Witam się z Wami dziewczyny. Mam 33 lata i od zeszlego roku zmaga się z diagnozą raka jajnika. U mnie zaczęło się od bólu brzucha, który zdążył minąć zanim doszło do wizyty lekarskiej-1,5 miesiąca czekania na wizytę u ginekologa. Tam że względu na wielkość guza od razu dostałam skierowanie do szpitala i w następnym tygodniu byłam już po operacji. Jeszcze w szpitalu wszyscy oglądający mnie lekarze mówili, że wygląda to na zmianę łagodną. Nawet na stole operacyjnym anestezjolog śmiał się do mnie po wycięciu guza, że na jego oko zamykamy. Niestety badanie srodoperacyjne pokazalo coś innego i od razu zostałam poddana operacji radykalnej. Jak pewnie wiecie, to był dla mnie straszny szok. Później czekanie na wyniki histopatu, które potwierdziły diagnozę i pierwsza chemia Carbo plus taxol 21 grudnia. 6 cykli zakończyłam 30.04. Na kontroli w czerwcu marker i tomograf był dobry, więc teraz mam zaplanowaną wizytę w poradni onko w połowie września. Jednak w związku z bólami w kregoslupie promieniujacymi na lewą stronę idę w poniedziałek na wizytę do ginekologa onkologa z
mojego szpitala. Mam nadzieję, że nic tam się u mnie nie dzieje i zostane odwołana do rodzinnej. Pewnie jeszcze marker zrobię dla pewności.
Sama przeczytałam to forum od początku do połowy. Historie dziewczyn powodowały u mnie smutek ale i dawały siły do walki i wiarę, że może być dobrze, a nawet bardzo dobrze. Św.p. Magg, Lilcia, Nana, Raczek- nie moglam uwierzyć, że tak szybko odeszły. Lilith, nutka, wcześniej Jasia, garcia, milka, Łucja i inne dziewczyny- chociaż Wy mnie nie znacie, to Wy stalyscie mi się w pewien sposób bliskie.
Elbe, to że przypominałaś się na forum pokazując, że można żyć w spokoju po raku dużo dla mnie znaczyło, dawało nadzieję.
I na koniec Czarownico 11, Twoje wpisy były tymi, które najmocniej trzymały mnie w pionie. To, że pomagałas Bozence, ile informacji wlalas w to forum. Mysle, ze nie jedna dziewczyna taka jak ja jest Ci za to wdzięczna.
Dzięki temu forum czułam się mniej osamotniona z moja choroba. Nie wiem czy którakolwiek z Was tu jeszcze zagłada i czy trafi na mój wpis ale musiałam PODZIEKOWAC Wam za to co stworzylyscie tu na forum.
Witaj Sandra, ja wiem, że człowiek przejmuje się każdym bólem, ale pocieszę Cię, że my też przez to przechodzimy. Wszystko długo boli i ciągnie. Nasze operacje to nie Pikuś. Mamy masę zrostów, nasze ciała na nowo musiały się poukładać. Ja jestem 3 lata po operacji, a ciągle coś mnie boli. Ja mam 39 lat. Gdzie się leczysz?
Dzięki Lipka. Widzę, że zachorowała w podobnym wieku do mojego. Jestem ze Szczecina i tam się lecze. U mnie jeszcze wyszło coś z piersią na usg. Na rezonansie okazało się, że najprawdopodobniej jest to zmiana łagodna, więc w listopadzie mam się zgłosić na kontrolny rezonans. Nie wiem czy Ci to coś mówi ale odnośnie jajników chodzę na Pomorzany , a z piersią poszłam do CO na Strzalkowskiej.
U Ciebie przez te 3 lata po leczeniu jest spokój?
Elbe, jak miło, że się odezwalas:) Wow, 9 lat brzmi jak marzenie. Życzę kolejnych lat w zdrowiu:)
W poniedziałek mam wizytę u onkologia i już oczywiście o niczym innym nie myślę.
Sandra, ja mam mutację więc piersi też mam pod kontrolą i tak jak u Ciebie, mam jakąś niezidentyfikowaną zmianę. Lekarze mówią, że normalnie by ich nie niepokoiło, ale po moich przejściach trzeba dmuchać na zimne. Po leczeniu zakładam, że jest ok. Mam lekki wzrost markera, ale ponieważ jest nadal w normie lekarz, co tu dużo mówić, nic sobie z tego nie zrobił. Kolejna kontrola za rok, i TK w międzyczasie. Ja się leczę w Bydgoszczy. Boję się każdej kontroli, każdego nowego bólu, złego samopoczucia itd, ale najbardziej boję się wznowy. Staram się o tym nie myśleć, ale czasem jest to silniejsze ode mnie. Tego nie da się uniknąć.
Elbe, super Cię czytać. Pewnie tak jak większość teraz jesteś na fb 😉
Elbe, gratuluję zmian, rewolucji i życzę kolejnych sukcesików, które dają szczęście. Ja wiem, że też powinnam dokonać zmian, ale nie mam siły psychicznej. Nie ma to związku z chorobą, ale z głupim charakterem 😉 Mam w głowie długą listę rzeczy, które chciałabym zrobić, ale nie umiem się za nie zabrać, nie mam odwagi...