Rak pęcherza moczowego

15 lat temu
Walczę z nim już 8 lat,po pięciu latach walki okazało się, że są nacieki i jedyne wyjście to usunięcie pęcherza i wszystkiego co jest w pobliżu. Decyzja musiała być podjęta błyskawicznie. Oczywiście zdecydowałam się na tak skomplikowaną operację. Od trzech lat mam pęcherz zrobiony z jelita, początki były trudne, ale już jest ok. Myślę, że przerzutów nie będzie, wierzę w to bardzo mocno. Pozdrawiam wszystkich chorych i zdrowych, życzę wytrwałości i wiary w siebie:))
11542 odpowiedzi:
  • 10 lat temu
    Witajcie dziewczyny! Wszystko to o czym pisałyście stopniowo mówiłam mojemu mężowi.Ze jest nam potrzebny,że musi żyć dla nas.Staram się nie okazywać strachu,jestem twardo stąpającą po ziemi no,przynajmniej tak mi się wydaje.No i to nie tak,że on w ogóle nie chce się leczyć.Otóż wczoraj popłakał się wieczorem kiedy zaczęłam temat...Powiedział,że po prostu teraz nie może iść do szpitala ze względów finansowych.Mamy naprawdę ciężką sytuację(jak juz wspominałam we wcześniejszych postach i nie może znależć stałej pracy,pracuje dorywczo).Jak już "zmiękł" to go przekonałam ,że pojedziemy we wtorek.Zobaczymy,co lekarz powie,czy to sprawa pilna...I takim to sposobem udało się! pojedziemy!!! Dziękuję Kobietki,że jesteście ze mną! Potrzebuję was!
  • Iwona moja tesciowa tez nie chciała słyszeć o leczeniu i o operacji nie było mowy moja szwagierka powiedziała wprost że albo pojedzie na leczenie albo wsadzimy ją siłą do auta no i co dziennie mówiliśmy jej że ma dla kogo życ że ma dzieci i wnuki najstarszy niedług bedzie mieć 18 średnia wnusia pójdzie do komuni i ma jeszcze 2letnią wnusie od nas powiedziałam jej że tak bardzo chciała iśc z małą na spacer ale nigdy nie miała siły pora to zmienić bedzie dobrze musisz go przekonać moja tesciowa w grudniu już sikała krwia i to było ostatni dzwonek trzymam kciuki daj znac czy go przekonałaś
  • 10 lat temu
    Iwona 73, to skrajnie nieodpowiedzialne... ale tak działa chyba strach. Czy taka faktycznie jest wola Twojego męża, by się nie leczyć? To przecież nie jest grypa, to RAK! Musi sobie to uświadomić, i koneicznie musi wiedzieć jakie są konsekwencje takiej decyzji.... Lekarz nam kiedyś powiedział, że kiedy rak pęcherza daje objawy, często jest już za późno... A objawy to sikanie krwią (dosłownie powiedział - krwawe popłuczyny!) w wielkim bólu, zatrzymanie lub nietrzymanie moczu... Pasuje mu to, spytaj? Trzeba czasem być brutalnym i stawiać człowieka do pionu... Mój mąż mówi, że mógłby nawet porozmawiać, ale Twój mąż musi tego chcieć. Nie wiem, może jakoś zmuś go do poczytania informacji na temat choroby? Zacytuj np. to: www.pulsmedycyny.pl/2577730,25412,leczenie-paliatywne-nowotworow-ukladu-moczowego - tam jest sporo informacji o tym co się dzieje w późnych stadiach nowotworu. Swoją drogą, bardzo Ci współczuje, jesteś dzielna. Mężowi też, ale musisz na niego wpłynąć, nie ma innego wyjścia. Gzie mieszkasz, może warto sięgnąć po pomoc psychoonkologa?
  • iwona73 trzeba go jakoś przekonać przecież nie jest dzieckiem i nie powinien sprawiać więcej kłopotu niż macie. Wiem, że mężczyźni to gorzej jak dzieci. Jest chłopem czy nie?? Zachowuje się gorzej jak dzieciak. Mam nadzieję, że uda Ci się go przekonać i pokaże , że jest rozsądny.
  • 10 lat temu
    cześć:) Oto wieści ode mnie na dziś...Mąż nie chce jechać do szpitala a ma termin na wtorek ,aby ustalić termin przyjęcia do szpitala:(,Załamana jestem!!!!Ani prośbą,ani grozbą.... Co mam robić?
