Witajcie, jeżeli brak dobrych wieści to podzielę się swoją radością, minęło 4 lata od zakończenia chemii, cały czas bez wznowy, dzisiaj zbadałam marker i dalej dobry, oby tak dalej, jeżeli miałabym jakieś marzenie, to tylko takie aby ten obrzydliwy strach który przychodzi czasami nie wiadomo skąd przestał mnie męczyć, ale chyba za wiele chcę,
pozdrawiam wszystkie dzielne dziewczyny😁
Super wieści Mario!! :) oby tak dalej!!
Bardzo chcę wierzyć i mam nadzieję, że szanse na życie bez wznowy mają również te u których zdiagnozowano raka w stadium zaawansowanym :(
Nana czy chemiczka poszła - jak się czujesz?
Serdecznie pozdrawiam
Mario doskonale Cię rozumiem... z tego tez powodu w poniedziałek mam pierwsza wizytę u psychologa. Przez te wszystkie lata nie skorzystałam ani razu. Ten strach mnie paraliżuje i uniemożliwia mi bycie w pełni szczęśliwa.
Mam wszystko o czym zawsze marzyłam, wspaniałego męża, cudownego synka, wymarzona prace. W ciągu tych trzech lat mialo miejsce mnóstwo przepięknych wydarzeń, wyszłam za mąż, kupiliśmy dom, ukończyłam studia we Włoszech a mimo to nie czuje się do końca szczęśliwa. Często chodzę smutna, zmęczona, nerwowa i wyzywam się na najbliższych.., kiedyś taka nie byłam. Wydaje mi się ze w mojej głowie siedzi przekonanie ze nie mogę się "wyluzować", poczuć za pewnie, bo jak tylko sie poczuje za bardzo szczesliwa to znowu dostane kopa w tyłek... ech poplatane to wszystko, ale mam nadzieje, ze mnie zrozumialyscie
TURCZYNKO - jakbym o sobie czytała... doskonale Ciebie rozumiem. TK wyszło mi czyste a ja boję się tym cieszyć, żeby czasem nie zapeszyć :/ heh...
turczynka napisał:
juststaystrong oczywiście ze szanse są!!!! Powiem Ci tylko, ze u mnie lekarze byli w szoku, ze w ogóle wybudziłam się po operacji!
a dlaczego Twoje wybudzenie ich zszokowało???
Moja operacja trwała bardzo długo bo lekarze "się nie spodziewali" takiej dewastacji. Myśleli ze będą musieli wyciąć mała narośl a w efekcie wyciągnęli ze mnie 18 cm guza. Musieli przedłużać mi narkozę bo oprócz samego guza było mnóstwo wszczepien głównie w okolicach wątroby i musieli długo czyścić.
Po zakończonej operacji lekarz powiedział mojemu mężowi, ze nie spodziewali się tego co zobaczyli po otwarciu brzucha i ze zrobili co w ich mocy, ze nie wiedza czy się wybudzęi ze jeśli się wybudzę to nie wiedza w jakim będę stanie (po zakończonej operacji minęły dwie godziny zanim się wybudziłam) powiedział, ze jeśli przeoczyli jakieś komórki przy wątrobie to niestety ale już nic nie będzie można zrobić. Moja operacja trwała ok 7 godzin...
Oczywiście o słowach lekarza dowiedziałam się po około roku od operacji.
Chemię dostałam w poniedziałek, nie było problemów z morfologią. Widać mój organizm potrzebujej trzech tygodni, by się odbudować. Problemy są z tzw. dolewkami, które są ósmego dnia po pełnym wlewie. Wiadomo, że 8-12 dzień po chemii wyniki są najgorsze, potem już się podnoszą. Jutro mam kontrolę morfologii i, w zależności od wyników, w niedzielę idę, albo i nie, do szpitala na dolewkę. To będzie już ostatni wlew V rzutu chemioterapii. Ca125 - 53,4.
26 września mam mieć TK, prawie jak Carmen. Razem będziemy czekały na opisy. Co dalej - nie wiem. Ale wiecie co? Wcale się nie denerwuję. Wiem, że chemia nie zlikwidowała przerzutów, nie wiem czy chociaż trochę je zahamowała. Boli mnie ta nerka z naciekiem i brzuch. Bez leków przeciwbólowych nie do wytrzymania. Trudno, co ma być, to będzie.