Ostatnie odpowiedzi na forum
Mała, mój nowotwór jest z tych gonadalnych ;) tak czy siak ja wiem, wierzę, że będę zdrowa już zawsze...
Ale wiecie dziewczyny, moje problemy z pamięcią i intelektem zupełnie nie mijają. W czasie wakacji zauważyłam nawet, że mniej blyskotliwie niż dotychczas posługuje się językami obcymi. Może nie ma tu tragedii jakiejś, ale czuję, że jest mi ciężej... Minie, prawda? :) pozdrawiam w ten upalny dzień :)
Turczynko, zgadza się, miałam BEP. Skończyłam na początku marca i też miałam duszności. Mniej więcej od czerwca jest mi dużo lżej, jeśli chodzi o oddychanie. W lipcu byłam w Grecji i tam ta dolegliwość minęła zupełnie. Gorzej jest mi znowu odkąd wróciłam, ciężko znoszę upały, ratuję się bezpieczną klimatyzacją w domu i nawilżaczem powietrza (choć wiem, że są przeciwnicy). Niestety, nadal odczuwam ogromne bóle kości i stawów. Potworne wręcz, jakby mi coś skręcało nogi, ręce, palce. I jeszcze mam kłopoty z pamięcią, może to przez to, że po jednej z chemii miałam mikro udar. Rezonans głowy niczego nie wykazał, ale zaczyna mnie to niepokoić. Ciekawa jestem, czy któraś z Was miała podobne problemy z pamięcią po chemii?
Turczynko, mam nadzieję, że te duszności u Ciebie miną szybko.
Mała, o jakim artykule piszesz? Może wkleisz link? ;)
W marcu skończyłam chemię, a turban zdjęłam już cztery, a nie trzy tygodnie temu. Cudowne uczucie, znów czuć wiatr we włosach :) Nie rosną kręcone, są dokładnie takie jak były przed chemią, co mnie akurat cieszy. A długość włosów...nie mam czym ich zmierzyć, trocę wstydzę się zamieścić tu zdjęcie... No na moje oko mają tak ok 5 cm i już dwa razy byłam u fryzjera, żeby ta fryzura kształtnie wyglądała. I jest naprawdę ok :) w ogóle nie widać, że byłam chora. Jedno jest pewne: bez żelu, którym muszę ujarzmiać trochę włosy, wyglądam jak nastroszona sówka ;) Doczekasz się, zobaczysz!
Lena, bardzo się cieszę i trzymam kciuki, żeby ta dobra energia z Tobą była :) myśl o sobie jako o wspaniałej, mądrej dziewczynie a inni też tak będą myśleć o Tobie. Życie w lęku o to, jak postrzegają nas inni, nie prowadzi do pozytywnych skutków.
I tak jak mówią dziewczyny - żyj, dawaj ludziom siebie, a szczęście samo Cię dogoni. Wiem co mówię :) mocno ściskam Was wszystkie. P.S.od trzech tygodni chodzę bez turbanu, jupiiii!!
Lena, bardzo się cieszę i trzymam kciuki, żeby ta dobra energia z Tobą była :) myśl o sobie jako o wspaniałej, mądrej dziewczynie a inni też tak będą myśleć o Tobie. Życie w lęku o to, jak postrzegają nas inni, nie prowadzi do pozytywnych skutków.
I tak jak mówią dziewczyny - żyj, dawaj ludziom siebie, a szczęście samo Cię dogoni. Wiem co mówię :) mocno ściskam Was wszystkie. P.S.od trzech tygodni chodzę bez turbanu, jupiiii!!
Witaj, Lena.
Wydaje mi się, że wiele problemów zaczyna się w naszej głowie. Skąd pomysł, że jesteś/jesteśmy mniej warte tylko dlatego, że więcej lub mniej nam wycięto? Spotkała nas choroba, ciężka, niesprawiedliwa. Ale to nie znaczy, że jesteśmy wybrakowane. Ja nie mam dzieci, więc piszę to z całą odpowiedzialnością: o Twojej wartości świadczysz Ty sama. Nie to, czy masz dzieci, czy masz faceta, czy jesteś sama i z jakiego powodu. Kiedy zaczniesz traktować siebie z szacunkiem i miłością, inni nie będą Cię znieważać tylko dlatego, że Twoje życie aktualnie wygląda tak jak wygląda.