  • Dzięki dziewczyny za miłe słowa, staram się jak mogę i jeśli pomagają moje wpisy to bardzo się cieszę:)) Gaja, to mogą być skrzepy po TURB, ale na wszelki wypadek bym się skonsultowała z lekarzem, będziesz spokojniejsza jak potwierdzi nasze przypuszczenia:). Beata uwielbiam pierogi ruskie:)) daj trochę , dla męża też wystarczy:)) Pozdrawiam Was :)
  • 10 lat temu
    Gaja, ja na przykład to jestem "PANIKARA" i dla świętego spokoju bym do lekarza poszła (a dokładniej biegiem poleciała ha ha ha). Mój tata po tych zabiegach w szpitalu to tylko kilka dni miał jeszcze inny kolor moczu ale już bez skrzepów.Lepiej niech lekarz Ci to powie ,że tak może jeszcze być, wiadomo każdy przypadek jest inny. A ja już się szykuję do szpitala , do męża.Moja mama mu pierożki "ruskie" zrobiła , jakie pysze mówię Wam!!!Muszę Go trochę odżywić, bo to szpitalne jedzenie...już przez tydzień trochę schudł, przez tę gorączkę! To pozdrawiam na razie, wieczorem pewnie tu zajrzę!!!jak zwykle zresztą!
  • 10 lat temu
    [edit] znów podwójnie się wysyła...
  • 10 lat temu
    Kochani, witam was wszystkich serdecznie! Iwona 73, my też rok temu dowiedzieliśmy się o chorobie, początki były trudne, prawie takie jak u was. Ale pamiętaj, że informacja o takiej diagnozie to zawsze jest szok i musi minąć trochę czasu, aby człowiek się z nią oswoił, rodzina również. Potrwa to jakiś czas i możecie mieć huśtawkę nastrojów, od łez i chwil załamania po nadzieję i krztę optymizmu – właśnie, i tych ostatnich trzeba się trzymać. Rok temu powiedziałam sobie, że muszę po prostu zaufać życiu, a strach jest szalenie destrukcyjny, paraliżuje wolę i przeszkadza w walce. Jak tylko to sobie uświadomiłam, zaczęłam tę myśl pielęgnować – u siebie i męża, pomogło. To forum i ludzie stali się nieocenioną pomocą. Trudne chwilę przychodzą często, ale trzeba walczyć, bo wszyscy mamy dla kogo żyć. Wielu z bywalców forum są po operacji radykalnej i cieszą się życiem, niektórzy tak jak my przechodzą drogę związaną z usuwaniem guzów – TURbT i wlewkami BCG. Są to często zabiegi wielokrotne, na jednym żadko się kończy, chyba że ktoś ma szczęście i guż jest mały, o niskim stopniu złośliwości i nie odrasta. Ale raczysko niestety jest podstępne. Co do trudności życiowych, to smutne, że czasem gorzko życie doświadcza – BEATA41, Gunia, g.k – przesyłam moc pozytywnego myślenia i nadziei. Raz po raz przekonuję się, że kobiety są bardzo silne i potrafią czasem na swych barkach udźwignąć to, pod czym niejeden chłop by się załamał... a więc głowa do góry! Wiecie, ostatnio mam wrażenie, że rak to już jest jak grypa, w sensie upowszechnienia – jest wszędzie. Mój Ukochany choruje od roku, jego najstarsza córka przeszła raka 3 lata temu i jest dobrze, moja bliska przyjaciółka miała operację 2 miesiące temu i też jest OK, a teraz z kolei ojciec innej przyjaciółki dowiedział się o strasznej diagnozie, niestety chyba stracili sporo czasu... Staram się jakoś ich wszystkich wspierać, przynajmniej informacyjnie – bo to potrafię najlepiej. No i trzymamy się, wszyscy się nawzajem wspieramy. Trzeba walczyć i żyć, czego wam wszytkim kochani życzę. Czarownica44, dobry duszku forum – jeszcze raz dziękuję, jesteś dla nas wszystkich dużym wsparciem. Stawiam Cię mężowi za przykład, no, może poza kwestią palenia, wiesz  A’propos, zastanawiam się, czy niecałe 2 tyg. po TURbT sporadyczny krwiomocz i skrzepy to jeszcze norma, czy już musimy udać się do szpitala... bo mąż trochę panikuje, ale wg mnie tak jeszcze może być, zwłaszcza, że miał bakterię i antybiotyk. Serdecznie pozdrawiam, Gaja
  • 10 lat temu
    Beata41,czarownica44 to prawda że forum pomaga. Ja przez pewien czas byłam nie aktywna ale śledzac forum czulam się jak w gronie przyjaciół. Ja też zadaje sobie pytanie dlaczego to spotkało moją mame . Mam jeszcze niepełnosprawna siostrę dla której mama to cały świat, to będzie dramat jak jej zabraknie. Staram się organizowac jej czas na tyle ile dam radę ale nie jest łatwo, pracuje i sama mam swoją rodzinę i dom na głowie. Mama juz prawie trzy tygodnie w szpitalu i na razie nie wiadomo kiedy wyjdzie. Jutro jadę do niej , do szpitala mam 120 km. Byłam ostatnio w środę, niestety przez pracę nie mogę częściej bywać w szpitalu. Więc nie jest mi łatwo i tata załamał się na maksa , więc i jeszcze jego mam na głowie. Ale dam radę , jestem silna i taki raczek nieboraczek nie wygra z nami. Do boju Mamo, razem nie dajmy się pokonać.


Zaloguj się lub Zarejestruj, żeby odpowiedzieć lub dodać nowy temat