Hej Kochane, nie piszę, ale jestem codziennie z Wami. Czytam i przeżywam z Wami. Mama skonczyła chemię w lipcu i jakoś do konca roku będzie miała PETa. Marker w normie, krew wolno wspina się do normy, ale jeszcze trochę brakuje. Chciałam Was zapytać czy któraś z Was robiła sobie zabieg na zaćmę będąc już chorą? Pytam bo Mamie bardzo potrzebny ten zabieg, ale nie chciałabym "przedobrzyć" Czekam na wieści od Was. Piszcie Kochane co u Was. Dziewczyny wspierające Mamy jak u Was bo też dawno się nie odzywałyście?
Nana mam nadzieję, że ból będzie dużo mniejszy i trzymam kciuki.
Pozdrawiam Was cieplutko!
Miłka bardzo dziękuje za namiary na lekarza i onkorejs. Mnie 3 lata temu chciał operowac dr Wilk ale wyliczył mi ponad 3 operacje i doszłam do wniosku o ironio losu ze nie będe do konca zycia leżeć po szpitalach. Ale moze kiedyś jak sublokator pozwoli. Ania dobrze ze u mamy lepiej. Cudnie że ją tak wspierasz. Mamy cel onkomarsz. Trzeba zacząć ćwiczyć !!! Czarownico ty też jesteś super :-)
Nana jesteśmy z Tobą
Szybko poszło, już mam łysa glace. Szoku nie było, bo już to widziałam . Zawsze mogę powiedzieć, że kolor mi się nie podobał… Ale złapałam anginę i biorę od czwartku antybiotyk, przez 7 dni (amoksiklav). Rodzinna powiedziała, żebym przesunęła chemię o tydzień. Zastanawiam się czy to konieczne, gdyby wyniki wyszły dobre to może możnaby podać, byłby to pierwszy dzień bez antybiotyku. Świetne zdjęcia, same radosne dziewczyny.
O ile pamiętam musisz zrobić przerwę po antybiotyku i lepiej nie ryzykuj. Już nie pamiętam ale chyba musi minąć co najmniej tydzień od zakończenia antybiotyku. Lepiej niech to się nie nakłada. Chemia to nie przelewki. Mojemu mężowi umierała kobieta na rękach bo dostała wstrząsu. Weszła na zwykły wlew... I już z niego nie wyszła... Nie było ratunku. Do tej pory mam to przed oczami. Nie piszę żeby straszyć ale żeby zachować rozsądek.
Witajcie! Jestem tak obolała, że nawet nie chce mi się pisać. Już raz napisałam, ale chyba coś niechcący wcisnęłam i wszystko zżarło. Więc od nowa.
W poniedziałek założono mi cewnik do kręgosłupa w okolicy lędźwiowej i "okablowano" całe plecy - rurka od cewnika przyklejona w kilku miejscach plastrami do pleców, wyprowadzona do prawego obojczyka i tu przypinana specjalnym klipsem. Lekarz zapewniał, że po podaniu leku przez ten cewnik będę mogła swobodnie położyć się na plecach czy brzuchu. We wtorek miałam mieć znieczulenie lędźwiowe, jak kobiety rodzące i przeprowadzony właściwy zabieg. Niestety, nic z tego nie wyszło. Wystarczyło, że tylko położyłam się na stole na brzuchu, przeszył mnie tak ogromny ból, że o mało nie wyskoczyłam ze skóry. Zabiegu nie dało się przeprowadzić. W środę podano mi "końską dawkę", ale zemdlałam z powodu drastycznego spadku ciśnienia. Lekarze zdecydowali się spróbować przeprowadzić zabieg w pozycji siedzącej. Wymagało to "przemeblowania", ustawienia aparatury na podwyższeniu i pod kątem. Przeprowadzono termolezję nerwów współczulnych trzewnych, mimo kilku prób nie udało się dotrzeć do nerwów od tej chorej nerki. Zabieg niby w połowie się udał, ale pozytywnych efektów zupełnie brak, tak jak poprzednio.
Co do cewnika w kręgosłupie. Miał służyć do podawania morfiny, bo ponoć jej działanie przy takim podaniu jest znacznie lepsze. Niestety, nie zauważyłam tego, za to utrudnienie ogromne. Odpadła jedyna możliwa pozycja do spania. Śpię przecież na siedząco, opierając się plecami o postawioną na sztorc poduszkę przy szczytku łóżka. Teraz oprzeć się nie dało, bo w kręgosłupie czułam jakby wbito mi gwóźdź, a rurka na plecach wpijała mi się w każde żebro, jako że jestem chuda jak szczapa i składam się, jak powiedział mój wnuczek, wyłącznie z kości, skóry i żył. Do tego utrudniona pielęgnacja i pomoc kogoś przy podawaniu leku, bo sama sobie bym z tym nie poradziła. Stanęło więc na tym, że cewnik usuwamy.
Czyli nic się w kwestii bólu nie zmieniło. Od jutra mam trochę zmienione leki, zwiększoną dawkę morfiny. Co dalej - zobaczymy. Mam już dość leków, lekarzy i leczenia. To nie jest już życie.
Nana każda twoja informacja jest porażająca i nie ma słów które wyraziłyby moją złość i rozczarowanie leczeniem tak poważnych chorób Wierze że jesteś zmęczona ale pamiętaj że zawsze gdzieś o tobie myślimy ufając w lepsze jutro
Nana to bardzo przykre co piszesz i ręce opadają na naszę służbę zdrowia i możliwości pomocy cierpiacym. Nana może w takiej sytuacji jak Twoja warto spróbować jeszcze tego niemieckiego methadonu. Zajrzyj na stronę Facebooka D-L METHADON- Mój partner w walce z rakiem. Może nawet jeżeli nie uwierzymy, że pomaga on w walce z rakiem, czy uznamy, że jest to kolejna ściema i wynalazek facebookowy cudownego leku na raka, to może będzie skuteczny w uśmierzeniu bólu. Ten niemiecki methadon jest duzo silniejszy od polskiego.
Nana czytam Ciebie ilekroć piszesz .Jaka Ty jesteś dzielna ,jestes wzorem dla walczących z tym potwornmy skorupiakiem.
Nana przeczytałam o Oli ,na której postawiono przysłowiowy krzyżyk w Polsce .Ta jednak znalazła Szpital Onkologiczny w Barcelonie .Tam s ie udała i co z tego wyszło .
Napisz Kochana do Niej i jedz po prostu jedz !