Rozmawiałyśmy o podaniu Caelyxu,może w połączeniu z Carboplatyną.Jutro mam badanie krwi a potem na wizycie ustalenia.Jestem nastawiona bojowo bo od pół roku byłam bez chemii a teraz powtórka z "rozrywki"........
Czytałam dziś wcześniejsze posty i oczywiście trafiłam na wpisy Lupus i Kucji.Czy kto ma wiadomości o tym co z nimi?
Witam wszystkich! Jestem tu zupełnie nowa. Tą stronę znalazłam ostatniej nocy. Sytuacja życiowa w jakiej się znalazłam jest dla mnie również zupełnie nowa. O tym, że mam raka dowiedziałam się zaledwie tydzień temu a już za 3 tygodnie mam się poddać operacji radykalnej. Ale od początku. Mam 33 lata. Jestem mamą trzyletniej Emilki i czterotygodniowej (!) Basi. W ciąży z Basią podczas USG lekarka stwierdziła duży guz jajnika lewego (ok 8 cm). Podczas cesarskiego cięcia wycięto ten lewy jajnik wraz z jajowodem. Byłam pewna, że to coś zupełnie niegroźnego ( bardzo naiwnie...). Pewnie dlatego, że przez całą ciążę miałam bardzo dobre wyniki badań krwi (morfologię, CRP a nawet marker CA 125 wynosił 39). Wynik histopatologii: guz pierwotny, typ jasnokomórkowy. Podobno jasnokomórkowy rak jajnika jest bardzo rzadki a podczas ciąży to zupełny ewenement. Dodam, że lekarze przeprowadzający zabieg powiedzieli, że guz był zamknięty w torebce jajnika (nie wydostał się na zewnątrz) i oni go usunęli nie naruszając go oraz że nie widzieli żeby na innych narządach były jakiekolwiek zmiany. W badaniu USG tydzień temu prawy jajnik i macica wyglądają prawidłowo. Mimo to, za trzy tygodnie mam iść do szpitala na tomografię komputerową jamy brzusznej, rentgen klatki piersiowej i na drugi dzień operacja wycięcia całej reszty. Liczę, że na tym będzie koniec tego koszmaru i chemia okaże się niepotrzebna ( ten typ raka jest odporny na chemię). Bardzo boję się tego jak moje życie będzie wyglądać po tej operacji. Boję się jej skutków. Mam wrażenie, że już nie będę sobą… Proszę osoby, które miały ten typ raka jajnika i te które także przeszły operację radykalną o rady lub informacje czy faktycznie jest po tym zabiegu aż tak źle… Ale moje pytanie jest też takie, czy sądzicie, że po operacji uda mi się utrzymać laktację (jeśli będę odciągała pokarm w szpitalu) ? Ja wiem, że to może nie jest taka ważna sprawa, że cóż znaczy zamartwianie się laktacją przy zbliżającej się operacji wycięcia wszystkich narządów kobiecych i nie tylko. Ba! Cóż to znaczy przy świadomości, że ma się raka złośliwego i tego, że taka choroba różnie się kończy… Ja po prostu mam totalny mętlik w głowie i nie mogę sobie tego wszystkiego poukładać ( tym bardziej, że nowa sytuacja dotyczy też zmiany w domu: nowe, maleńkie dziecko – wcześniak do tego i trzylatka i totalny brak czasu na cokolwiek i niewyspanie…). Dlatego staram się nie myśleć o tysiącu możliwych wersji przyszłych zdarzeń a skupić na konkretach: czy będę mogła karmić i czy jest szansa, że po operacji nie będę otyłą podstarzałą histeryczką z depresją, z którą nikt nie będzie mógł wytrzymać i z którą ja sama nie będę mogła wytrzymać… Przepraszam, że tak przydługo.
Dziękuję z góry za każdą odpowiedź.
Witaj EwkaS - przykro mi, ale z laktacją raczej się pożegnaj. To nie tylko kwestia odciągania pokarmu (a wiec utrzymania laktacji), ale przede wszystkim leków które będziesz dostawała w okresie okołooperacyjnym ( wszystkie generalnie przeciwwskazane w trakcie karmienia). Co do objawów przedwczesnej menopauzy - pewnie bywa różnie, ale u mnie póki co nie jest źle :)
KK7 dziękuję za odpowiedź. Ale kiedy wyjdę ze szpitala po około wygodniu ponoć to wciąż będę musiała brać jakieś leki? Pokarm odciągnięty w szpitalu spisuję na stratę ale potem może się już będzie dało?
No i jeszcze co sądzicie o terapii hormonalnej zastępczej? Sprawdza się czy lepiej obejść się bez tego?
EwkaS moja mama ma ten typ tzn.ma częściowo jasnokomorkowy. Operacja radykalną 2 lata temu guz usunięty w całości plus węzły chłonne, wyrostek, sieć itp. Czyli wszystko zgodnie z procedurą, potem 6 cykli chemioterapii bo pomimoże niskiego stopnia zaawansowania to G3 czyli wysoka złośliwość