Rak pęcherza moczowego
Walczę z nim już 8 lat,po pięciu latach walki okazało się, że są nacieki i jedyne wyjście to usunięcie pęcherza i wszystkiego co jest w pobliżu. Decyzja musiała być podjęta błyskawicznie. Oczywiście zdecydowałam się na tak skomplikowaną operację. Od trzech lat mam pęcherz zrobiony z jelita, początki były trudne, ale już jest ok. Myślę, że przerzutów nie będzie, wierzę w to bardzo mocno.
Pozdrawiam wszystkich chorych i zdrowych, życzę wytrwałości i wiary w siebie:))
-
Dziekuje Janku, wiem ze mi dobrze zyczysz, gdyby dalo sie cos jeszcze zrobic z pewnoscia bys pomogl lub chociaz poradzil. Nie badz przerazony...bo racjonalnie myslac wiesz, ze nie wszystkim sie udaje. Moj maz za pozno zglosil sie do lekarza, nowotwor juz naciekal i byl bardzo duzy. Od razu podjeli decyzje , ze operacja nie wchodzi w gre. Zaczeli leczyc paliatywnie , podali chemie ...ale jak to nazwal docent " slabizne" ...tylko taxol. Jednak nowotwor rosl bo az zamknal swiatlo jelita grubego poprzez naciekanie ...! Ten rak jest uleczalny, ale nie nalezy ( moim zdaniem) odwlekac operacji radykalnej. Kilku lekarzy mi powiedzialo, ze w przypadku zaawansowanego guza lub mocno zlosliwego radykalna to wyleczenie, rezygnacja z niej to wyrok.
-
Eliee, jestem z innego forum. Przypadkiem natknęłam się na Twoje wpisy.Naturalnie - szczerze współczuję.To smutne i przerażające.Swego czasu mój tata chory na białaczkę do końca swoich dni wierzył, że mu się uda....przepraszał mnie, że nie będzie go na urodzinach mojego rocznego synka ale, ze jak wyzdrowieje to migusiem nas odwiedzi..do dziś to pamiętam a jego stan był bardzo już kiepski.Dzień przed śmiercią naprawił u nas zegar a przyjechał do nas rowerem bo uwielbiał rower latem a zimą narty. Chciałam Tobie powiedzieć jedno: to jak piszesz o swoim mężu jest piekne.Tobie będzie niewymownie źle bez niego ale to co was łączyło za życia jest unikatowe.Tyle wokół rozwodów i rozstań a Wy byliście tak długo ze sobą....Piszę to bo ja z moim mężem niedługo będziemy obchodzić 24 rocznicę ślubu a znamy się ponad 26 lat. Miłość która Was połączyła to jest coś do czego będziesz wracać nieraz myślami bo to było piękne a wspomnienia to coś czego nikt nigdy Tobie nie odbierze. Szczerze współczuję i z całych sił dodaję otuchy i odwagi bo będziesz tego potrzebować. Kaa z portalu rak szyjki macicy <3
-
Eliee. Proszę przyjmij wyrazy współczucia.. Trzy razy przeczytałem Twoje posty i mam pustkę w głowie. Jak zawsze gdy ktoś odchodzi na tym forum. Jestem niewymownie smutny i przerażony. Łącze się w żalu. Niech ziemia Jemu lekką będzie.... [*][*][*][*]
-
Eliee. Proszę przyjmij wyrazy współczucia.. Trzy razy przeczytałem Twoje posty i mam pustkę w głowie. Jak zawsze gdy ktoś odchodzi na tym forum. Jestem niewymownie smutny i przerażony. Łącze się w żalu. Niech ziemia Jemu lekką będzie.... [*][*][*][*]
-
Eliee
Wszystko jest wpisane w nasze życie,chwile dobre i złe i te najgorsze. Te najgorsze powinny być jak najpózniej.
Szkoda, żal i brak słów.
Wyrazy współczucia- trzymaj się.
-
Eliee ,jeżeli będziesz miała ochotę popłakać to możesz do mnie dzwonić.Popłaczemy razem i nie musimy nawet nic mówic. Myślami jestem z Tobą.Jesteś Wielka .
-
Dziekuje sierotko za wsparcie. Ciagle przypominaja mi sie fajne, wspolnie spedzone chwile.Pamietam mocno zasniezona Szklarska Porebe, synowi akurat wypadaly mleczaki, tak smiesznie wychodzil na zdjeciach. Gospodarze willi , w ktorej mieszkalismy zorganizowali kulig...przez ten snieg i przez las. Wszyscy cieszylismy sie, mielismy zarozowione policzki ...bylo tak pieknie.To sa takie chwile , ktore nazywa sie szczesciem...tylko do licha przezywajac to nie jestesmy tego swiadomi - teraz to postrzegam prawidlowo, ale teraz nie mozna juz tego powtorzyc w tym samym gronie. Czlowiek ma przewrotna nature .
-
Eliee przyjmij wyrazy współczucia .Smutna ,strasznie smutna chwila.
Trzymaj się mocno.
Pozdrawiam
-
Dziekuje Kama58, nie jest mi latwo bo ja sobie zycia bez niego nie wyobrazam , aczkolwiek wiem, ze to kiedys minie. <3
-
Dziekuje Bolku, dziekuje Henryku. Pogrzeb odbedzie sie we wtorek. Moj maz spocznie w grobowcu rodzinnym obok swojej mamy i taty. Niestety z ich dzieci...jest pierwszy.To moj syn zajal sie organizacja...ja tylko place. Ciagle mysle, ze maz jest w szpitalu i zyje. Niczego nie zmieniam, niczego nie sprzatam. Tak jakby mial wrocic. Podobno w kulturze katolickiej zaloba trwa rok.../ dzisiaj siostra w Kosciele powiedziala niby frazes, ze bedzie sie modlic za meza i za mnie...poplakalam sie. Na pytanie czego bym chciala odpowiadam: aby ozyl i wrocil. Lubilam sie nim opiekowac, spelniac jego prosby, dawac nadzieje. A on dawal mi oparcie psychiczne. Teraz siedze w domu i rozmyslam, wspominam, cierpie, ze to juz nigdy nie wroci. Boje sie tez zyc...bo juz moge liczyc tylko na siebie. Nikt za mna w przyslowiowy ogien nie skoczy.Jeszcze w takiej sytuacji nigdy nie bylam, ale musze sie z czasem nauczyc...