Rak tarczycy
Mam 36 lat. Problemy z moją tarczycą zaczęły się w wieku ok. 12 lat kiedy to, miał miejsce wybuch w Czarnobylu.
Natomiast rok temu zdiagnozowano u mnie raka tarczycy. Wyszło całkiem przypadkowo. Po urodzeniu drugiego dziecka postanowiłam zrobić porządek z moją tarczycą tylko dlatego, ze moja szyja była gruba. Wyniki TSH miałam w normie, FT3 i FT4 także. Był też guz, ten złośliwy guz. Na moje szczęście miał 6 mm. Jestem po wycięciu całej tarczycy i po jodzie radioaktywnym. Nie mam komórek rakowych. Na życie patrze inaczej, dostrzegam to - czego nie widziałam wcześniej.
-
kasiula17
Czuje jakbym przeczytala kilka slow o sobie samej.Ja tez zawsze bylam silna,zawsze sama z zyciem sobie radzilam.Nie chce byc traktowana jak chora,nie lubie uzalac sie nad soba.Jak jest mi zle placze po nocach i tyle.Nocami pisze pamietnik dla mojego synka,bo gdyby kiedykolwiek mnie zabraklo,chce aby wiedzial odemnie jak bardzo jest dla mnie wazny i jak bardzo go kocham.Jenak marze aby nigdy go nie przeczytal a jezeli juz mam nadzieje przeczytamy go razem jak juz bedzie dorosly.Wczesniej nigdy nie wyobrazalam sobie nawet jak milosc matki jest silna,kocham go nad zycie bo jest moim calym zyciem.Wiadomo nie od dzis rak jest rakiem,i chociaz nasz jak mowia jest najlepszy z najgorszych,to nadal rak.Ale staram sie o tym nie myslec,bardziej wmowilam sobie ze to choroba tarczycy,boje sie nazywac jej po imieniu.Strach niestety juz bedzie nieodlacznym elementem naszego zycia.Jakos trzeba bedzie nauczyc sie z tym zyc!Co do operacji ,raczej nie chcialabym aby moj Alex ogladal mnie w takim stanie,zostanie z babcia w domu bo jak ja mu wytlumacze ze nie moge go wziasc na rece czy podniesc,to taka moja przylepka i boje sie ze bylby to szok dla niego i jeszcze gdyby musial wracac do domu bez mamy..no nie moge sobie tego wyobrazic narazie.Moze zmienie zdanie,gdy bede juz po operacji.Jak wszystko bedzie dobrze to 48 h po operacji wroce do domu.
-
Kasiula
Ty masz prawo ryczec ,krzyczeć i zrób to ,to pomaga.Ja też wylam,chociaż robilam to gdy syn nie widział.Dla mnie rak też oznaczał koniec.Nie można udawać, że nic się nie stało, ale z drugiej strony nie spotkałam nikogo kto by umarł na ten typ raka i to daje mi wielkiego kopa :-) czego i Tobie życzę.No i to forum lepsze od rozmowy z psychologiem :P
-
kasiula17
Jeśli masz wizytę 20 października, to zapewne trafisz do mojej Pani dr. ;) Tylko przygotuj się na mega kolejkę. ;) Wiem że jest Ci teraz ciężko. Na początku trudno ogarnąć ten temat. Jednak jedyne co nam pozostaje, to pozytywne nastawienie. ;) Będzie dobrze i innej opcji nie przyjmujemy. ;)
-
anka50 rozumiem, że boisz się o dziecko. Wiem, że kochasz nad życie. Wiem też że moja mama czuje to samo ale ja po porostu nie mam siły pocieszać wszystkich wokół, gdy sama nie umiem się pocieszyć. Widzę że chciałaby usłyszeć ode mnie, że to nic, dam radę i nie ma się czym przejmować. Ale ten etap jeszcze nie teraz. Muszę to przetrawić, wykrzyczeć (choć po operacji nie mogę podnosić głosu :-)), wypłakać i może wtedy spojrzę trzeźwo na sytuację.
pozdrawiam Cię mocno
Kasia
-
aneta31 dokładnie rozumiem o czym piszesz. Faktycznie jesteśmy w niemal identycznej sytuacji. Jedyne na co mnie stać w tej chwili to pocieszyć cię że operacja to na prawdę nic strasznego. Teraz kiedy jestem już w domu wiem że najgorsze w tym wszystkim było zostawienie córki w domu na tydzień. Niby była z tatą i codziennie ją widziałam, bo mimo wszystko, że Szpital Onkologiczny nie jest dla dzieci zawsze na chwilę gdzieś do mnie wpadali. To trzymało mnie na duchu. Teraz jak pomyślę o tym jodowaniu i kwarantannie to aż mnie w gardle ściska :-( Sama operacja może nie jest łatwa ale ja na prawdę dobrze zniosłam ten etap. Jestem 7 dni po operacji i fizycznie czuję się nieźle. Gardło już prawie nie boli, szyja tylko troszkę ciągnie, rana na prawdę niewielka, samopoczucie fizycznie jeszcze bez zmian mimo braku euthyroxu który łykałam 3 lata przed operacją. Głos tylko troszkę nawala ale z tego co powiedział mi lekarz mówię całkiem nieźle a głoś może nawet trzy msc szwankować. Ale to akurat nie jest aż tak uciążliwe. W szpitalu byłam 6 dni ze względu na wapń i wynik histopat. Tu zaczęły się schody. Poznałam wynik i nie mogę sobie poradzić psychicznie. Dla mnie zawsze słowo rak oznaczało "koniec". Koniec normalnego życia. Teraz już tylko badania, wyniki, oczekiwanie, strach, radość bądź smutek. Tak to teraz ma wyglądać? Trzeba dużo siły żeby się na to przygotować. Zawsze myślałam, że jestem silna. Każdy mnie miał za taką osobę, ale teraz wiem, że tak nie jest. Jest mi mega ciężko. Czuję się tak jakbym miała zasądzony wyrok. Wiem, może to głupie i nie powinnam tak pisać, ale cóż ... Tak się właśnie w tej chwili czuję. Rodzina próbuje pocieszać, każdy ma swoje dobre słowo. Nagle wszyscy mnie kochają i życzą siły i spokoju... Wiem że kochają, ale czego nie mogą zwyczajnie dać mi chwili na zebranie się do kupy? Najgorzej jest z moją mamą. Jest teraz ze mną żeby pomagać mi przy córce bo chwilę po operacji nie wolno dźwigać.
