Rak pęcherza moczowego
Walczę z nim już 8 lat,po pięciu latach walki okazało się, że są nacieki i jedyne wyjście to usunięcie pęcherza i wszystkiego co jest w pobliżu. Decyzja musiała być podjęta błyskawicznie. Oczywiście zdecydowałam się na tak skomplikowaną operację. Od trzech lat mam pęcherz zrobiony z jelita, początki były trudne, ale już jest ok. Myślę, że przerzutów nie będzie, wierzę w to bardzo mocno.
Pozdrawiam wszystkich chorych i zdrowych, życzę wytrwałości i wiary w siebie:))
-
Część forumowiczów oburzyła się chyba tylko dlatego, że linki do opracowań naukowych były po angielsku. Nie wiem czy mam się czuć winny z tego powodu, automatyczny tłumacz Google jest naprawdę świetny i da się wiele zrozumieć.
Układ odpornościowy sam z siebie nie poradzi sobie z rakiem. Chodzi po prostu o to, że go nie rozpoznaje lub też rak potrafi się skutecznie bronić. Nawet chemia raka w stadium przerzutów nie jest w stanie zniszczyć bo nawet jeśli na początku działa, to po czasie uzyskuje on chemiooporność. Chemia jest w pełni skuteczna (i to w niewielkim procencie) wyłącznie na mikroprzerzuty, na pojedyncze komórki raka które pływają w krwioobiegu np. po operacji.
Niewielki procent pacjentów ma raka, który przez długi czas nie uzyskuje chemiooporności i dzięki temu mogą żyć na chemii przez wiele lat.
-
Witam .Heniek całkowicie przychylam się do Twojego wpisu.Polskie realia są jakie są. Polski pacjent musi być dokładnie zorientowany w temacie. Pacjent nieświadomy ma dużo do stracenia. Właśnie moja szwagierka przy silnym , widocznym gołym okiem krwawieniu ,leczona była przez kilka miesięcy na zapalenie pęcherza. Jeżeli chodzi o chemię ,to podaje sie ją w przypadku gdy rak wyszedł poza pęcherz. Komórki raka nie widoczne jeszcze nawet w badaniach diagnostycznych ma zabić własnie chemia .To tak w dużym skrócie. Tak na koniec ,jestem jak najbardziej za naturalnym wspomaganiem organizmu , ale nigdy zamiast medycyny akademickiej. Oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania .pamietać tylko trzeba , że wrogiem jest rak ,a nie zapalenie gardła.Życzę miłego dnia i pozdrawiam serdecznie .
-
Raczej ten sam:)Gratuluję braku wznowy:))))Oby tak dalej.Dobrej nocy.
-
Własny, naturalny układ odpornościowy jest w tym wypadku za słaby aby zniszczyć komórki nowotworowe. I dlatego podaje się silne cytostatyki, które niszczą kom. rakowe a ponieważ mają wąski indeks terapeutyczny (są mało wybiórcze) to niejako "przy okazji" jako efekt uboczny hamują też czynność szpiku upośledzając własną odporność.
-
Nie rozumiem obrażalstwa o wpisy na forum:(Przecież po to ono jest ! Pozdrawiam wszystkich.Czarownica odezwij się w końcu bo zaczynamy się martwić.Misia co u Was?:)))
-
Sawusia chemię podaje się żeby zlikwidowała ewentualne komórki rakowe, które mogą spowodować przerzut
-
Moi drodzy, mnie to nurtuje takie pytanie, wspomniał o tym Henio, że chemia nie działa na raka pęcherza, a tylko na jego przerzuty. No dobrze, jeśli pęcherz został usunięty, to po co chemia?
Morpheus, nieraz najlepszym rozwiązaniem jest dla chorego oddział opieki paliatywnej, w domu nie mamy takich srodków jak na oddziale, przecież zawsze możesz być przy mamie.
Kochana Aniu co tam u Ciebie, jak czuje się mąż?
Marku, a jak Ty się czujesz, co nowego u Ciebie?
-
Morpheus, trzymaj się dzielnie.
Musisz być silny, żeby opiekować się dalej mamą. Potrzebujesz trochę odpoczynku, bo jeszcze będziesz (mam nadzieje) długo mamie potrzebny. Nawet najsilniejszy organizm mówi w końcu "stóp"!i potrzebuje regeneracji. Mamie w szpitalu nie stanie się krzywda, jest przecież pod profesjonalną opieką.
Miło się czyta, kiedy syn tak troszczy się o matkę,widać jak bardzo ją kochasz.
Moja biedna mamuśka 15lat żyje z chorobą Alzheimera, od kilku lat nie ma z nią kontaktu
Po 9 latach opieki podałam się i przenioslam do ośrodka opieki. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Dziś wiem, że słuszna. Mama ma zapewnioną całodobową opiekę, staram się ją odwiedzać parę razy w tygodniu. Trudno, tak czasem układa się życie.
-
Najważniejsze, że już tak nie boli. Mąż też brał Megalie i po kilku dniach miał super apetyt.
Doskonale wiem co czujesz. Najgorsza jest chyba myśl, że siedzisz na tykajacej bombie i wiesz, że ona w końcu wybuchnie tylko nie wiesz kiedy i w jaki sposób. Ja momentami miałam dosyć opiekowania się mężem a do tego jeszcze małymi dziećmi bez niczyjej pomocy. Dałam jednak radę i cieszę się, że mąż był do końca w domu.
Nie miej wyrzutów sumienia, że mama nie jest w domu, najważniejsze, że wie że ma w Tobie oparcie i dobrą opiekę. Nie każdy ma możliwość opieki nad chorym w domu, tym bardziej, że nie miałeś wsparcia hospicjum.
-
Witam,
Chyba udało się. Mamę boli, ale mniej. Jest kontaktowa, nawet coś tam zje, zacząłem podawać megalię. Szpital szuka dla niej miejsca na oddziale paliatywnym w większym mieście. Może nawet jutro już tam trafi.
Jakoś się trzymam. Jestem tym potwornie zmęczony, tylko osoby, które to przeszły wiedzą o czym mowa. Muszę o siebie zadbać bo boję się, że to odchoruję. Jeszcze trochę, a spaliłbym się do zera. Ten szpital był w jakimś sensie dla mnie wybawieniem chociaż chciałbym aby mama była w domu, ale nie dam rady sam się nią opiekować.