Kochani, postanowilam napisac na forum, poniewaz martwi mnie to, ze ono jakby zamarlo. Nie odzywacie sie, nie piszecie o chorobie ani o rzeczach z nia nie zwiazanych. Wydedukowalam, ze moze informacja o smierci mojego meza spowodowala taki stan rzeczy, ze moze zaczelismy sie bac o siebie czy o bliskich, ktorzy maja ten rodzaj nowotworu. prosze, niech to forum ozyje. Czuje sie winna , ze napisalam ...ale posluchalam czlowieka , ktorego juz uwazam za osobe mi bliska, a znacie go stad wszyscy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kazdy przypadek jest inny. Nas wprowadzil do szpitala onkologicznego na Ursynowie profesor, ktory natychmiast wykonalby operacje gdyby etap choroby na to pozwalal-wierze w to , ale i tak pojde jeszcze z nim porozmawiac. Poza tym o operacji decyduje konsylium, a nie jeden czlowiek. Inny lekarz z Ursynowa powiedzial mi 5 stycznia: jesli nie robimy operacji to dlatego, ze my mamy leczyc, a nie zabijac. Przez przypadek odkryto w marcu, ze maz ma zniszczone nerki. Juz wtedy mogl umrzec.Za chwile dowiedzial sie, ze praktycznie ma niedrozne jelito grube.Lekarze mysleli, ze on ma raka jelita grubego.Na moje pytanie o rokowania w szpitalu na Wolskiej lekarz odezwal sie dopiero gdy zeszlam do okresu ( zycia) pol roku-mniej ( przelom marca-kwietnia). Powiedzial tez, ze pierwszy raz widzi aby ktos zglosil sie do lekarza z rakiem pecherza w tak zaawansowanym stanie. Guz byl duzy i naciekal. A maz podobno powiedzial im, ze nie mial objawow. Teraz mysle , ze mial np krew interpretowal jako hemoroidy i poszedl do apteki po masc, a problemy z siusianiem zwalal na prostate. Bo moj maz to byl twardziel,samiec alfa, nigdy sie nie skarzyl.A i do lekarzy nie chodzil, bo bylo nic takiego co by uniemozliwialo mu funkcjonowanie.Drugi raz mial szanse na smierc gdy zatrzymalo sie calkowicie jelito-w sierpniu. Lekarz na Stepinskiej ( tam byl SOR) powiedzial gdy maz opuszczal szpital, ze ludzie nie przezywaja niedroznosci jelita nie majac raka , a co dopiero gdy moj maz jest pacjentem onkologiczny.Zniszczone nerki, zniszczone jelito...a na dodatek rak tak zaawansowany, ze aby komorki mogly sie dzielic musialy miec "pokarm" ...zabieraly praktycznie wszystko co maz zjadl , a nie mogl jesc duzo ze wzgledu na problemy z jelitem. I tak kolko sie zamykalo. Maz od kwietnia mial juz olbrzymia niedowage. Pozniej chemia i zabieg kolostomii...po chemi sepsa urologiczna...utrudnialy odzywienie organizmu. I tu znowu mozna powiedziec, ze niektorzy ludzie umieraja tylko z powodu takiej niedowagi-wyniszczenia organizmu, ale on sie trzymal mimo innych przypadlosci. Mysle, ze i teraz pozylby dluzej gdyby guz nie dotarl do miejsca kolostomii i ponownie nie zatkal jelita. Co sie wtedy robi ? Otoz operacje wylonienia stomii w innym miejscu /wyzej...ale moj maz byl zbyt slabym organizmem aby to moglo sie udac.Przez tydzien nie jadl, aplikowano tylko kroplowki oraz udrazniano jelito .Zaczal puchnac z powodu niedoboru bialka.Gdyby jelito sie nie zatkalo zapewne dzisiaj jeszcze by byl ze mna.Wszystko potoczylo sie niekorzystnie... A jednak zyl 10 miesiecy.Pani doktor ze szpitala na Stepinskiej powiedziala, ze to dlugo przy takiej historii Pacjenta. I wcale nie zyl w lęku o zycie ...i ja i on wierzylismy, ze w koncu da sie go wzmocnic aby do tej operacji radykalnej doszlo. Tyle tylko, ze te wszystkie perypetie z jelitami , sepsami itp daly rakowi dodatkowy czas aby mogl sie rozwijac.Doszlo zapewne do przerzutow do pluc i stad ta woda. Tez bali sie ją sciagnac bo to oba pluca , a po ostatnim zatkaniu jelita byl bardzo slaby..../ Mimo wszystko to nie jest historia do konca pesymistyczna,byl z nami 10 miesiecy-prawie rok, ale jednak ta opowiesc uczy by wykonywac profilaktyczne badania, reagowac na najmniejsze niepokojace objawy i po prostu dbac o siebie. Pozdrawiam wszystkich...eliee