowiec-wodoodporny-telefon-i5672421948.html#thumb/1
-
Gatta podaj proszę jakiegoś linka jak to wygląda. Tez o tym myślałam ale widziałam tylko strasznie drogie etui.
-
Ja jeszcze jodu nie miałam ale będę kupować etui wodoodporne ono jest zasuwane na suwak na allegro są już od 6 zł wiem że dostępne były też w realu.
-
Malwqa
Możesz mieć telefon i ładowarkę owin sobie folią spożywczą :-)można tez mieć etui z folią na szybce potem odklejasz i wyrzucasz :-)
-
Dla mnie tez najwazniejsze jest aby wycieli mi tego dziada,bo zyc ze swiadomoscia ,ze nosisz go w sobie jest okropne.A co do tycia..no coz.Kazda z nas chcialaby byc szczupla ale wiem ,ze zdrowie jest wazniejsze od kilku dodatkowych kilogramow.Mysle ze do roku czasu moze byc roznie,ale gdy juz organizm oswoi sie z nowa sytuacja to i waga jakos sie unormuje.Mam taka nadzieje,bo z osob ktore poznalam ,wszystkie tak mowily i wszystkie z nich wygladaja i czuja sie swietnie.
-
Dziewczyny po jodzie . Wiem ze można mieć na dużym jodzie telefon . Czy w szpitalu dostane jakiś worek na ten telefon czy musze organizować sobie we własnym zakresie ? I jak z ładowarką ?