Dziewczyny, pewnie niektóre z Was się obrażą, ale wydaje mi się, że jesteście trochę niesprawiedliwe w stosunku do Kory. Można ją lubić, można nie lubić i jako celebrytkę, i jako człowieka. Staram się śledzić jej losy od czasu, jak zachorowała, artykuły w czasopismach, wpisy w Internecie, wywiady. Pewnie nie wszystkie. Dzisiejszy wywiad wysłuchałam dwa razy. Nie znalazłam niczego, co by potwierdzało, że Kora chce zabłysnąć, że chce coś ugrać tylko dla siebie, wzbudzić litość, że jest egoistką. Ona w ogóle prawie nic nie mówiła dla mediów o swojej chorobie. Wręcz odwrotnie, to było ukrywane tak długo, jak się dało. Jeśli ktoś się na ten temat wypowiadał, to jej mąż, a nie ona sama. A że Kora jest celebrytką, to wiadomo, pożywka dla dziennikarzy. Węszą, wypytują i snują domysły, teorie nierzadko wyssane z palca. Kora nigdy nie mówiła, że wygrała walkę z rakiem. To ulubione zdanie dziennikarzy.
A co do samopoczucia w czasie chemioterapii... Wiadomo, że to da się przeżyć. Jedne znoszą to lepiej, inne gorzej. Jedne przez cały czas morfologię mają w normie, inne muszą mieć przesuniętą chemię, dostać czynniki wzrostu, czy nawet przetaczaną krew. Pochodne platyny też są różne. Większość z nas dostawała carboplatynę, a ta jest dość dobrze tolerowana. Znacznie gorsza jest paraplatyna, bóle mogą być okropne. Ale to nic w porównaniu z cisplatyną. Wiem, co mówię, bo sama przez to przeszłam. Kora, skoro jest mutantką, miała prawdopodobnie właśnie cisplatynę, najbardziej toksyczną ze wszystkich cytostatyków i najbardziej "rzygawczą" (słowo mojej pani doktor).