Anetta ze wszystkim z czasem człowiek się oswaja.... u nas dziś gorszy dzień.
Wojtku96- jasne, że napiszę potem.
Heńku - też tak myślę, iż ze stomią człowiek może normalnie żyć i na pewno będę tatę motywować aby w razie nawrotu go usunąć. Po świętach jedziemy do lekarza prowadzącego- może bedzie wiadomo więcej:)
Dziś mam juz bardzo dobre nastawienie, po pierwszym szoku bylo ciężko... teraz już jestem bardziej oswojona z ta myślą:)
Maba twoje posty zawsze mi pomagały, twój mąż i jego walka były i są dla mnie wciąż motywacja. Ja tez boje się tego momentu kiedy okaże się, ze nic nie da się już zrobić, ale staram się nie myśleć o tym bo i tak to nic nie zmieni i nie mam na to wpływu. Bardzo ci współczuje, zrobilas wszystko co w twojej mocy, żeby pomoc ukochanemu. Przykre jest to, ze tak młody silny facet przegrywa z tym gadem. Maba trzymaj się. W hospicjum maz będzie miał fachowa opiekę.
Witam
Aniu, Enni, Dona, dziękuję za słowa otuchy. Wiecie najlepiej przez co teraz przechodzę. Nie potrafię pogodzić się z tym wszystkim, mąż z dnia na dzień jest coraz słabszy, zjada minimalne ilości, picie wciskam na siłę. Gdyby nie kroplowki, odwodnil by się dawno. Na jutro mam ustalony termin w hospicjum, nie dam rady zajmować się mezem w domu i zapewnić mu wszechstronnej opieki. Jestem zrozpaczona, ale chyba to jedyne racjonalne wyjście. W podjęciu decyzji pomogły mi dzieci, znajomi, a przede wszystkim rozmowy z Agnieszką 76,ktora bardzo mi ostatnio tu pomaga. Przeszła rozstanie z Mamą, która ostatnie dni spędziła w hospicjum. Będę mogła nadal opiekować się mężem, ale pomogą mi inni. A bardzo tego potrzebuje... Nie chcę dolowac nowych osób, które wchodząc tu szukają nadziei. Dlatego jestem mniej aktywna, ale przecież takie jest życie, jednym się udaje wygrać z rakiem, inni niestety nie mają szans. Doskonale rozumiem Anię i Enni, że mimo wszystko wchodzą na forum i szukają wiadomości o innych, wspominają czy opisują co teraz czują. Przecież ta straszna choroba łączy nas w jakiś sposób,bez względu czy wygrywamy czy nie...
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Mój tata trafił z rakiem dobrze już wychodowanym. Decyzja była tylko jedna radykalna i usunięcie pęcherza. W pobranych węzłach był naciek. Ale chemii nie podali od razu do tej pory gdybam a co było gdyby podali zaraz po operacji.....
mój tata miał wykrytego raka ponad rok temu, zmiana miała być najslabsza... niestety po ponad roku odkryto zmianę w pecherzu in situ, nie wiemy czy była tam w chwili diagnozy ponad rok temu czy urosło przez ten czas. Czy skoro rak in situ bywa tak agresywny możliwe jest wycięcie pęcherza zapobiegawczo, aby nie było przerzutów??? Czy możliwe są przerzuty tego raka po wycięciu całego pęcherza???
Błagam o odpowiedź Was Kochani.
Diagnoza w lutym operacja po wyniku hist pat w marcu. Do sierpnia wszystko Oki a kontrolna tk we wrześniu pokazała przerzuty. Od października chemia wczoraj wziął 5 dawkę za tydzień szósta dawka. Później znowu tk i decyzja co dalej.
Anettaaa mój tato ma takiego gada jak twój. Lubi się przerzucić i to zrobił w taty przypadku...ale walczymy.