No i okazało się, że nie zrobią mi badań 'w każdej placówce'. Pani onkolog powiedziała, że mi nie pomoże, bo to sprawa dla hematologa i mam iść poprawić kartę, bo inaczej 'się nie da'. Wyszłam i się rozpłakałam...
Umówiłam się do internistki znowu, na za tydzień. Jak mi powie, że ona już tego nie może poprawić, bo karta jest otwarta, to nie wiem, co zrobię :(
Mam tak bardzo dosyć :( jeszcze posypałam się psychicznie (leczę się psychiatrycznie też) i jest mi podwójnie trudno z tym wszystkim :(
Po długich bojach (nie zamknęli mi jednak karty w centrum onkologii tydzień temu... dopiero jak udało mi się dodzwonić do lekarki do gabinetu, to zamknęła...) udało mi się zdobyć dzisiaj nową kartę. Wszystko byłoby wreszcie fajnie, ale nie, nie ja... Dzwonię na Chocimską i dowiaduję się, że nie mogą mnie przyjąć, bo mam wpisaną 'poradnię onkologiczną', a nie 'hematologiczną' w karcie :/ ręce mi opadły... Byłam już dwa razy dzisiaj w przychodni i nie ma mowy, żebym szła jeszcze raz. nie mam siły... I tutaj pytanie - czy warto rozważyć szpital na Banacha albo Magodent w Warszawie? Czy uparcie próbować dostać się do Instytutu Hematologii?
Pomocy, bo już prawie płaczę z tego wszystkiego :( ile trzeba mieć siły i samozaparcia? :(