Witam, jestem tu nowa...
Nawet nie wiem od czego zacząć. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że mój chłopak ma guzka na tarczycy wielkości 6mm. Od miesiąca bardzo źle się czuł, schudł 8 kg ( a to postawny chłop, 2 metry i 100 kg... zawsze aktywny ... oficer policji) miał uciski w klatce i duszności - myślałam, że to nerwica. Od roku miał guzka na tarczycy, ale lekarz mówił, że to niegroźne, ostatnio zrobił biopsję, i lekarz powiedział mu, że ma złośliwego guza na tarczycy, jakiegoś ziarnistego ( te są podobno najgorsze ale nic nie mogę znaleść w necie o tym). Nie rozmawiał długo z lekarzem bo w tym dniu dowiedział się także o śmierci babci, która go wychowywała i z rodziny nie pozostał mu nikt oprócz mnie. Jutro pogrzeb, On śpi na lekach uspokajających a ja wertuję internet pełna nadziei. Jutro także o 17:00 ma tomograf z kontrastem, czy nie ma przerzutów. Nie mogę się z nim dogadać i nie chce wyciągać na siłę tego co mówił lekarz, bo informacja o babci go dobiła. Z tego co wiem to lekarz zaproponował chemioterapie czy radioterapie, a On odmówił ( nigdy nie chciał się leczyć, ale obiecał, że dla mnie sie tego podejmię). Znamy się dopiero miesiąc, ale już planowaliśmy slub bo tak bardzo się kochamy. A tu takie widomości przyniosło nam życie. Chyba czeka nas ciężka przeprawa, ale jestem pełna nadziei, że się uda. Moje pytanie brzmi: czy można leczenie zacząć od jakiejkolwiek chemioterapii czy też radioterapii skoro nie było operacji? Lekarz powiedział Mu, że bez leczenia zostało mu 3- 6 miesiąca życia. Mój chłopak twierdzi, że powiedział tak, by go zmobilizować do leczenia, ale nie wiem. Bo jak można orzekać ile komu zostało życia, nawet nie wiedząc czy są przerzuty? I czy w ogóle ktokolwiek z Was miał taką diagnozę tylko po biopsji, że guz jest złośliwy? Czy ze złośliwych też się wychodzi? :- (((((
Bardzo się cieszę, że znalazłam to forum, bo jest tu bardzo wiele pozytywnych informacji, za co bardzo Wam dziękuję. Za to, że jesteście. Pozdrawiam ciepło.