Co do mówienia o chorobie... Ja powiedziałam, nie kryłam tego. Ludziom na poziomie (i uwaga- njaczęściej to byli ci, po których akurat tego bym się nie spodziewała...) wystarczyło, że powiedziałam: tak, mam nowotwór, ale wycięto mi go i zdrowieję. Oni zyczyli zdrowia i oferowali pomoc; co jakiś czas piszą do mnie lub dzwonią. Ci, którzy do tego poziomu nie dorastają, pytali w pierwszej kolejności: a będziesz miała dziecko? Bolało, nie powiem. Ale cały czas powtarzam sobie, że dziecko i mąż nie definiują mnie. Poza tym, można mówić tak jak wspomniała chyba Maria: powiedzieć, ale nie do końca.
Chciałabym, żeby świat był trochę inny niż jest. I żeby ludzie porzucili głupie stereotypy. To, że mam 31 lat, wcale nie oznacza, że mogę żyć szczęśliwie tylko z dzieckiem u piersi. Chciałabym, żeby ono się pojawiło. Ale jeśli tak się nie stanie- wolę to zaakceptować i szukać szczęścia w czym innym. choroba już wystarczająco nam dokuczyła, nie można żyć według tego, co powiedzą inni. Skup się na sobie, jesteś wspaniałą, wrażliwą osobą, z tego co Cię "czytam".
Mala, pewnie, że będziemy w tych 30-stu :)
Włosy zaczęły rosnąć przy ostatniej bleomecynie. Ale na początku to był mało ciekawy puszek. Jestem trzy miesiące po chemii i wybieram się do fryzjera, żeby ujarzmić tego jezyka i móc chodzić bez turbanu ;) chociaż teraz już tak nie przeżywam mojego nieodlacznego nakrycia głowy. Bawię się kolorowymi chustami, zawijam je w turban, jest fajnie ;) w trakcie chemioterapii czułam się tak strasznie, że nie myślałam nawet o tym.... Czas działa na korzyść ;) ale masz rację, te 5 dni w szpitalu strasznie się duży... Bądź dzielna!
Co do cukru - może zmienisz na ksylitol?
Mała, mam 30 lat i nie mam dzieci. O szansach na dziecko mówili mi onkolodzy i ginekolog - w Lublinie i Wrocławiu. Czytałam też w necie, jak będę miała więcej czasu to podeślę link. Generalnie mówiono mi, że tylko 30% chorych po BEP-IE może mieć potomstwo, co tyczy się kobiet i mężczyzn. Ale lekarze też mówili mi o przypadkach wręcz odwrotnych. Ja generalnie optymistycznie się do wszystkiego nastawiam ;)
Co do okresu - skończyłam chemię na początku marca, miałam trzy serie i już drugi okres miałam 17.06. Dla mnie to normalnie święto było :) mój ginekolog też się ucieszył bardzo.
A włosy wylecialy wszystkie, rzęsy nie, a brwi się prserzedzily. Teraz moje włosy przypominają już włosy, taki krótki język mam, ale zanim zapuszczac zaczęłam, to je zgolilam do zera cztery razy. I piłam sok z pokrzywy. Ale nie wiem czy to dobre metody ;)
Na jakim etapie jesteś? Jak się czujesz? Ciężko przechodzisz to leczenie? U mnie była masakra... Ale już jest lepiej i lepiej. Zwłaszcza odkąd włosy trochę odstają od czaszki ;)
Mała, nie miałam radykalnej operacji - usunięto mi lewy jajnik. Może mimo tego będę mogła Ci pomóc.
Strasznie ciężka dyskusja się tu rozwija. Mimo że teoretycznie mam szansę na dziecko, to wiem, że po chemii BEP te szanse są stanowczo mniejsze. Bardzo to bolało. Ale dotarło w końcu do mnie, że może widocznie dla mnie jest inna droga, która wiedzie do szczęścia. Przecież nie każdy musi mieć dzieci... Mimo że bardzo chciałabym, wolę uczyć się akceptacji wszystkiego, co się wydarzy. Choć to takie trudne.. Strasznie lubię swoje życie i teraz cenię je tym mocniej. Chcę być szczęśliwa mimo wszystko - mimo okropnie krótkich włosów, głupich spojrzeń, idiotycznych pytań ('a będziesz mogła mieć dzieci??? Niepotrzebnie zwlekalas! '), bólu kolan i łokci, braku własnych dzieci.... Wiecie, co najgorszego możemy w tej sytuacji zrobić? Nabawic się alergii na cudze dzieci. Cieszmy się życiem, dziewczyny....