Traktuje mnie tak nienaturalnie, że aż mi się rzygać chce. Kocham ją i wiem, że jej jest równie ciężko jak mnie, bo w końcu jestem jej dzieckiem, ale nie mam na to siły. Nie chce być teraz ofiarą losu, biedną chorą dziewczynką. Jeszcze gorzej się wtedy czuję.
Poczytałam troszkę to forum. Dobry początek do odgrzebywania się z dołka. Moja rodzina wprost przeciwnie - mam wrażenie że teraz będą robić wszystko żeby mnie pocieszać i trzymać w ryzach. A ja póki co mam ochotę wyć i krzyczeć.
Aneta31 trzymam kciuki za operacje. Dasz radę! Nie wiem czy będziesz widywać się z synkiem ale mnie te króciutkie wizyty dawały siłę aby przetrwać kolejny dzień w szpitalu.
Pisz jeśli masz jakieś pytania odnośnie operacji. Póki co tyle mogę pomóc :-)
Gorąco Cię pozdrawiam. Wszystkich pozostałych również.
Dziękuję za wsparcie. Muszę powalczyć sama ze sobą...
-
Anetka i Kasiula
Musi być dobrze, macie dla kogo żyć i tego się trzymajcie :-) Reakcje rodzin są różne.Sama jestem mamą, ktorej nastolatek ma to paskudztwo.Uwierzcie mi ,że wolałabym sama z tym się zmagać, niż ciągle myśleć, że moj syn jest chory.Waszym mamom też jest ciężko.My dużo rozmawiamy i mam nadzieję, że uda nam się zwalczyć to cholerstwo.Trzymam za Was kciuki i pozdrawiam cieplutko:-)
-
kasiula17 kilka slow do Ciebie.
we wrzesniu skonczylam 31 lat i niestety taki okrutny prezent zafundowalo mi zycie,dzien swoich urodzin zaczelam wlasnie od badan.Mam raka brodawkowatego a dokladniej dwa guzy jeden 7mm a drugi cos ok 10 mm.We wtorek czeka mnie operacja usuniecia tarczycy.Jestesmy niemal w tej samej sytuacji,tez mam synka poltora rocznego i kocham go nad zycie.Nie wyobrazam sobie ,ze bede musiala rozstac sie z nim na czas operacji a pozniej jodowania.Przeraza mnie ta mysl okropnie!!!Staram nie katowac sie myslami,choc nie jest to proste.Boje sie okropnie tego nowego etapa zycia!A pozniej cale zycie kontrole,tabletki i strach przed kazda kolejna wizyta,czy oby wszystko jest dobrze.Musimy nauczyc sie zyc na nowo,choc narazie nie mam pomyslu jak to zrobic.Mi moc do walki daje wlasnie moj synek i dobre slowa lekarzy,ktorzy uspokaja ze bedzie dobrze,ze na tego raka sie nie umiera.Rodzina nie pomaga niestety,czuje ze jest to temat tabu i nikt nie chce o tym ze mna rozmawiac.Wogole czuje ze wszyscy mysla ,ze ja sobie chyba wymyslilam ta chorobe,bo przeciez jestem zdrowa,mloda i ogolnie dobrze sie mam.No ciezko jest naprawde!!Ale pamietajmy przede wszystkim,ze mamy dla kogo zyc bo te nasze male szkraby nas potrzebuja i naprawde ,choc bardzo sie boje,wierze ze bedzie dobrze!!!!Pozdrawiam Cie mocno i wszystkich zmagajacych sie z ta choroba :)
-
Aneta31 - super, ze masz termin - operacja to podstawa -my dalysmy rade to i ty dasz :)
-
Dziewczynki ja tez mocno przytulam.... malwqa - pisz do nas z izloatki, kawka - jak pani dr mowi, ze wezel nie wydaje sie podejrzany to pewnie tak jest, wezly na serio reaguja na wszystkie zmiany w naszych cialach..... 3 mam kciuki i tez daj znac....Kasiula17 - dla kazdej z nas to mega szok... ale musisz byc silna - bo co masz robic - zalamac sie ? -wiadomo, ze to nic nie da. Ja bede miala jodowanie w CO w Wawie - tez brodawkowaty w jednym guzku, nie ma naciekow i tylko w tarczycy i mi dr powiedziala, ze najwczesniej styczen 2016 ( wczesniej mowila, ze to zalezy od tego jaki jest skubany i ze w ciezszych przypadkach najwczesniej 2 m od operacji) Wiem, ze termin styczniowy wynikal z kolejki , ale jak zapytalam czy moze byc troche pozniej to powiedziala, ze tak i dala mi 11 marca.
-
Dzis dostalam termin operacji,za tydzien we wtorek.Juz nerwy sie pojawiaja ,ale chce to miec za soba.Skoro tak bylo pisane,musze stawic czolo temu bydlakowi.Wierze ze dam rade!! trzymajcie kciuki za mnie!!