Witam Dziewczęta!
Od dłuższego czasu tu zaglądam, czytuję. Zagłębiłam się w kilka Waszych historii, głównie kaa i agnieszka76 i bardzo Wam gratuluję wygranej! Zarówno Wam jak i reszcie, która wygrała lub wytrwale walczy, trzymam kciuki i jestem z Wami całym sercem!
Chciałabym opowiedzieć Wam swoją historię, nim zwariuję. Z góry przepraszam jeśli będzie zbyt długa, postaram się streścić jak najkrócej.
Dwa lata temu otrzymałam zły wynik cytologii, później kolposkopia, wycinek do badań i mamy HSIL. I pewnie wszystko byłoby cudownie gdyby nie to, że zaufałam chyba złej osobie. Mój lekarz prowadzący stwierdził, że wystarczą kontrolne cytologie. Skonsultowałam to z innym lekarzem z mojej przychodni, stwierdził że owszem kontrolne cytologie, ewentualnie zabieg konizacji szyjki. I na tym się skończyło, bo kontrolne cytologie wychodziły dobrze (pominę oczywiście fakt, że były aż dwie, bo non stop walczyłam z nawracającymi infekcjami intymnymi, więc wg lekarza pobieranie cytologii w taki momencie nie było sensu). I tak właśnie minęło dwa lata.
W zeszłym miesiącu po raz pierwszy miałam krwawienie w połowie cyklu, na początku pomyślałam, że to krwawienie okołoowulacyjne, gdyż towarzyszył mu ból podbrzusza i ból piersi. Choć zaznaczam że nigdy wcześniej takiego krwawienia nie miałam. W międzyczasie kilka zapaleń pęcherza na zmianę z infekcjami intymnymi. Krwawienie, pęcherz, infekcje. Powoli zaczęłam wszystko sklejać w całość, z dnia na dzień wróciłam do Polski. Po tygodniu udało mi się zrobić cytologię, u trzeciego ginekologa, którego zdążyłam już odwiedzić (wszędzie to samo "bez sensu pobierać cytologię gdy jest infekcja, przeleczymy to zrobimy"). Drugi tydzień na tę cytologię czekam. Nie wspomnę o tym, że od momentu zrobienia cytologii przynajmniej raz, dwa razy w ciągu dnia odczuwam dyskomfort w podbrzuszu, tak jakby uczucie ciągnięcia, ból pachwin promieniujący przez uda oraz ból lędźwi.
Trafiłam na lekarza "z sercem", pierwszy, który mnie nie olał, zrobił wszystkie badania, potraktowa.l mnie jak człowieka. Twierdzi on, że "gołym okiem" (usg, badanie dopochwowe) nie widzi żadnych zmian, więc objawy o których mówię nie mogą być stadium zaawansowanym raka, muszą dotyczyć czegoś innego i żebym się nie martwiła, bo nie wierzy, żeby w dwa lata (!) nastąpił taki progress choroby, ale wiadomo. Dopóki byłam w gabinecie wierzyłam, z każdym dniem widzę coraz czarniejszy scenariusz.
Najgorsze jest to, że jedyna osoba jaką mogę winić za cały ten stan, to ja sama. Gdybym choć trochę, wtedy, te dwa lata temu, poczytała o raku szyjki macicy może byłabym dziś w innym miejscu. Ale po śmierci taty na nowotwór i po tym jak moja mama nowotwór pokonała chciałam wierzyć, że te kontrole wystarczą, że mnie to nie dotyczy.
Mam tylko nadzieję, że przez swoją głupotę i ignorancję nie straciłam jeszcze szansy.
Wiem jak tragicznie brzmi mój post, ale pomimo tego jak fatalnie czuje się moja psychika (Wy na pewno to rozumiecie), nie tracę nadziei.
Pozdrawiam Was serdecznie i ściskam mocno! Będę zaglądać i kibicować wszystkim w walce.
Aparat, a skąd jesteś?
ja dzisiaj byłam u lekarza i niestety jestem skolowana. Lekarka uważa, że moje wyniki sie wykluczaja. Z jednej strony w cytologii i kolposkopii wyszly malutkie zmiany, wymagajace obserwacji. Z kolei dodatni CINtec swiadczy o tym, ze cos zlego sie dzieje. Zapisala mnie na ponowna kolposkopie z pobraniem wycinkow histopato. Niestety pierwszy wolny termin jest za miesiac ;( to czekanie jest najgorsze ;(
Dziewczyny czy jest wśród Was osoba, która po konizacji z linią cięcia wolną od dysplazji po pewnym czasie miała asc-us s cytologii i ten wynik zmienił się jeszcze na lepsze? Czy to jednak oznacza że proces nowotworzenia zaczął się od nowa? Zaznaczam że w ostatnim teście na HPV wykonanym po otrzymaniu wyniku cytologii asc-us nie wykryto HPV, mimo że przed konizacją miałam 2 typy wysokoonkogenne...
Ja po konizacji czułam się dobrze, mało plamień max.do kilku dni po zabiegu, z konizacji pamiętam do dzisiaj jednak niesamowite mdłości tuż po obudzeniu się i to tyle. Najwniejsze to wstrzymać się przez określony czas od wysiłku fizycznego, wyłącznie prysznic.
No właśnie, każdy inaczej. Mnie tez bolało przez kilka godzin ale morfiny nie brałam i na wieczór już bez przeciwbólowych, do dziś.
Tak sobie myśle, ze teraz to może dokuczać mi jajnik, jak to zawsze u mnie w połowie cyklu
Agata , najgorzej wspominam ból ten w dniu zabiegu , nie do opisania , nawet morfina nie pomagała , jedyne co to powodowała że spałam i jakoś zniosłam ten stan. Trwało to jakieś 8 godzin , poźniej było lepiej .
Martyna90 dziękuje za odzew. Ja tez nie biorę tabletek wiec tym bardziej aż tak mnie to nie martwi. Różnie lekarze się wypowiadają.. jedni, ze pobolewanie występują do kilku godzin a potem już brak dolegliwości. Inni, ze może pobolewac nawet do tygodnia
I nie wiadomo w końcu jaki stan jest jeszcze w normie.
Zreszta, uważam, ze to mocno sprawa indywidualna. Każdy organizm przechodzi rekonwalescencję w swoim tempie i w różnych odczuciach.
Tak czy inaczej, fajnie poznać czyjeś doświadczenia w tej kwestii.
Mnie pobolewał brzuch do tygodnia , ale to nie było dokuczliwe , nie brałam na ten ból żadnych tabsów.
Kobietki po konizacji chirurgicznej, czy pobolewał Was brzuch a dokładniej podbrzusze? Jeśli tak czy długo? Ja miałam konizacje i abrazje i wyciąganie wkładki.
U mnie dziś 4 dzień od operacji i chwilami mnie pobolewa. Krwawienia nie mam, wkładka tylko odrobine zabarwiona na „różowo”..
W sumie to chyba się czuje podobnie jak w dniach kiedy dochodziłam do siebie po porodzie siłami natury. Wiec może mam prawo odczuwać takie dolegliwości.. tak sobie to tłumacze ;)